Mam problem z serialem Star Trek: Picard, który w 2. sezonie odtwarza wszelkie schematy seriali science fiction, w których przenosimy się do naszej współczesności z dalszej przyszłości. Odnoszę  wrażenie, że poprzednie seriale ze świata Star Treka (na czele z Następnym pokoleniem) robiły to lepiej. Tutaj mamy w jakimś stopniu odznaczanie z listy potrzebnych punktów, z których - na tym etapie serialu - niewiele wynika. Bohaterowie trochę błądzą po omacku, wpadając w kolejne zbyt oczywiste tarapaty. Nawet dynamiczny pościg samochodowy z udziałem Seven i Raffi niewiele wnosi do historii poza chwilowymi przeszkodami. Doceniam próbę wpływu Seven na Raffi, która nie radzi sobie ze śmiercią Elnora, ale to jednak za mało, by ten wątek był udany. Wydaje się zbytnio przeciągany, nie ma żadnych punktów kulminacyjnych czy ewolucji postaci. Czasem twórcy seriali science fiction, w tym Star Treka, chcą odwołać się do rzeczywistych problemów społecznych czy politycznych, ale wychodzi im to zbyt banalnie. Tak jest w tym odcinku z wątkiem Riosa, który poruszy kwestię amoralnego podejścia do imigrantów w Stanach Zjednoczonych. Powielane są stereotypy i oklepane motywy. Ten wątek nie wnosi do dyskusji ani ciekawych wniosków, ani interesującego przedstawienia problemu.  Cieszy, że tym razem to Picard przejmuje prym, gdy inni bohaterowie błądzą trochę po omacku.  Spotkanie młodszej Guinan, która po raz pierwszy w uniwersum Star Treka nie jest grana przez Whoopie Goldberg, to dobry wątek, który rozruszał historię i skierował ją na odpowiednie tory. Dobrze, że nie jest to sprzeczne z wydarzeniami ze starego serialu z Picardem, który w wątku podróży w czasie poznał Guinan w 1893 roku w San Francisco, więc ponad 100 lat przed wydarzeniami z tego odcinka. Biorąc jednak pod uwagę, że Q całkowicie zmienił linię czasową, tamte wydarzenia z Następnego pokolenia po prostu nie miały miejsca. Nowa Guinan ma charakter lubianej postaci, więc trudno się do czegoś tutaj przyczepić. Liczę jednak, że rola Guinan nie będzie tylko epizodyczna, jak ten odcinek sugeruje, bo postać ma potencjał do wykorzystania.
fot. materiały prasowe
Jurati i królowa Borg budują ciekawą relację. Dodaje temu kolorytu fakt, że królowa Borg jest na tyle nietypową i tajemniczą postacią, że drzemie w tym ciekawy potencjał na rozwój. Wyczuwam dobry i świeży pomysł na dalsze kroki. Tak naprawdę ten odcinek robi się naprawdę interesujący pod koniec, gdy Picard dociera do Obserwatorki. Fakt, że wygląda ona jak Laris, jego przyjaciółka z rezydencji Picardów, jest zastanawiający i buduje szansę na coś naprawdę interesującego. Czy to oznacza, że ona cały czas była kimś więcej i "pilnowała" Jean-Luca? Scena, w której dochodzi do spotkania, pokazuje, że go rozpoznaje, więc to jest wątek, który pobudza ciekawość. To szansa na to, by kolejne odcinki nabrały wyrazu i werwy. Zwłaszcza że cliffhanger z Q tracącym swoją moc wydaje się taką kropką nad i. Nawet pomimo niezbyt porywających wątków czy zbyt schematycznego wykorzystywania potencjału podróży w czasie Star Trek: Picard ogląda się dobrze. Jednak ten serial po pierwszym sezonie pokazał, że stać go na więcej i wciąż z tej perspektywy zmiana kierunku w rozwoju historii i sposobu narracji może pozostawiać niedosyt.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj