Magnum P.I. to serial osadzony w tym samym świecie co Hawaii Five-0. Pilot potwierdza to poprzez wspomnienie o 5.0 oraz dzięki występowi gościnnemu lekarki sądowej, która współpracuje z McGarrettem i spółką. Mamy zatem potwierdzenie rozbudowy coraz większego serialowego uniwersum (potocznie zwane CTU) i w pewnym sensie obietnicę, że drogi bohaterów jeszcze się przetną w nadchodzących odcinkach. Na razie to tylko mały smaczek w formie dowodu na powiązania, który ucieszy fanów, ale do samej historii niewiele wnosi. Jako że za sterami stoją dokładnie te same osoby, co za Hawaii Five-0, można domyślić się, czego się spodziewać. Dosłownie Magnum P.I. jest utrzymany w tym samym stylu, co popularny hit osadzony na Hawajach. Jest lekko, słonecznie i z dużą dawką często przegiętej akcji. Nie brak też tego, co twórcy lubią najbardziej, czyli podkreślenia bratersko-rodzinnej relacji ku pokrzepieniu serc. Wrażenie jest takie, że gdybyście włączyli odcinek w trakcie i nikt wam by nie powiedział, że to Magnum, od razu skojarzylibyście z Hawaii 5.0. Obrana przez twórców konwencja sprawdza się, jest przyjemna i szalenie rozrywkowa. Tylko w tym właśnie drzemie ta wada - w premierze Magnum trudno dostrzec jego własną tożsamość serialu, za bardzo przypomina słynny hit. Wręcz wszystko jest odmierzone od linijki, by oprzeć się na tej samej formule. To jest coś, nad czym twórcy muszą pracować, bo na razie wygląda to jak spin-off, niż samodzielny serial osadzony po prostu w tym samym świecie. Przypuszczam, że twórcy świadomie podjęli taką decyzję w pilocie, by sprawdzoną formą przyciągnąć widzów, ale z czasem może to nie wystarczyć. Jest to tzw. procedural, czyli każdy odcinek będzie przedstawiać osobną sprawę kryminalną. Nie ma na razie żadnych sugestii o jakiejś większej historii. Fabuła przygotowana na pilot jest poprawna, mało odkrywcza i rzekłbym pretekstowa. Nie ma mowy o jakichś zwrotach akcji, niespodziankach czy ciekawym czarnym charakterze. Po prostu wątek, jakich milion w serialach kryminalnych. Sprawdza się solidnie, bo pozwala poznać bohaterów, wyrobić sobie jakieś zdanie o nich być może stworzyć nić sympatii. A nie brak w tym pościgów, strzelanin i rzeczy, które bardziej powiązalibyśmy z serią Szybcy i wściekli. Jest kilka efekciarskich i przegiętych scen akcji osadzonych w tej konwencji (np. skok z orbity, by wylądować w Korei Północnej). Zasługa w tym reżysera Justin Lin, który to wypracował w przygodach Doma i rodziny. Czasem nawet pojawia się humor sprawnie trafiający w punkt. Kłopot w tym, że budżet jest niewielki i szybko widać sztuczność w zastosowanym efektach komputerowych, które psują wrażenie widowiskowości. Problem w tym, że pilot nie mówi zbyt wiele o bohaterach. Jay Hernandez jest poprawny jako Thomas Magnum, nie brak mu ekranowej charyzmy, ale zarazem jest strasznie nijaki. Na razie nie jest to postać z charakterem, którego byśmy oczekiwali, a próby zbudowania go w pilocie są czasami dość siermiężne. O pozostałych postaciach niewiele można powiedzieć dobrego poza tym, że są. Nawet Higgins, która często wchodzi w solidne słowne szermierki z Thomasem, jest na razie dość mocno osadzona w kliszach. Trudno na razie wyczuć, że ta grupa postaci jest w stanie być kimś, z kim widz może się zaprzyjaźnić. Czasem postacie są tak dobrze wykreowane, że pilot wystarczy, aby wkupić się w łaski widzów. Czasem jednak trzeba dać im więcej czasu. Nawiązań do pierwowzoru jest zaledwie kilka i sprawnie są wprowadzane. Nie będę ukrywać, że gdy pojawia się czołówka z kultowym tematem muzycznym, od razu pojawia się uśmiech. Jest też czerwone ferrari - to samo, którym jeździł bohater oryginału. Na razie to drobiazgi, bardziej smaczki dla fanów, niż coś bardziej istotnego. Chociaż wyczuwam, że jest szansa na coś więcej i twórcy sieją w pilocie ziarna, z których może coś wykiełkować. Gdy jest rozmowa o samochodzie znanym z oryginału, pada hasło, że to ulubione auto Robina Mastersa, czyli pracodawcy Thomasa. W tym momencie od razu włączyła mi się lampka, że twórcy będą docelowo chcieli w tej roli obsadzić Tom Selleck (odtwórca roli Magnuma z serialu z lat 80). Na razie to przypuszczenie, ale można rzec, że pasowałoby to idealnie.
Magnum nie wnosi nic nowego do świata seriali, powielając wszystko to, co jest dobre w Hawaii 5.0. Jest to lekki, pełen akcji i odpowiedniego humoru serial który bez wątpienia ogląda się dobrze. Jeśli ktoś lubi taki styl rozrywki, powinien mu się ten tytuł spodobać. Nie da się jednak ukryć, że przed twórcami jest sporo pracy, bo choć pilot jest obiecujący, wrażenie kopii Hawaii 5.0 musi zniknąć.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj