Akcja serialu Przybysze dzieje się w Oslo, kilka lat po tym, jak w tajemniczych okolicznościach w wodach całego świata zaczęli się pojawiać przybysze z przeszłości, a dokładniej z trzech okresów: epoki kamienia, epoki Wikingów oraz XIX wieku. Od tamtego czasu dotychczasowi mieszkańcy Ziemi musieli przeorganizować systemy, do których byli przyzwyczajeni na rzecz dostosowania się do nowych towarzyszy. Wyjątku nie stanowi także Lars (Nicolai Cleve Broch - Essential Killing), będący policjantem zajmującym się sprawą domniemanego zabójstwa, któremu jako partnerkę przydzielono nowo wyszkoloną policjantkę, Alfhird (Krista Kosonen -Blade Runner 2049), która jak się okazuje, była niegdyś niezwyciężoną wojowniczką. Od teraz para będzie musiała znaleźć wspólny język, poznając siebie i próbując przezwyciężyć różnice światopoglądów, w jakich się wychowywali. Nie trzeba udawać, że pomysł na serial jest szczególnie oryginalny, motyw podróży w czasie czy przenoszenia się do innych wymiarów to niemalże standard gatunku fantasy i science fiction. Niemniej tak utarte już motywy dają duże pole do popisu, bo z wyłamującymi się schematom pomysłami można stworzyć coś świeżego i interesującego. Przybysze dopiero się rozkręcają, ale już w pierwszym odcinku można zauważyć, że nie wykorzystują potencjału, jaki drzemie w ich pomyśle. Obraz interakcji współczesnych ludzi z podróżnikami w czasie jest na razie zarysem, nie dostrzegamy większych konfliktów, niektórzy choć z większymi trudnościami, dostosowują się do panujących obecnie realiów. Mamy momenty przewijających się uprzedzeń, ale bohaterowie potrafią to przepracować chwilę później. Niewątpliwie, w kolejnych odcinkach niektóre relacje staną się ciekawsze, o ile otrzymają odpowiednią ilość uwagi i wyrozumiałości. Bo Przybysze mimo wszystko próbują oddać sprawiedliwość obu stronom: zganić współczesne porzucenie tradycji i wyśmiać prowizoryczne rozwiązania, ale też uznać rozwinięty system prawa czy mniej zamknięte myślenie. Całość wychodzi jednak moralizatorsko, tanio i zdecydowanie zbyt poważnie. Humor bez zaskoczenia bazuje głównie na kontraście między światami, ale nie jest wykorzystywany szczególnie często. Ot, ktoś sobie wspomni o Oprze Winfrey, ot ktoś użyje mchu jako podpaski, ale nie ma na razie nic, co zburzyłoby tę ciężką, chłodną atmosferę norweskiego kryminału. Bardzo możliwe, że twórcy mają problem z pogodzeniem potencjału komediowego z polityczno-społeczną analogią do naszego świata imigracji i emigracji, ale o ile dalsza historia nie zostanie stonowana, niewykluczone, że już do końca będzie trzeba się męczyć z tą pretensjonalną bajką. Trzeba jednak przyznać, że okoliczności, w jakich pozostawił nas pierwszy odcinek, choć nie aż tak tajemnicze, jak mogłoby się wydawać, są intrygujące. Rozwój relacji Larsa i Alfhird może nas w ostatecznym rozrachunku zaskoczyć, a potraktowanie mechanik obecnie zastanego świata z tak różnymi kulturami to element, który chce się śledzić.
fot. HBO
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj