Chyba każdy z nas bawił się ludzikami G.I.Joe czy Action Manem. Wielu też oglądało M.A.S.K., Charlie's Angels czy nawet sporo nowszych Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D.. Wszystkie te rzeczy mają jeden wspólny mianownik, a mianowicie agencje czy organizacje walczące o pokój i bezpieczeństwo na świecie. Ten motyw znajdziemy również w najnowszej grze studia Volition, Agents of Mayhem. Twórcy nadają oczywiście temu wszystkiemu odpowiedni twist, ale czego można się spodziewać po kimś, kto ma w portfolio Saints Row IV?

Agenci bardzo specjalni

Tytułowa agencja MAYHEM została powołana przez, znaną ze wspomnianego Saints Row IV, korporację Ultor. Jej celem jest zniszczenie Legionu, armii superłotrów planujących przejąć kontrolę nad światem. Brzmi sztampowo? A i owszem, ale tylko na papierze. Twórcy bowiem zakręcili konwencją i podali ją w sposób może nawet i nie nowy, ale świetnie przyrządzony. Po fabule nie ma co spodziewać się szczególnie wiele. Brak tu jakichś specjalnych twistów czy wyciskających łzy, emocjonalnych momentów. Jest za to wartka akcja i bardzo barwne i wyraziste postacie po obu stronach barykady. Grywalnych bohaterów jest dwanaścioro (trzynaścioro, licząc powrót Gata w DLC, ale nie dane mi było jeszcze nim zagrać) i każdy z nich wnosi coś ciekawego do oddziału. Nie mówię tu nawet o mechanice, do której zaraz przejdziemy, ale o historii, osobowości i podejściu do tego całego ratowania świata. Łączy ich przyjaźń i wspólna nienawiść do Legionu, jednak jeśli chodzi o charakter i motywację... Cóż, chyba żadna agencja nie widziała chyba takiej zgrai dziwaków i  wykolejeńców. Przekrój jest naprawdę ogromny. Jest więc umięśniona, wytatuowana, dzierżąca minugun i jeżdżąca na rolkach Stokrotka, która ma problem z alkoholem, agresją i popędem seksualnym. Jest Hollywood, niespełniony aktor, któremu praca w Agencji zastępuje rolę gwiazdora kina akcji. Mamy też Ramę, jedną z poważniejszych postaci, walczącą, by zdobyć lek na zarazę, która dziesiątkuje jej ojczyste Indie. To tylko część postaci, jakimi przyjdzie nam kierować i jak wspomniałem, każda jest warta poznania. Myślę że każdy z Was znajdzie coś dla siebie, moim ulubionym agentem jest Oni, dawny zabójca na usługach Yakuzy. Historie postaci poznajemy dzięki krótkim, animowanym wstawkom oraz misjom, służącym za wstęp i pozwalającym nam zagłębić się w ich osobowość i motywy działania Przez gros czasu gry będziemy kontrolować jednocześnie trzech agentów, między którymi można się przełączać w locie. Odpowiednia kombinacja drużyny nie jest jakoś wyjątkowo ważna mechanicznie, choć wiadomo, jedna sprawdzi się nieco lepiej, a inna gorzej. Bardzo przyjemnie ogląda się i słucha interakcji wewnątrz drużyny, a także z NPCami. Tutaj humor może nie zawsze jest najwyższych lotów, ale żarty zdecydowanie częściej bawią niż żenują.

