The Originals serwuje sceny, które są ekstremalnie rzadkie w tym serialu: momenty zwyczajnie ludzkie, kiedy widz na tę jedną chwilę może zapomnieć, iż ogląda prawie że grę o tron wśród wampirów, wilkołaków oraz czarownic, i może zobaczyć bohaterów w innej sytuacji. To wychodzi zaskakująco pięknie, sielankowo i przekonująco. Widzimy tutaj, jak cała dynamika rodziny uległa zmianie przez te półtora sezonu (stonowany i trochę naburmuszony Klaus, niepanujący nad sobą Elijah, niepłacząca Rebekah i nieirytująca Hayley). Jest to zaledwie chwila, ale ma w sobie emocje, którymi The Originals tak często przekonuje.

Istotną rolę w finale jesieni odgrywa Caleb/Kol, który pojawia się w tym odcinku w dwóch osobach. Chwilowy powrót Nathaniela Buzolica jest mile widzianym zabiegiem i zarazem dowodem na to, jak świetny był oryginalny casting rodziny pierwotnych wampirów. Tutaj każda z tych postaci (no, może poza oryginalnym Finnem...) jest na swój sposób wyjątkowa i każdy aktor błyszczy charyzmą odróżniającą The Originals od Pamiętników wampirów. Fajnie też powiązano jego występ w tym odcinku z internetową miniserią "The Originals: Awakening". Pogłębienie relacji Kola z resztą rodziny to proces mile widziany i przeprowadzony z rozwagą. Choć Daniel Sharman jako Caleb stara się, jak może, i wychodzi mu to nieźle, to w porównaniu z oryginalnym Kolem blednie. 

[video-browser playlist="632684" suggest=""]

Kluczem tego odcinka jest konfrontacja z Esther, czyli egzekucja misternego planu Rebeki. Raczej od początku można było przewidzieć, że nie pójdzie to po myśli bohaterów. The Originals przyzwyczaiło nas do solidnych zwrotów akcji i to tutaj działa wyśmienicie. Jak skuteczne przeprowadzenie zaklęcia do końca można było potraktować za pewnik, tak rola Caleba mnie zaskoczyła. Kolejny przykład na to, jak w tym serialu zdrada pięknie pogania zdradę. Jednak pozostawia to wszystko delikatnie mieszane odczucia. Cały motyw jest ryzykowny, bo zmiana aktorów któregokolwiek z rodziny pierwotnych nie może zakończyć się dobrze. Oby w tym aspekcie wszystko szybko wróciło do normy. Natomiast kompletnie inne emocje wywołuje zakończenie konfrontacji z Esther. To jest Klaus, jakiego lubimy! Zdecydowanie satysfakcjonujące. Oby Esther już nie wróciła na ekran, bo ta jej wersja jest mdła i troszkę irytująca. Niech po przerwie wkroczy Michael i zapewni widzom emocje na wysokim poziomie.

Czytaj również: Claire Holt jako Supergirl w serialu?

The Originals ma urok i nieźle prowadzoną historię. Wszystko, co rozgrywa się na pierwszym planie, może się podobać, nawet jeśli niektóre wątki nie zgrywają się w pełni z oczekiwaniami. Niby obyło się bez soczystej bomby, która wgniotłaby nas w fotele, ale tak czy owak jest dobrze.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj