Squid Game: sezon 3 - recenzja bezspoilerowa
Data premiery w Polsce: 27 czerwca 20252. sezon Squid Game zakończył się cliffhangerem, po którym wszyscy zrozumieliśmy, że kolejne odcinki będą bezpośrednią kontynuacją śmiertelnych rozgrywek. Jednocześnie to ostatnie spotkanie widzów z tym uniwersum. Jak wypada grand finale?
2. sezon Squid Game zakończył się cliffhangerem, po którym wszyscy zrozumieliśmy, że kolejne odcinki będą bezpośrednią kontynuacją śmiertelnych rozgrywek. Jednocześnie to ostatnie spotkanie widzów z tym uniwersum. Jak wypada grand finale?

Dla przypomnienia: w 2. sezonie Squid Game Gi-hun (Lee Jung-jae) usiłował rozpocząć rewolucję, której celem było dotarcie do Lidera i zakończenie tytułowych rozgrywek. Tym samym zamaskowany 011 (Lee Byung-hun) upozorował swoją śmierć, a większość walczących graczy zginęła, w tym przyjaciel Gi-huna - Jung-bae. Nowe odcinki stanowią bezpośrednią kontynuację tych wydarzeń, na którą fani czekali z ogromną niecierpliwością. Przyznam, że sama nie mogłam się doczekać, dlatego – gdy tylko miałam okazję – dorwałam się do ekranu i odpaliłam 3. sezon.
Już po zwiastunach (które, swoją drogą, zdradziły zbyt dużo, ale o tym później) można się było spodziewać, że... show must go on. Lider przywraca "równowagę", dając przyzwolenie na dalszy ciąg rozgrywek. Z każdą kolejną rundą atmosfera robi się coraz gęstsza. Pojawiają się trudne decyzje, które dla niektórych stanowią bezpowrotnie utraconą nadzieję na powrót do domu. Z kolei głosowania dzielące graczy na "O" i "X" wydają się przykrą formalnością. Idealistyczny plan Gi-huna nie miał prawa wypalić. Dong-hyuk Hwang doskonale wykorzystuje ten wątek jako gorzką metaforę zachłanności naszego społeczeństwa, dla którego granica majątkowa przestaje istnieć. Zawsze będzie za mało – niezależnie od tego, ile banknotów znajdzie się w portfelu.

Mimo zamieszania za kulisami Lider robi wszystko, co w jego mocy, by nic nie zakłóciło gry. Szczególnie że w pewnym momencie pojawiają się goście. Tak, w tym sezonie otrzymujemy wyczekiwany powrót VIP-ów, ale to właściwie wszystko, co mogę zdradzić. Ich rola pozostaje podobna do tej znanej z 1. sezonu, ale ich obecność jest mocniej odczuwalna.
Jak wypadają nowe gry? Jednym słowem: intensywnie! I krwawo – tak w Squid Game jeszcze nie było. Już w poprzednich odcinkach widzieliście, że gracze nie stronią od przemocy, ale teraz Lider daje im coraz więcej okazji do przekroczenia granic. Większość teorii fanowskich się nie sprawdziła, a niektóre z rozgrywek mogą wydać się znajome nawet europejskim i amerykańskim widzom. Na szczęście zwiastuny nie zdradziły wszystkich szczegółów – jedna z gier jest szczególnie dopracowana, wręcz wielowymiarowa. Jej aspekt wizualny bardzo mnie ucieszył. Żadnej z rund nie przewidziałam, a każda dostarczyła mi emocjonalnego zastrzyku. Współodczuwałam z zawodnikami.
Muszę w tym miejscu pochwalić reżysera oraz jego pomysł na scenariusz sezonów 2. i 3. Dzisiaj wiele produkcji telewizyjnych wpada w pułapkę nijakości z jednego powodu: słabo napisanych bohaterów. Jest ich za dużo albo sprowadza się ich do jednej cechy charakteru. W Squid Game jest inaczej – graczy jest wielu, ale każdy ma odrębną historię, na którą poświęcono tyle czasu ekranowego, że widzowie zdążyli ich poznać i zaczęli im kibicować. Zasady gry są jasne, ale do ostatniej chwili jest nadzieja, że faworytom uda się wyrwać z areny.

