Wojna – recenzja filmu
Wojna jest filmem prostym i bardzo realistycznym, ale to wystarczyło, żeby Alex Garland stworzył niesamowicie szczerą i dosadną rekonstrukcję zdarzeń z wojennego pola bitwy.
Wojna jest filmem prostym i bardzo realistycznym, ale to wystarczyło, żeby Alex Garland stworzył niesamowicie szczerą i dosadną rekonstrukcję zdarzeń z wojennego pola bitwy.

Zacznę od zwrócenia uwagi na mały skandal – to niepoważne, że Wojna, nowy film Alexa Garlanda, ominął polskie kina. Jest to produkcja świetnie zrealizowana i może pochwalić się naprawdę dobrą inżynierią dźwięku. Jestem przekonany, że w ciemnej sali kinowej emocje odczuwane w trakcie seansu byłyby jeszcze większe. Tak się nie stało i trochę tego nie rozumiem. Dobrze, że udało mi się nadrobić film legalnie na streamingu. Mogłem sprawdzić, co nowego przygotował brytyjski reżyser.
Garland nie po raz pierwszy – i zapewne nie ostatni – podejmuje próbę komentowania rzeczywistości. Zarówno w Civil War, jak i w niedawno debiutującym w kinach filmie 28 lat później, do którego napisał scenariusz, wyraźnie akcentuje wątki związane z wojną: jej bezsensem, ale i głęboko zakorzenioną obecnością w ludzkiej naturze. Bez względu na zmieniające się czasy czy pozorny rozwój człowieka i cywilizacji, konflikty zbrojne wciąż się powtarzają. Choć myśli te mogą się wydawać nieco banalne, to jednak Garland potrafi nadać im nieoczywistą formę – daleką od przewidywalności.
I tak, Wojna jest kolejnym filmem antywojennym wskazującym na bezsens toczonych bojów, ale przynajmniej nie powinien przylgnąć do niego zarzut o stosowanie tanich zabiegów. Duża w tym zasługa Raya Mendozy, prawdziwego uczestnika wydarzeń, o których opowiada film. Miały one miejsce w Iraku w 2006 roku. Były żołnierz jako drugi reżyser i scenarzysta pomógł zadbać o realizm, podkreślając jednocześnie ogrom cierpienia, który towarzyszył żołnierzom Navy SEAL, ale nie tylko.
Oddział składa się głównie z młodych mężczyzn – potrafiących dobrze się bawić przy teledysku do Call On Me Erica Prydza, ale przede wszystkim zgranych i wyjątkowo profesjonalnych. Podczas misji w Iraku wchodzą do jednego z domów, by zająć jak najlepszą pozycję do obserwacji potencjalnych zagrożeń. Działają sprawnie, z jasno określonym podziałem ról. Między członkami zespołu widać silną więź i wzajemne zaufanie. Garland i Mendoza przykładają dużą wagę do detali – żołnierskiego żargonu, chłodnej kalkulacji, ale też do pokazania emocji, które pojawiają się w obliczu skrajnych sytuacji. Wszystko po to, by widz mógł jeszcze lepiej poznać i polubić tych młodych ludzi, uwikłanych w bezsensowny konflikt. Jest to skuteczne, bo w obsadzie mamy sporo gwiazd młodego pokolenia, co może działać na wyobraźnię widza. Wśród aktorów są m.in. Will Poulter, Joseph Quinn, Charles Melton, mniej znany, ale jednak mocno utalentowany D'Pharaoh Woon-A-Tai czy Kit Connor znany głównie z młodzieżowego serialu Hearstopper od Netflixa.
W Wojnie nie ma typowego dla amerykańskich filmów wojennych patosu – nie ma ckliwej muzyki Hansa Zimmera, nie ma przesadnego uwznioślenia tematu. Jest za to grupa młodych mężczyzn, którzy wkradają się do obcego domu i próbują przetrwać w konflikcie, nad którego moralnym sensem nawet nie mają czasu się zastanawiać.
