Najnowsza recenzja redakcji
Jak łatwo policzyć, mija właśnie dwadzieścia lat od pierwszej powieści, w której pojawił się współczesny jeździec znikąd - Jack Reacher, który podróżuje po świecie (głównie Stanach) ze szczoteczką do zębów i (z czasem) kartą kredytową, zaprowadzając porządek, tam gdzie trzeba. Lee Child z godnym podziwu samozaparciem dostarcza nam co roku kolejną książkę o jego przygodach i oto przyszedł czas na dwudziestą pierwszą. W międzyczasie powstały też dwa filmy kinowe oparte na przygodach Reachera, ale ponieważ uparcie uważam obsadzenie w głównej roli Toma Cruise'a za jeden z największych błędów castingowych w historii cywilizacji, pozwolicie, że spróbuję wyprzeć to z pamięci.
Zajmijmy się zatem samą nową książką. Polski tytuł Night School raczej niedokładnie oddaje znaczenie oryginału (Night School), ale paradoksalnie znacznie lepiej pasuje do tego, o co w tej fabule chodzi. Bo uwierzcie - chodzi znacznie bardziej o te sto milionów niż o szkołę. Child przez lata przyzwyczaił nas do schematu - Reacher podróżuje, ładuje się w coś dziwnego albo odkrywa coś niepokojącego, zachowuje się jak inteligentny czołg w składzie porcelany i zwykle po ostatecznym ukaraniu niegodziwców oddala się ku zachodzącemu słońcu. No, czasem jeszcze po drodze niezobowiązująco prześpi się z jakąś ładną panią, na którą podziała jego magnetyczna osobowość. I to działa. Świetnie. Naprawdę. A jak coś działa, nie ma co tego naprawiać, prawda? Jak więc to wygląda tym razem?
Jednak ciut inaczej. Bo, co zresztą też już się na przestrzeni tych wcześniejszych dwudziestu powieści zdarzało, wracamy do przeszłości. Do czasów, w których Reacher jeszcze nie wędrował sobie po Stanach tylko był majorem żandarmerii i po prostu wykonywał rozkazy. Ale wcale to nie oznacza, że major Reacher zachowywać się będzie inaczej niż zwykle. To znaczy znowu mamy skomplikowaną sprawę (tym razem szpiegowską), sporo fałszywych przesłanek, które trzeba wyeliminować, kilka spektakularnych bójek, ładną panią i bardzo satysfakcjonujący finał.
W tej fabule cofamy się właśnie o te dwie dekady. To pewnie jedna z ostatnich większych misji Reachera przed rezygnacją z wojska. Oto nasz bohater w świetnej formie (fizycznej, psychicznej i umysłowej), który dokładnie wie, co robi i bez większego namysłu wybiera słuszne opcje. To też jedna z najbardziej epickich przygód - czasem przecież walczył przez całą powieść z jakimś małomiasteczkowym gangiem - tu zmaga się właściwie z potencjalnie poważnym światowym kryzysem. Child wrócił tu też do źródeł - w najnowszych powieściach widać jak Reacher coraz bardziej musi umieć zachowywać się w nowoczesnym świecie, gdzie internet i cała współczesna cywilizacja jest nastawiona na wykluczenie, wręcz na uniemożliwienie istnienia takich samotnych ptaków jak on. Tym razem mamy dopiero rok 1996, świat wygląda znacznie bardziej analogowo - swoją drogą przez chwilę się zastanówcie i przypomnijcie jak wyglądało życie te dwadzieścia lat temu (o ile oczywiście to pamiętacie). Te dwadzieścia lat zmieniło codzienne funkcjonowanie ludzkości chyba bardziej niż poprzednie pięćdziesiąt.
Child umiejętnie to wykorzystuje i bawi się dwudziestowiecznymi realiami, ale też korzysta z nich, by nadać swej fabule jeszcze większy rozmach. To zdecydowanie jedna z najlepszych powieści z Reacherem w historii. Taka, której lektura stawia też kilka ciekawych pytań. Skoro opowieści szpiegowski wychodzą Childowi równie dobrze jak te czysto sensacyjne, to aż korci zastanowić się, jakby sobie poradził z przygodami Jamesa Bonda? Skoro Reacher jest postacią tak uniwersalną i sprawdza się w najróżniejszych czasach i miejscach, to może fajnie by było przeczytać jakąś opowieść (np. o jego wcześniejszej inkarnacji/może jakimś pradziadku) rozgrywającą się na Dzikim Zachodzie?
Takie dywagacje można sobie ciągnąć w nieskończoność, ale najważniejsze są fakty. Child napisał dwudziestą pierwszą powieść z Jackiem Reacherem. Jest świetna - czyli autor wciąż ma siłę i moc. I nadal tworzy i wydaje - niczym Woody Allen - jeden tytuł rocznie. I ja bez wstydu przyznaję, że na nowego Childa czekam znacznie bardziej niż na nowego Allena. Dwudziesty drugi już jest zapowiedziany. Będzie się nazywał No Middle Name.