Studio MAPPA kazało fanom Shingeki no Kyojin czekać pół roku na drugi odcinek specjalny, który miał zaadaptować ostatnie rozdziały z mangi Hajime Isayamy. Nie można się dziwić tej decyzji, ponieważ wątki były napakowane bardzo trudną do zanimowania akcją – ich dopracowanie na pewno wymagało czasu. Poprzeczka pod względem animacji była podniesiona bardzo wysoko, a oczekiwania czytelników oraz widzów były ogromne. Wszyscy pragnęli, aby to jedno z najpopularniejszych anime ostatnich lat doczekało się satysfakcjonującego zakończenia – pod względem fabuły, kreski oraz muzyki. I to się udało osiągnąć! Wraz z postaciami dosłownie wskoczyliśmy w sam środek akcji, a właściwie to w szkielet tytana Erena. Byliśmy świadkami widowiskowych wydarzeń, w których bohaterowie – przemienieni w tytanów Pieck i Reiner oraz pozostali używający ulepszonego sprzętu do manewrów przestrzennych – dawali z siebie wszystko. Kadr z „uskrzydloną” Mikasą też robił wrażenie! Motyw z tytanem Falco, który przypominał ptaka, mógł zaskoczyć i wprawić w konsternację. Jednak wystarczy spojrzeć na Zwierzęcego Tytana, który wygląda jak wielka małpa, by ten pomysł przestał dziwić. Poza tym na przestrzeni sezonów pojawiały się przesłanki, że coś takiego może nastąpić – choćby w openingu 2. sezonu albo podczas rozmowy dowództwa Marley w 4. sezonie. Nie wspominając, że był on przydatny, aby bohaterowie mogli szybko przemieszczać się między ogromnymi żebrami tytana Erena, skoro rozbił się samolot, którym przybyli. Oczywiście z pomocą przybyły też Annie oraz Gabi, aby zjednoczyć wszystkie najważniejsze postaci we wspólnej walce w celu ocalenia ludzkości.
fot. MAPPA
W całym tym zgiełku odczuwało się walkę z czasem. Ludzie dosłownie znaleźli się nad przepaścią, do której zbliżali się tytani napędzani Dudnieniem. Scena z malutkim dzieckiem przekazywanym z rąk do rąk była niezwykle dramatyczna i poruszająca – dobrze, że nie zapomnieliśmy o horrorze, do jakiego doprowadził Eren. Ponadto nie zabrakło zwrotów akcji – np. porwano Armina, który został w pewien sposób unieruchomiony przez okapi-tytana. Trzeba przyznać, że Marina Inoue, która podkładała głos tej postaci, była niesamowita. Idealnie przekazała cierpienie jasnowłosego bohatera – to nie było zwykłe użalanie się nad sobą! Dzięki temu ta scena była tak wstrząsająca. Jego konfrontacja z Zekem mocno spowalniała tempo wydarzeń, ale chodziło o to, aby w przekonujący sposób pokazać zmianę tego bohatera. To też się powiodło, choć scena nie była bardzo emocjonująca – nawet morderczy atak Leviego nie zrobił wrażenia. Tym razem studio MAPPA nie popisało się, szczególnie pod względem cieni, ruchu i kolorów. Animacja znacznie lepiej prezentowała się wówczas, gdy doszło do decydujących momentów starcia. Studiu MAPPA udało się sprawić, że walka Reinera z tym „robakiem” nie wyglądała tak absurdalnie, jak w mandze, co na pewno nie było łatwe. Z kolei scena, gdy Mikasa zmierzała do Erena, aby pozbawić go głowy, wciskała w fotel i emocjonowała. Twórcy nie zdecydowali się zmienić tego dziwacznego pocałunku głównych bohaterów. To rozwiązanie fabularne ma sens, ale mimo wszystko nie powinno być tak odpychające.