Q byłby pod wrażeniem

Czymże byłby agent polowy bez swojego wyposażenia? Każdy przecież lubi swoje świecące zabawki, a ich liczba i różnorodność przyprawiłaby starego kwatermistrza MI6 o zawrót głowy. Każdy z naszych bohaterów dysponuje własną, unikalną bronią, dwiema zdolnościami specjalnymi, jedną pasywną i dwiema specjalizacjami. Jedynie te ostatnie nie są unikalne, co akurat jest dobre, bo umożliwia nam sensowne dobranie uzupełniającej się wzajemnie drużyny, pozostawiając przy tym dużą swobodę. Każdy element wyposażenia i zdolności możemy modyfikować za pomocą gadżetów i technologii Legionu. Niektóre tylko nieco zmieniają działanie danego elementu, inne zaś niemal całkiem je nadpisują. Również i tutaj swoboda jest duża i tylko od gracza zależy jak zbalansowany będzie jego zespół. Gra jest pod tym względem łaskawa i nie rzuca kłód pod nogi przy próbach używania nawet najbardziej niedorzecznych kombinacji. Do wyposażenia można zaliczyć również samochody. Poza tymi przeciętnymi, które znajdujemy na każdej ulicy wirtualnego Seulu, mamy również dostęp do dziesięciu pojazdów Agencji. Zdecydowanie polecam korzystanie z nich, zamiast z ulicznych pojazdów. Nie dość, że dużo lepiej się je prowadzi, są wytrzymalsze i posiadają nitro, to jeszcze można je za darmo wezwać w każdej chwili. Dodatkowo gra podrzuca nam je sama, kiedy są wymagane do wykonania misji. Model jazdy jest bardzo, ale to bardzo arcade'owy i uproszczony, ale w takiej grze sprawdza się to bardzo dobrze Zarówno agentów, ich bronie, a także pojazdy możemy jeszcze dodatkowo personalizować za pomocą skórek. Tutaj należą się studiu ogromne brawa, zarówno za odwagę, jak i poczucie humoru. Otóż dostępny jest pakiet modyfikacji wyglądu o nazwie Legal Action Pending Pack (pakiet "trwające postępowanie prawne"), dzięki któremu nasz Hollywood będzie wyglądał jak Iron Man, czy też Stokrotka niczym Gal Gadot przywdzieje strój Wonder Woman. I nie ma absolutnie żadnych wątpliwości, skąd pochodzą te stroje, bo nawet nazwy konkretnych modyfikacji kpią z oryginału niczym tanie podróbki z Azji. Mnie to bawi niemożebnie.

Witamy w Seulu

Misji jest całkiem sporo, jak przystało na grę o otwartej strukturze świata. Zarówno wątek główny, jak i poboczne aktywności dostarczają naprawdę sporo frajdy, ale niestety tutaj pojawia się jedna łyżka dziegciu, która nieco psuje mi odbiór gry. Otóż misje poboczne stają się w pewnym momencie do bólu powtarzalne, to samo lokacje, w których się odbywają. Jest to jednak wada większości sandboxów, więc nie zaskoczyło mnie to specjalnie. Choć miałem nadzieję na więcej. Powtarzalność lokacji wynika przede wszystkim z faktu, że Seul, choć otwarty, jest po prostu bardzo mały. To w zasadzie jedna duża dzielnica z Saints Row IV. Jednak przy takim tempie i schemacie gry, nie widać tego za bardzo, choć trzeba przyznać, że w pewnym momencie towarzyszy nam silne uczucie deja-vu.

Sprawa oprawy

Graficznie Agents of Mayhem prezentuje się przednio. Zgrabny cell shading, dodatkowo jeszcze połączony z przerywnikami filmowymi utrzymanymi w stylu wspomnianych we wstępie kreskówek, dodaje tylko do klimatu. Efekty cząsteczkowe, wybuchy, demolka, wszystko wygląda bardzo ładnie i podczas nawet najgorętszych akcji nie zdarzyło mi się mieć spadków w liczbie klatek, a trzeba przyznać, że na monitorze potrafi dziać się dużo.  Muzyka też jest niezła, natomiast nie zapada jakoś szczególnie w pamięć.
Fot. Volition
+7 więcej
Reasumując, Agents of Mayhem to kawał solidnej rozrywki. Zupełnie tak jak kino i seriale, do których nawiązuje, ta gra została stworzona, żeby bawić i sprawiać dużo wybuchowej frajdy. Jako taki tytuł, sprawia się naprawdę świetnie. Bardzo szkoda, że zabrakło w nowym dziecku Volition trybu wieloosobowego, ale z drugiej strony nie wyobrażam sobie zbytnio, by dało się go jakoś sensowne zaimplementować przy takiej mechanice rozgrywki PLUSY: + oprawa graficzna; + ciekawi bohaterowie; + masa akcji; + humor; MINUSY: – Jakiś mały ten Seul.  
Agents of Mayhem, daj się ponieść szałowi
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj