W pierwszej połowie 2. sezonu Koła czasu Egwene była w cieniu pozostałych postaci. Jednak w dwóch ostatnich odcinkach to jej wątek budził największe zainteresowanie. Bohaterka została pojmana przez Seanchan i stała się damane. To wiąże się z całkowitym poddaństwem i uleganiem woli sul'dam pod groźbą niewyobrażalnego bólu. Sceny były wstrząsające, bo Egwene wyglądała jak zwierzę na uwięzi. Madeleine Madden dobrze przekazywała emocje swojej bohaterki, która cierpiała katusze, ale wciąż myślała o buncie. Szczerze jej kibicujemy, aby się nie poddała. To nie wywoływałoby tylu emocji, gdyby nie Xelia Mendes-Jones wcielająca się w Rennę. Aktorka przekonująco gra osobę widzącą w Egwene wyłącznie żywą broń. Nie ujawnia zbyt wielu uczuć, ale to właśnie fascynuje w tej niepokojącej postaci. Przy okazji tego wątku poznaliśmy zamiary Seanchanów, dzięki czemu wiemy, że nie są tylko zwykłymi najeźdźcami czy sadystami. Zdecydowanie mniej czasu poświęciliśmy Nynaeve, która z Elayne oraz siostrą z Żółtych Ajah starały się opracować plan pomocy Egwene. Po raz kolejny twórcy sprostali wyzwaniu i jasno wytłumaczyli ten niezwykle rozbudowany świat z książek – wprowadzili nowe informacje i przedmioty (ter'angreal). Wyraźnie też zobaczyliśmy, z czym była Widząca ma największy problem podczas przenoszenia Mocy. W końcu serial przyniósł spore emocje, dzięki przeplatającym się ze sobą scenom z 6. odcinka. Z jednej strony oglądaliśmy cierpiącą Egwene w celi, a z drugiej Ryma walczyła z potężnymi Seanchanami, na co patrzyły bezradne Nynaeve i księżniczka Andoru. Do tego mogła poruszyć nas śmierć Żółtej. Należą się brawa dla montażystów, speców od CGI, a także kompozytora muzyki – Lorne’a Balfe’a.
fot. Prime Video
Konfrontacja Randa z Lanfear w Świecie Snów nie poruszyła emocji, choć Natasha O'Keeffe znowu była czarująco złowroga. Warto tu docenić malownicze kadry, które zrealizowane zostały w Maroku, a także przepiękny strój Przeklętej. Dzięki temu można zignorować drewnianą grę Joshy Stradowskiego i skupić się na zalotach Lanfear. Nieco ciekawiej prezentowało się spotkanie Randa z Amyrlin, choć w tym przypadku znowu uwagę odwracała kapitalna scenografia wnętrz w Cairhien oraz wzornictwo sukni Zasiadającej. Tak naprawdę to jedynie kostium Leane prezentował się niedorzecznie. Widzowie dowiedzieli się, w jaki sposób Aes Sedai z Białej Wieży miałyby wykorzystać Smoka Odrodzonego do walki z Czarnym i Przeklętymi. I choć już wiele razy było podkreślane, dlaczego Smok jest wyjątkowy, to chyba słowa Amyrlin najlepiej zobrazowały, jak duże znaczenie ma on dla świata i Koła. Twórcom zależało, aby ostatnia scena 7. odcinka, w której Amyrlin próbuje powstrzymać przed odejściem Randa, Moiraine, Lana i Lanfear, miała wymiar bardziej osobisty. To się udało dzięki podbudowaniu jej relacji z Moiraine za pomocą retrospekcji i ich spotkania, choć na pewno nie wywoływało to tyle emocji, co końcówka poprzedniego epizodu. Poza tym za bardzo uprościli odzyskanie Mocy przez Moiraine – wystarczyło krótkie szkolenie Randa u Logaina. Nie miało to ani klimatu, ani większego sensu, choć poniekąd motyw jest zgodny z książkami. Mimo wszystko można poczuć ulgę, że to już koniec tego trochę męczącego wątku ujarzmienia bohaterki. Mam nadzieję, że ożywi się w finale sezonu. Może przy okazji Lan znowu odegra ważną rolę w historii, bo jego „zdrada” Moiraine przed Amyrlin pozwoliła popchnąć fabułę do przodu. Wątek Perrina, który przemierza pustynię w towarzystwie Aviendhy i innych kobiet Aielów, przestał być angażujący. Twórcy postarali się, aby jak najdokładniej odtworzyć obyczaje tego walecznego ludu, dlatego widzimy ich charakterystyczne ubrania i to, jak posługują się językiem migowym. Wykorzystywane jest też specyficzne nazewnictwo. Wszystko to pochodzi z książek, więc cieszy, że uwzględniono to również w serialu. Warto pochwalić polskie tłumaczenie zaczerpnięte z powieści, w którym rozróżniamy pozbawienie Mocy u przenoszących kobiet („ujarzmienie”) i mężczyzn („poskromienie”). To są bardzo fajne detale, które wzbogacają świat przedstawiony. W wątku Perrina warte uwagi było tylko umiejętne przedstawienie Aielów. Poza tym nie wydarzyło się w nim nic godnego zapamiętania.
fot. Prime Video
+12 więcej
Twórcy uparcie przedłużają wątek Mata i jego traumy. Herbatka Ishamaela, którą wypił, miała odpowiedzieć na pytania związane z jego dziedzictwem, ale scena wyszła okropnie i mało klimatycznie. Scenarzyści kompletnie nie mają pomysłu, co zrobić z tą postacią. Mimo wyraźnych starań Dónala Finna i tak nikogo (poza Min) nie interesuje, co się stanie z tym bohaterem. Warto jednak zwrócić uwagę na to, w jaki sposób bohater przemieścił się do Falme, w którym nastąpi kulminacja wydarzeń. Lanfear wspominała, że w Świecie Snów też da się podróżować między prawdziwymi miejscami – ten motyw pochodzi z książek, a twórcy z niego sprytnie skorzystali. Szósty i siódmy odcinek Koła czasu oglądało się z dużą ciekawością ze względu na sporą liczbę wątków. Nawet poboczne – np. ze zdradzieckim siostrzeńcem Moiraine, śpiewającym i łagodnym Loialem oraz cierpiącą z powodu syna Liandrin – interesowały. Historia jest poukładana i przejrzysta, choć duże emocje rzadko się pojawiają. Może to się zmieni w finale sezonu, który – miejmy nadzieję – nie rozczaruje tak, jak okropne zakończenie pierwszej serii.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj