Nowy Jork, 1919 rok. Robert Black jest młodym, ambitnym dziennikarzem odnoszącym coraz większe sukcesy. Jednak samobójstwo bliskiej mu osoby sprowadzi go na mroczną drogę wiodącą do tajemniczej księgi i jeszcze bardziej tajemniczej sekty. Życie Blacka całkowicie się zmieni. Czym zakończą się jego poszukiwania? Alan Moore, genialny twórca Strażników i V jak Vendetta, sięga do uniwersum autora Zewu Cthulhu. Tę mroczną, niepokojącą historię zilustrował Jacen Burrows. Polskie wydanie zostało wzbogacone o wstęp i leksykon nawiązań do twórczości H.P. Lovecrafta, których autorem jest Mateusz Kopacz.
Premiera (Świat)
17 lipca 2019Premiera (Polska)
17 lipca 2019ISBN
9788328135857Polskie tłumaczenie
Jacek ŻuławnikLiczba stron
176Autor:
Jacen Burrows, Alan MooreGatunek:
KomiksWydawca:
Polska: Egmont
Najnowsza recenzja redakcji
Providence to amerykańskie miasto, gdzie żył, tworzył i zmarł H.P. Lovecraft. Był on twórcą, który wprowadził gatunek grozy na zupełnie nowy poziom. Dzisiaj, mimo że niedoceniony przez popkulturę, jest inspiracją dla wielu twórców działających w ramach horroru. Więcej na jego temat możecie przeczytać tutaj. My skupmy się na wydawnictwie, które właśnie miało premierę w Polsce. Providence to seria komiksów, gdzie z legendą Lovecrafta mierzy się kolejny kultowy artysta - Alan Moore.
Tego pana oczywiście nikomu nie trzeba przedstawiać. Alan Moore to niegrzeczny chłopiec współczesnego komiksu. Można by rzec, że z wiekiem jest coraz bardziej niepokorny. Robi i mówi, co mu się żywnie podoba, a jego dzieła często są nieokiełznane i obrazoburcze. Taki był Neonomicon, wydany również w Polsce komiks z 2010, w którym Alan Moore po raz drugi odwiedził świat Lovecrafta (pierwsze dzieło nawiązujące do twórczości autora to Podwórze z 2003 roku). Niestety, tego wydawnictwa nie można uznać za w pełni udane. Abstrahując już od jawnie pornograficznego epizodu (w późniejszych wywiadach Moore przyznał, że mogli tu trochę przesadzić), całość miała charakter zbyt chaotyczny i nieco gorączkowy. Prawie na każdej stronie mieliśmy jawne i bezwstydne nawiązania do twórczości HPL, nie mówiąc już o tym, że sam autor był przedmiotem śledztwa bohaterów. Proza pisarza opierała się raczej na tajemnicy, która ukryta jest przed naszymi oczyma. My możemy zobaczyć jedynie skrawek czegoś, co przekracza nasze zdolności pojmowania. I tu na szczęście, Providence wychodzi obronną ręką.
W wydanym w Polsce pierwszym tomie przenosimy się do 1919 roku, aby poznać młodego dziennikarza Roberta Blacka. Mężczyzna ma osobistą tajemnicę i głowę pełną pomysłów. Na razie jednak musi szukać tematów do artykułów dla jednego z poczytnych dzienników. W ten sposób trafia na trop okultystycznej księgi, która jak się okazuje, jest również związana z jego przeszłością. Tajemnice zaginionego woluminu wciągają bez reszty młodego dziennikarza. Rozpoczyna prywatne śledztwo kierujące go w rejony Ameryki, których nie śnił nawet odwiedzić. Na swojej drodze spotyka niesamowitych ludzi i doświadcza niepokojących zdarzeń. Zaczyna odnosić wrażenie, że jego osoba jest częścią czegoś większego i niezrozumiałego.