Paradoksalnie właśnie w tym tkwi jedna z największych zalet, ale i wad tego filmu. Realizm uderza z pełną siłą – zapiera dech w piersiach, przykuwa do ekranu, nie daje wytchnienia. Jednak gdy opadnie kurz, a zdezorientowana i przerażona iracka rodzina dostrzeże ślady po ewakuacji amerykańskich żołnierzy, trudno o głębsze refleksje czy szerszą dyskusję. Garland nie staje w opozycji do swoich bohaterów, ale jednocześnie potrafi poddać ich krytycznej ocenie. Widać to choćby w sposobie, w jaki traktowana jest iracka rodzina czy lokalni żołnierze, którzy – nie do końca świadomi – zostają wysłani na pierwszy ogień przez kolegów z amerykańskimi flagami na mundurach. Bez chwili zawahania wydają też rozkaz ostrzelania budynku, będącego dla kogoś domem, miejscem przeżywania codzienności. To dość subtelna jak na film wojenny, ale trafna metafora: ofiarami tego typu konfliktów są zawsze cywile, zwykli ludzie i ich dobytek, budowany z trudem przez lata.
Równocześnie Garland nie zostawia miejsca na moralne czy filozoficzne rozterki bohaterów. Z jednej strony to ciekawy zabieg – autor przerzuca ciężar refleksji na widza, dając mu surowy, realistyczny wycinek wojennej rzeczywistości. Z drugiej jednak, choć seans obfituje w emocje, po jego zakończeniu nie odczuwam potrzeby rozmowy o tym tytule. Znacznie lepiej pod tym względem było we wcześniejszym filmie Garlanda – Civil War.
Udział Mendozy przy produkcji może sugerować, że został przedstawiony wyłącznie amerykański punkt widzenia, ale nie zgadzam się z taką oceną. Po pierwsze – wszystko filtrowane jest przez wrażliwość brytyjskiego reżysera, a po drugie – pokazano zwykłych ludzi i to, jak traktowani są miejscowi przez amerykańskich żołnierzy. Jasne, wspomnienia podlane traumami mogą zakrzywiać ocenę sytuacji, jednak nie wyczułem takiej stronniczości. Zwłaszcza że udział Mendozy zapewnia realizm i pomaga odczuć ból. Cierpienie wynikające z tego, że młodym ludziom postawiono ogromne wymagania i skonfrontowano ich z brutalną rzeczywistością walki z... no właśnie, z kim? W filmie nie ma klasycznego „złoczyńcy” – przeciwnik pojawia się rzadko, raczej słyszymy jedynie przypadkowe, chaotyczne strzały.
Pomocny okazuje się również zabieg ograniczenia przestrzeni – wszystko rozgrywa się w zamkniętym, klaustrofobicznym otoczeniu. Nie ma tu miejsca na spektakularność czy efektowne sceny akcji. Uwaga widza skupia się nie na strzelaninach, lecz na ludziach. Co ciekawe, absurd wojny podkreśla też fakt, że same starcia bywają... zwyczajnie nudne. Może to nieco niestosowne określenie, ale właśnie tak to odebrałem – walki o nic, prowadzone ze zrezygnowaniem, niemal bez celu. Realizm pokazuje tu wojnę jako ciąg rozkazów, współrzędnych, parametrów i strzelania „na ślepo”. Taktyka jest monotonna, a napięcie nie buduje się klasycznymi środkami. To nie znaczy, że nie było emocji, bo polubiłem tych bohaterów. Udało się sprawić, że chciałem im kibicować, ale w wyjściu z tego cało, nie w zabijaniu przeciwnika. Zatem może się okazać, że potencjalne wady lub ryzykowne zabiegi, można odczytywać wręcz jako duże atuty.
Wojna to jeden z bardziej realistycznych filmów ukazujących współczesny konflikt zbrojny. Pokazuje rozszarpane ciała, nieustanny ból i krzyk, który zostaje w głowie jeszcze długo po seansie. Garland ewidentnie jest na takim etapie twórczej drogi, by krytykować i odnosić się politycznie do pewnych spraw. I dobrze, bo znowu robi to w sposób skuteczny. I chyba też bardziej moralny, ale to niech każdy oceni sam.
Poznaj recenzenta
Michał Kujawiński


naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1984, kończy 41 lat
ur. 1999, kończy 26 lat
ur. 1970, kończy 55 lat
ur. 1970, kończy 55 lat
ur. 1980, kończy 45 lat

