„Pielgrzym” to kryptonim człowieka, który oficjalnie nie istnieje. Dawniej dowodził tajnym wydziałem wewnętrznym amerykańskiego wywiadu. Zanim wycofał się ze służby i zniknął, zawarł swe zawodowe doświadczenie w niezrównanej książce na temat technik śledczych. Nie przewidział jednak, że posłuży ona jako podręcznik mordercy…
Młoda kobieta zamordowana w podrzędnym hotelu na Manhattanie.
Mężczyzna publicznie ścięty w Arabii Saudyjskiej.
Oczy skradzione żywemu człowiekowi pracującemu w tajnym syryjskim laboratorium badawczym.
Dymiące ludzkie szczątki na zboczu góry w Hindukuszu.
Spisek, którego sednem jest przerażająca zbrodnia przeciwko ludzkości.
Jedna nić, która łączy wszystkie te sprawy.
Jeden człowiek, który podejmie wyzwanie.
Pielgrzym.
„Dzień Szakala”, „Homeland”, agent Bourne – „Pielgrzym” ma cechy najlepszych thrillerów wszech czasów, sprawia, że mimowolnie wstrzymujesz oddech podczas lektury.
Premiera (Świat)
20 maja 2014Premiera (Polska)
20 maja 2014Polskie tłumaczenie
Maciej SzymańskiLiczba stron
768Autor:
Terry HayesGatunek:
ThrillerWydawca:
Polska: Rebis
Najnowsza recenzja redakcji
Nie chodzi tu w zasadzie o fabułę, bo nie odbiega ona specjalnie od wspomnianego wyżej schematu (choć pojawia się kilka przyjemnych smaczków). Po prostu Hayesowi udało się wokół owej fabuły stworzyć doskonałą otoczkę, intrygujący świat przedstawiony i dobrze zarysowanych bohaterów. W efekcie książkę czyta się z przyjemnością i rzadko kiedy zdarzają się nudniejsze momenty. Autor wykazuje się również dość dobrym warsztatem zarówno w kwestii barwnych, ale niezbyt długich opisów, jak i pomyślnego użycia retrospekcji (o dziwo, umiejętność ta nie jest wcale taka popularna wśród pisarzy i cofnięcie się w czasie często jedynie irytuje zamiast ciekawić). W stosunku do podobnych tytułów nieco po łebkach potraktowane jest funkcjonowanie służb specjalnych – z drugiej jednak strony w zbyt wielu książkach pojawia się aż za dużo opisów ich działania, a przecież tytułowy Pielgrzym jest już agentem emerytowanym, mającym, mimo stosunkowo młodego wieku, karierę za sobą. Będzie musiał jednak wrócić do swoich przyzwyczajeń i do dawnego życia na prośbę swojego przyjaciela. Zwłaszcza że początki śledztwa opierają się o książkę, którą on sam napisał – morderca, zabijając kobietę w jakimś niewielkim motelu, skorzystał z całej wiedzy, którą Pielgrzym niefrasobliwie zawarł w swoim dziele. Dziele, które nigdy nie powinno powstać, bowiem, jak się okazało, nie tylko ci dobrzy lubią czytać i wyciągać wnioski z tego, co przeczytali. Morderstwo to będzie jednak dopiero początkiem, lekkim puknięciem, po którym sypną się klocki domina.
Czytaj również: Pierwsza grafika z adaptacji książki SF Ricka Yanceya "Piąta fala"
Zarówno Pielgrzym, jak i jego antagonista (zwany Saracenem) nie są postaciami czarno-białymi, mają swoje odcienie szarości, przede wszystkim jednak mają swoje cele. Przyjemnie jest wiedzieć, że człowiekiem, który ma plan wymazać ze świata ogromną liczbę ludzkich istnień, nie jest zły – przynajmniej nie w diabelski sposób, nie czyni zła dla samego zła. Ma opracowany plan i (wyłączając wymordowanie całkiem sporej rzeszy obywateli USA) jest to plan intrygujący. Konsekwentnie się go trzyma, wykorzystując do tego najnowocześniejsze zdobycze techniki i swoje własne, godne podziwu umiejętności oraz makabryczną wyobraźnię. Tym samym przez Saracena autor porusza również kwestie dostępu do wiedzy mogącej stanowić potencjalne zagrożenie – w tym wypadku chodzi o tworzenie wspomnianej już broni biologicznej. Ponadto należy zaznaczyć, że reszta postaci także została wykreowana ciekawie (mnie osobiście najbardziej ujął haker pseudo-Japończyk i jego kobieta) i nadaje koloru całej powieści.
W ostatnim czasie pojawiło się sporo podobnych tytułów, z czystym sercem mogę jednak polecić Pielgrzyma, który zdecydowanie wyróżnia się w tej raczej bezładnej masie. Przyjemny, dobrze napisany (choć czasem z nieco przytłaczającym klimatem), z pewnością będzie odpowiednią lekturą dla wszystkich fanów gatunku. Całkiem niezły warsztat autora sprawia, że książkę czyta się szybko i z zainteresowaniem, bo historia wciąga od początku do samego końca. W kilku miejscach razi amerykański patos, ale żadna książka nie jest przecież doskonała i jakoś można przez to przebrnąć.