Tak pokrótce wygląda szkielet fabuły Providence. Mamy więc dziennikarza, z którym przemierzamy Amerykę okresu międzywojennego w poszukiwaniu tajemniczej księgi. Każdy epizod podróży to flirt z twórczością HPL. W pierwszym tomie pojawiają się między innymi nawiązania do opowiadań Widmo nad Innsmouth i Zgroza w Dunwich. Mimo że imiona postaci i nazwy miast zostały zmienione, duch Lovecrafta unosi się nad całością. Alan Moore przyznał w jednym z wywiadów, że przygotowując się do napisania Providence, przeczytał praktycznie wszystko, co wyszło spod ręki HPL oraz jego współpracowników. Czuć to od pierwszych stron komiksu i to jest właśnie największą siłą całości. Nie dość, że podchodzi do materiału źródłowego z należytym szacunkiem, to jeszcze nie popełnia błędów z Neonomicon i Podwórza. Nie rzuca nam wszystkiego już od pierwszych stron, a prowadzi narrację w sposób subtelny, wręcz poetycki.
Główny bohater jest romantykiem, który podczas swoich podróży odwiedza przerażające miejsca. Nie zauważa jednak grozy, ponieważ jego zdolności poznawcze nie są gotowe na mity Cthulhu. Tego typu prowadzenie fabuły doskonale koresponduje z twórczością Lovecrafta. Nie ma tutaj potworów, czarów i brutalnych obrzędów. Są za to delikatne sugestie, ledwo słyszalne podszepty i ukryte niepokojące wskazówki. Wszechobecne, lecz nienachalne dygresje nawiązują do dzieł HPL. Dzięki przyjętej formie przemieniamy się w odkrywców. Niczym Robert Black stajemy na skraju czegoś niepojętego, ale na tę chwilę nie jesteśmy w stanie zauważyć pełni grozy tego, co doświadczamy.
Taka konwencja to prawdziwa gratka dla miłośników HPL. Nie ukrywajmy – z Providence najwięcej przyjemności zaczerpną zakochani w mitach Cthulhu. Nie oznacza to jednak, że pozostali będą musieli obejść się smakiem. Lovecraft jest przecież ojcem horroru. Miłośnicy tego gatunku z pewnością dadzą się uwieść niepokojącemu klimatowi Providence. Wydawca komiksu, mając świadomość, że nie każdy jest zaznajomiony z opowieściami o Wielkich Przedwiecznych, umieścił na końcu tomu leksykon nawiązań do Lovecrafta. Dzięki temu zestawieniu żaden smaczek nam nie umknie, choć wartości fabularnej nie ma w nim za dużo.
Providence jest komiksem, który stawia na treść zamiast akcji. Każda strona wypełniona jest długimi, rozbudowanymi dialogami. Mamy przemyślenia protagonisty, filozoficzne rozważania bohaterów, szczegółowe opisy śledztwa. Dużo miejsca zajmuje również raptularz, czyli zeszyt, w którym Robert zapisuje swoje pomysły na opowiadania i streszcza minione wydarzenia (H.P. Lovecraft również prowadził takowy). Oprócz tego mamy strony stylizowane na materiały zebrane przez bohatera podczas śledztwa (broszury, fragmenty gazet), które nadają całości odpowiedni klimat. Providence to więc nie tylko opowieść obrazkowa. Ci, którzy pamiętają grę fabularną Zew Cthulhu, z pewnością zaznajomieni są z taką formą narracji.
Providence to udany powrót do świata wykreowanego przez Lovecrafta. Przyznać jednak trzeba, że osoby, które nie znają twórczości pisarza, nie zaczerpną aż takiej przyjemności i satysfakcji z lektury komiksu. To dobry kawał horroru, a Alana Moore’a nigdy za dużo, jednak żeby dostrzec prawdziwą wartość komiksu, należy przeczytać kilka najważniejszych opowiadań Lovecrafta. Z drugiej jednak strony, doświadczenie Alana Moore’a i świetne rysunki Jacena Burrowsa dają opowieść na najwyższym poziomie. Twórca świetnie gra tajemnicą. Z każdą kolejną stroną odzieramy ją z kolejnych warstw, a nagromadzenie sekretów z pewnością skusi każdego miłośnika zagadek i konwencji grozy. W październiku Egmont wydaje drugi tom Providence. Do tego czasu warto przeczytać nieco materiału źródłowego. Efekt „Byłem ślepy, a teraz widzę” gwarantowany.