fot. MAPPA
Na pewno wielu widzów zdziwiła scena z nieco starszymi bohaterami – Erenem i Mikasą. To nawiązanie do otwierającej sceny z anime, gdy mały Jaeger obudził się pod drzewem. Nie wiem, jak to interpretować – najprawdopodobniej to wizja, którą sprezentował Mikasie Eren, aby spełnić jej obsesyjne marzenia o wspólnym życiu. W końcu moc Tytana pierwotnego umożliwiała tego rodzaju mieszanie w umysłach ludzi, choć niekoniecznie u Ackermannów. Może to być też alternatywna wersja wydarzeń – widzieliśmy to, co mogłoby się stać, gdyby dziewczyna wyznała mu miłość w obozie uchodźców. Z początku wydaje się, że ta scena jest nie na miejscu. Jednak gdy weźmiemy pod uwagę historię tej dwójki, zrozumiemy, że tylko w ten sposób Eren mógł odwzajemnić uczucia chorobliwie zakochanej w nim Mikasy. A przy okazji fani shipowania tej dwójki w końcu dostali to, czego pragnęli od tylu lat – co niekoniecznie mogło się spodobać widzom, którzy nie byli nastawieni na miłosne wątki w Attack on Titan. To nie było jedyne wspomnienie, które Eren zostawił swoim przyjaciołom. Dzięki szczerej rozmowie z Arminem otrzymaliśmy wiele wyjaśnień od głównego bohatera, który doprowadził do ludobójstwa. Okazało się, że ma wyrzuty sumienia. Niespodziewanie wyjawił też swoje uczucia w stosunku do Mikasy. Co ciekawe, były to bardziej retrospekcje, bo okazało się, że ta konwersacja odbyła się, gdy Armin płynął statkiem i na chwilę się „zawiesił”. Spostrzegawczy widzowie na pewno to wychwycili w 4. sezonie. W każdym razie scena umożliwiła dość melancholijne i emocjonalne pożegnanie. Dziwi, że studio MAPPA nie dodało podobnych scen z Conniem, Jeanem a przede wszystkim Reinerem, aby rozszerzyć historię z mangi. Ich wizje zostały tylko wspomniane – czyżby było za mało czasu na stworzenie zakończenia? Na szczęście twórcy oraz aktorzy głosowi wlali w to sporo serca, więc było to akceptowalne.
fot. MAPPA
Epilog z głównymi bohaterami nie wybrzmiał należycie. Pewnie wielu by chciało, aby Leviego spotkał na koniec lepszy los. Gdy wspominał swoich przyjaciół z korpusu zwiadowczego – Erwina czy Hange – w oku mogła się zakręcić łezka. Zamknięcia doczekały się też wątki Reinera i jego matki oraz pozostałych Erdian i Historii, choć przemknęło to bardzo szybko, wręcz niezauważalnie. Scena pod drzewem z Mikasą w szaliku była słodko-gorzka, z nutką romantyzmu. Dzięki temu historia zatoczyła koło. Zdaję sobie sprawę, że zakończenie Attack on Titan nie każdemu może przypaść do gustu – szczególnie świeżo po seansie. Jednak z perspektywy całej historii, opowiedzianej od 1. do 4. sezonu, jest naprawdę dobrze. Niemal wszystkie tajemnice zostały wyjaśnione – w tym motywacje Erena, który pragnął wyrównać szanse Erdian z resztą społeczeństw w świecie bez tytanów. Bohater doprowadził do ludobójstwa, aby uratować przyjaciół, dając im szansę na lepszą przyszłość. Jest to postać niezwykle tragiczna, która marzyła o wolności, ale ciągle była ograniczana – murami, morzem albo wiedzą o przyszłości, której prawdopodobnie nie potrafił zmienić. Popychał wszystkich do zbrodni, tak aby doprowadzić do kulminacyjnego punktu, czyli jego śmierci. Wszystko po to, aby w końcu mieli wolną wolę – wbrew pozorom Jaeger od momentu urodzenia w ogóle jej nie miał. W tym wszystkim nie pasuje mi rola Ymir oraz jej dramatyczny wątek, bo było w nim pełno bólu, samotności i pragnienia emocjonalnej więzi, ale nie do końca to wybrzmiało. Upiorny pocałunek spowodował, że w końcu zaznała spokoju. Niezbyt to usprawiedliwia całą tę masakrę ludzkości oraz Erena zmuszonego do niewiarygodnego poświęcenia.
fot. MAPPA
+29 więcej
Finałowy odcinek Attack on Titan był wciągający. Animacja stała na wysokim poziomie, choć pewnie znajdziecie kilka momentów, które można było lepiej narysować lub zdynamizować. Nie zabrakło też emocji, a niektóre sceny potrafiły wcisnąć w fotel. Słowa pochwały należą się niesamowitym aktorom głosowym, którzy wlali mnóstwo życia w swoje postacie. Podsumowując: jest to udane i całkiem satysfakcjonujące zakończenie tego hitowego serialu anime. Kto wie, czy kiedyś nie powróci w nowej formie. Scena po napisach może sugerować, że chłopiec przy drzewie – które przetrwało wojny i apokalipsę – rozpocznie nową historię z tytanami. A jeśli tak się nie stanie, to zawsze można obejrzeć anime od początku, aby jeszcze raz poczuć te niesamowite emocje, zyskać nową perspektywę i inaczej spojrzeć na zakończenie. Niewątpliwie Attack on Titan pozostanie na długo w pamięci widzów szukających nietuzinkowej i kompleksowej historii.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj