Rzymianami bendąc to powieść, której narratorem i głównym bohaterem jest dziewięcioletni chłopiec. Najeżona błędami ortograficznymi i przekręconymi słówkami relacja małego Lawrence’a z podróży do Rzymu stanowi lekturę komiczną, wzruszającą i momentami skłaniająca do gorzkiej refleksji nad wpływem, jaki dorośli nieświadomie wywierają na dzieci. Dziewięcioletni Larry i jego młodsza siostrzyczka Jemima po rozwodzie rodziców wychowywani są przez matkę. Jakby rozpad rodziny nie był wystarczającym problemem, wygląda na to, że ojciec postanowił zmienić życie byłej żony w piekło i przyjeżdża ze Szkocji do Londynu wyłącznie po to, aby ją nachodzić, zastraszać i szkalować. Dzieci z ogromną radością przyjmują więc pomysł mamy, by na jakiś czas pojechać do Rzymu – miasta, w którym studiowała, i gdzie, jak twierdzi, wciąż może liczyć na pomoc starych przyjaciół. Tak rozpoczyna się szalona podróż do Włoch oraz rajd po mieszkaniach dawnych znajomych matki – bardziej lub mniej ucieszonych jej nagłą wizytą – prowadzący Lawrence’a do odkrycia, że świat dorosłych nieraz bywa niedorzecznie skomplikowany…
Premiera (Świat)
10 października 2007Premiera (Polska)
21 października 2016Polskie tłumaczenie
Krzysztof Filip RudolfLiczba stron
256Autor:
Matthew KnealeKraj produkcji:
PolskaGatunek:
Literatura światowaWydawca:
Polska: Wiatr od morza
Najnowsza recenzja redakcji
Matthew Kneale, autor wydanej w Polsce powieści English Passengers oraz zbioru opowiadań Small Crimes in an Age of Abundance, w nowej na naszym rynku książce podjął się nie lada wyzwania: postanowił przedstawić jak wygląda świat oczami dziewięcioletniego chłopca.
Stylizacja ta przebiega na dwóch poziomach. Po pierwsze mamy do czynienia z próbą odtworzenia sposobu myślenia dziecka: z jednej strony infantylnego (np. nadawanie wszystkim napotkanym ludziom zwierzęcych przezwisk związanych z ich wyglądem), z drugiej czasem zaskakująco celnego w swojej prostocie i bezpośredniości. Nie czuć fałszu w narracji małego Lawrence’a, jest szczerość i spójność – widać, że Kneale solidnie przemyślał jak skonstruować tę powieść.
Druga płaszczyzna to warstwa językowa. I tutaj, trzeba przyznać, autor (oraz tłumacz) wystawiają czytelnika na prawdziwą próbę. W tekście po prostu roi się od literówek, błędów ortograficznych i stylistycznych, a także specyficznego słownictwa. To oczywiście celowy i konsekwentnie realizowany zabieg – widoczny już w tytule książki – ale dla osób będących wyczulonymi na te kwestie, każde kolejne zagłębienie się w lekturę będzie stanowić szok i prawdziwe wyzwanie. Rzecz jasna uwiarygadnia to małoletniego narratora i dobrze komponuje się z całym zamysłem powieści.
A o czym w ogóle jest When We Were Romans? Powieść rozpoczyna się od ucieczki przed mężem matki, wraz z dwójką dzieci, do Rzymu. Tam dochodzi do serii raczej zabawnych przygód, gdy brytyjska rodzina tuła się po mieszkaniach dawnych znajomych i próbuje odnaleźć się w nowej sytuacji. Dość szybko jednak w tej humorystycznej relacji pojawiają się coraz mroczniejsze rysy, pojawia się obsesja, a czytelnik zaczyna wątpić w wiarygodność skądinąd szczerej narracji Lawrence’a. Być może sam finał jest nieco przerysowany, ale przez to dodatkowo podkreśla jednak finalnie gorzką wymowę powieści Kneale’a.
Książka skłania także do refleksji, w kontekście tej powieści dość smutnej, że czasem dorośli nie zdają sobie sprawy jak wrażliwe są dzieci oraz jak duży mamy na nie, nawet nieświadomie, wpływ. Niezależnie od naszych chęci, odciskami piętno na potomkach i kształtujemy ich na nasze podobieństwo, czym możemy im wyrządzić więcej krzywdy niż korzyści.
Rzymianami będnąc jest i zarazem nie jest tym, co obiecuje notka czy pierwsze rozdziały. Brytyjski pisarz po raz kolejny (podobnie było w Drobnych występkach w czasach obfitości) łączy humor i pozornie lekką formę z poważniejszą, dotykającą wielu nas problematyką. Słodko-gorzka, poniekąd wzruszająca wymowa powieści sprawia, że myśli błądzą wokół lektury jeszcze długo po jej zakończeniu.