Na Twoim miejscu wykorzystuje popularny w kinie motyw zamiany ciał. Niestety komediowy potencjał zostaje zmarnowany, dlatego film raczej nie wywołuje śmiechu, a na pewno niczym nie zaskakuje.
Na Twoim miejscu opowiada o młodym małżeństwie, które mieszka w malowniczej części Warszawy, gdzie wychowują swojego kilkuletniego synka. Kasia realizuje się jako przedszkolanka, a Krzysiek pracuje w korporacji, w której odnosi sukcesy. Ich związek jest na granicy rozpadu, a terapia nie przynosi efektów. Pewnego poranka po przebudzeniu odkrywają, że zamienili się ciałami. Każdy z nich musi stawić czoła zawodowym wyzwaniom i codziennym problemom swojego małżonka, co nie jest takie proste. Dzięki temu bohaterowie mają szansę spojrzeć na wspólne życie z innej perspektywy.
Zamiana ciał to ograny ze wszystkich stron motyw, który często pojawia się w zagranicznych komediach. Kino szuka oryginalności – ostatnio dostaliśmy nowe podejście w slasherze Piękna i rzeźnik. Tam nastolatka zamieniła się ciałem z seryjnym mordercą, co okazało się świetnym pomysłem i dostarczyło sporo rozrywki. W Polsce nie jesteśmy jeszcze na tym etapie, by móc eksperymentować. Dlatego zupełnie nie dziwi mnie to, że znany motyw zawędrował do komedii romantycznej – tak ukochanego przez Polaków gatunku filmowego.
Początek Na Twoim miejscu wydaje się bardzo obiecujący, bo bohaterów poznajemy na terapii małżeńskiej. To właśnie w momencie największego kryzysu w związku następuje zamiana ciał. Naturalnie intryguje to, jak postacie poradzą sobie z tą niespodziewaną sytuacją. Są w końcu zmuszeni do przejęcia obowiązków swoich partnerów. Przy okazji też odkrywają skrywane tajemnice, co zaostrza konflikt w małżeństwie. Dostajemy dzięki temu kilka zabawnych sytuacji. Niestety cały komizm się ulatnia, gdy zaczyna brakować dobrych pomysłów na gagi. A przecież to najważniejszy element komedii, o który powinno się zadbać w pierwszej kolejności.
Problemem filmu jest to, że humor bazuje na stereotypach związanych z płcią. Krzysztof jako kobieta będzie gburowaty, lekkomyślny i nadęty, a Kasia jako mężczyzna będzie zakładać nogę na nogę i proponować wspólne wyjście do toalety koledze z pracy. Nie brakuje oczywiście żartów z kategorii tych poniżej pasa. Odrobina pikanterii nigdy nie zaszkodzi, ale jeżeli tego rodzaju humor dominuje w historii, to po prostu zaczyna wzbudzać zażenowanie.
Przez to, że zamiana następuje tak szybko, widzowie nie mieli sposobność do poznania bohaterów bliżej i nie wiedzą, jacy tak naprawdę byli. Dlatego główni aktorzy sami musieli kreować postacie – tej improwizacji wypadli nieprzekonująco i nijako. Miron Jagniewski radzi sobie naprawdę przyzwoicie jako kobieta (widać, że dobrze czuje się w komediowej roli), ale Paulina Gałązka po niezłym starcie gaśnie w oczach, bo zwyczajnie nie miała żadnej koncepcji na swoją postać. Wynika to też z bardzo kiepskich dialogów, które ograniczają utalentowanych aktorów. Przez brak błyskotliwych żartów powoli zaciera się wrażenie, że grają odmienne płcie. Przez to następuje zmęczenie tymi postaciami. Coraz mniej ich lubimy.
Co ciekawe, komedia ta najlepiej wypada w chwilach, gdy postacie wspólnie przeżywają dramat. Wtedy Miron Jagniewski oraz Paulina Gałązka z łatwością potrafią oddać uczucia swoich bohaterów i są w tym bardzo naturalni. Nie wkładają w to takiego wysiłku jak w komediowych momentach. Jest między nimi fajna chemia, dzięki czemu historia angażuje widzów. Poza tym całkiem prawdziwie ukazano tu relacje damsko-męskie. Można dostrzec w nich kawałek życia i kilka prawd o związkach. Szkoda tylko, że punkt zwrotny jest za mało zaakcentowany, a przemiana bohaterów nie wybrzmiewa tak mocno, jak powinna w tego typu historii.
W filmie nie brakuje kilku wątków pobocznych. Najsłabiej wypada historia matki, która jest tam tylko po to, aby mogły się pojawić stereotypowe żarty o zgryźliwych i apodyktycznych teściowych. Jest to zupełnie nieśmieszne. Pojawia się też postać homoseksualna, co jest zgodne ze światowym trendem. Nie jest ona wciśnięta na siłę, bo spełnia swoją funkcję w fabule. Natomiast czuje się pewien niedosyt, że postać Olgi nie została wykorzystana w większym stopniu. Delfina Wilkonska z dużą charyzmą kreuje bardzo pozytywną, energiczną i zadziorną bohaterkę, która miała znacznie większy potencjał komediowy. Zawiódł też wątek synka pary, ponieważ przy rozpadającej się rodzinie powinien mieć bardziej realny wpływ na historię. Chłopiec dostrzega przemianę rodziców, ale nie zagłębiamy się w jego odczucia. Gdyby tak było, to za bardzo zbliżylibyśmy się do kina familijnego, ale skoro już część akcji rozgrywa się w przedszkolu, to nie zaszkodziłoby spędzić odrobinę więcej czasu z tym uroczym dzieciakiem.
Z pobocznych wątków najlepiej prezentuje się ten z Edytą (dobra w tej roli Magdalena Lamparska), chociaż historia podąża utartymi szlakami. Wykształcona pracownica korporacji jest tłamszona przez swoich seksistowskich kolegów oraz szefa, któremu inni się podlizują. Wszyscy uważają ją za głupią lalkę, a to ona jest najlepsza – gdy trzeba, wyciąga prestiżową firmę z tarapatów. A że Kasia w ciele Krzyśka dostrzega tę niesprawiedliwość, chyba łatwo jest się domyślić, w którym kierunku będzie podążać ten schematyczny i powierzchownie przedstawiony wątek. Tak samo zresztą jak cała historia, która zmierza do spodziewanego zakończenia.
Produkcja Na Twoim miejscu, za którą odpowiada Antonio Galdamez Munoz, to mało śmieszna komedia. Nie wnosi niczego nowego do produkcji z motywem zamiany ciał. Niczym nie zaskakuje – może poza kwestią zdrad. Myślę, że mógł to być znacznie lepszy film, bo miał solidne fabularne podstawy oraz dobrych aktorów, których twarze nie są tak ograne i wprowadzają nieco świeżości do polskiego kina. Pod względem wizualnym i montażowym prezentuje się świetnie, dlatego mimo wielu zgrzytów wciąż przyjemnie się go ogląda. Był tu potencjał na dobrą produkcję, ale zawiódł drętwy humor oraz dialogi bez polotu. To jeden z tych tytułów, na które można pójść do kina na randkę lub babski wypad. Podkreślam – do kina, nie na film.