Mamy rok 2108, a Wspólnota Północnoamerykańska trzeszczy w szwach. Dla pasożytniczych nierobów pokroju Andrew Graysona, są tylko dwie drogi, żeby wyrwać się z zarobaczonych, pełnych przemocy bloków socjalnych, gdzie dzienna racja żywieniowa to marne dwa tysiące kalorii smakującej jak papier przetworzonej soi: można albo łudzić się nadzieją na wygraną w loterii i otrzymanie biletu do jednej z pozaziemskich kolonii, albo się zaciągnąć. Wybór jest prosty: mrzonki na bok, kalkulacja przodem. Andrew zaciąga się do sił zbrojnych, skuszony prawdziwym żarciem, pensją z emeryturą i możliwością wyrwania się z Ziemi. Ale szybko po rozpoczęciu kariery pełny oczekiwań i roszczeń Andy odkrywa, że dobre jedzenie i przyzwoita opieka medyczna słono kosztują… a nawet zasiedlona galaktyka skrywa o wiele większe niebezpieczeństwa, niż wojskowa biurokracja albo rządzące slumsami gangi.
Premiera (Świat)
4 lipca 2013Premiera (Polska)
2 września 2016Liczba stron
0Autor:
Marko KloosKraj produkcji:
PolskaGatunek:
militarna, Sci-FiWydawca:
Polska: Fabryka Słów
Najnowsza recenzja redakcji
Ziemia w niezbyt dalekiej przyszłości to miejsce zamieszkałe przez miliardy ludzi. Znaczna część z nich gniecie się w ogromnych osiedlach, utrzymuje się z zasiłków opieki społecznej i marzy o lepszym życiu. Andrew Grayson nie jest tu wyjątkiem, zbyt inteligentny aby wplątać się w wojny gangów, zbyt biedny, żeby znaleźć pracę – decyduje się zaciągnąć się do wojska. Powód jest prosty: porządne jedzenie, ubranie, żołd plus możliwość lotu na jedną ze skolonizowanych planet. Tak zaczyna się opowieść, która poprzez unitarkę, walki uliczne w DZK Detroit i nieco zdezelowany kosmiczny krążownik, prowadzi bohatera (a z nim i nas) na obcy świat. Jak bardzo obcy, przekonacie się w trakcie lektury.
Nie ukrywam, że osobiście bardzo lubię militarną sci-fi: upodobanie może dziwne, niemniej jednak mieści się w ramach „normalności”. Ze zrozumiałym w tej sytuacji zainteresowaniem sięgnęłam po powieść Kloosa. Na okładce wydawca zamieścił m.in. znaczącą notatkę „Militarne science fiction jest zdradliwe, bo albo próbuje niepotrzebnie uprościć i upiększyć instytucję wojskowości, albo z kolei opisuje ją tak, że trzeba absolutnie kochać broń, żeby w ogóle móc taką książkę przeczytać”.
Autor Terms of Enlistment zręcznie wybrnął z tego dylematu. Książka nie idealizuje wojska, Kloos nie zamęcza też czytelnika opisem wszystkich możliwych do zdefiniowania pozycji strzeleckich i rodzajów używanej broni. Debiutujący pisarz jest rozsądnie szczegółowy tam, gdzie jest to potrzebne, ale raczej skupia się na tym, by wciągnąć czytającego w kreowany świat. Nie ma tu opisu każdego szczegółu uzbrojenia i nie ma epickich, kosmicznych bitew. Jest za to nieźle oddany klimat beznadziei panującej w Dzielnicach Zakwaterowania Komunalnego, gdzie zamieszkuje główny bohater, także interesująco opisany jest proces przekształcania się cywila w wyszkolonego, acz ciągle zielonego żołnierza. Ponadto znakomicie opisane są epizody walk miejskich ze zbuntowaną ludnością.
Andrew Grayson nie jest supermanem, ale potrafi szybko się uczyć i jest zdeterminowany. Perspektywa ciepłego, normalnego jedzenia i pieniędzy na koncie jest doskonałym motywatorem, jednak nasz bohater nie jest tylko materialistą. Łatwo poczuć do niego sympatię: jest zwyczajnym, inteligentnym, młodym człowiekiem jakich wielu i czytelnik bez trudu może zrozumieć jego motywację. Inne postacie przedstawione w Poborze też są przyzwoicie skonstruowane, każda z nich ma swoje indywidualne rysy, a Kloos starał się, aby były one też sympatyczne.
Książka ma dobre tempo, zwłaszcza w pierwszej części, potem autor obniża loty i końcówka jest nieco gorsza. Błędem jest znaczne zwolnienie akcji, która bliżej finału powinna raczej przyspieszać. Poza tym mam wątpliwości co do Obcych, bo nie bardzo potrafię ich sobie wyobrazić.
Pobór ma więcej plusów niż minusów i generalnie rozczarowana nie jestem, ale mam nadzieję, że jest to tylko wstęp do znacznie bardziej interesującego dalszego ciągu.