Nie chodzi tylko o słabszych zawodników, takich jak starsza pani i jej syn czy ciężarna Jun-hee. Ostatni sezon szczególny nacisk kładzie na wpływ gry na psychikę graczy. W pewnym momencie nie jest to już tylko rywalizacja między zawodnikami. To także gra z własnym sumieniem. Już w pierwszym odcinku widzimy, jak Gi-hun przeżywa szok – tak silny, że niemal odcina go od rzeczywistości. Kolejni zawodnicy przechodzą przez traumatyczne przeżycia, a nie każdy potrafi stoczyć wewnętrzną walkę i ją wygrać.
Patrząc na fanarty, edity i wszelkie komentarze internautów, wiem, że wielu z nich będzie miało złamane serce – tak jak ja. Mała rada: przygotujcie pudełko chusteczek.
Oczywiście wątek buntowniczej strażniczki 011 również zostaje rozwinięty – w sposób, który niektórzy fani przewidzieli. Niemniej jednak pozostaje intrygujący i dodaje napięcia. Daje także nadzieję, że może wpłynąć na wewnętrzny rozłam gry.
Najbardziej rozczarował mnie jednak wątek poza areną. Niemal krzyczałam do ekranu, stopniowo odkrywając kolejne fakty o prawdziwej tożsamości kapitana Parka. Wiem, że wielu z Was też chciałoby potrząsnąć detektywem Hwangiem w niektórych momentach. Gdzie się podział ten niezależny policjant, który potrafi stawiać innych do pionu? Wierzę, że ten element fabuły musiał zostać wydłużony, ale przez to stracił na wiarygodności.
Pamiętacie, jak mówiłam o tym, że zwiastuny zdradziły zbyt dużo? Jest jedna scena – podpowiem tylko, że chodzi o głównych bohaterów i długo wyczekiwaną konfrontację. Żałuję, że jedna z zapowiedzi pokazała jej fragment. Moim zdaniem zadziałałaby o wiele lepiej, gdybyśmy nie wiedzieli, że do niej w ogóle dojdzie. Tymczasem nie poczułam nic, a w głowie miałam następujące pytania: "Już? To tyle?". Jestem ciekawa, co Wy o tym będziecie sądzić.
A co z ostatnią konkurencją? Widziałam wywiad, w którym Hwang Dong-hyuk stwierdził, że finałowa runda jest kwintesencją tego, o co naprawdę chodzi w Squid Game. Lepiej bym tego nie podsumowała. Ostatni odcinek jest prawdopodobnie moim ulubionym. Wszystkie wątki zostały domknięte – nawet te, o których wydawało się, że zostaną pominięte. W moich oczach głównym bohaterem tego epizodu wcale nie jest Gi-hun.
Squid Game to jeden z tych seriali, które trudno odłożyć na bok. Krew się leje, emocje sięgają zenitu, a żyłka u niektórych widzów niemal pęka. Dla mnie to pierwszy raz od czasów Domu z papieru, gdy byłam w stanie obejrzeć sześciogodzinny finał za jednym zamachem. Tylko – jak to bywa z hitami Netflixa – intensywna akcja czasami przysłania fabularne skróty. Gdy emocje opadną, Wasze zdanie może się nieco zmienić.
Mam wrażenie, że zarówno my, jak i Netflix trochę zapomnieliśmy, czym w założeniu miał być ten serial. Na początku kiwaliśmy głową ze zrozumieniem, gdy reżyser Hwang opowiadał historię o chciwości, materializmie oraz makiawelistycznym podejściu do życia. Dziś kończymy tę opowieść, dając platformie ciche przyzwolenie na wyciśnięcie z tej franczyzy, ile się da. Nie wiem jak wy, ale ja mam już trochę dosyć oglądania tańczących strażników i melodramatycznych reality-show. Chętnie pożegnałabym się z tym uniwersum – póki jeszcze nie zbrzydło mi doszczętnie.
Poznaj recenzenta
Kaja Grabowiecka


naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1975, kończy 50 lat
ur. 1986, kończy 39 lat
ur. 1966, kończy 59 lat
ur. 1976, kończy 49 lat
ur. 1976, kończy 49 lat

