W drugim odcinku Yellowstone sielanka na malowniczym ranczu wciąż trwa, a historia rozwija się spokojnym tempem, bez szarżowania. Początkowa faza trzeciego sezonu testuje cierpliwość widzów, ale powolutku wprowadza interesujące wątki, które na pewno wpłyną na rodzinny biznes Duttonów.
To nic nowego, że pierwsze odcinki nowego sezonu Yellowstone stawiają na spokojny rozwój fabuły, bez wymuszania na widzach wielkich emocji czy adrenaliny. Tak jakby twórcy uważali, że na wszystko przyjdzie pora, a teraz mamy nacieszyć się plenerem, muzyką i w przypadku tej serii - szczęśliwymi bohaterami. I trudno mieć do nich o to pretensje, bo uśmiechnięty John to rzadki widok. Cały ten wątek kempingu, w którym bohaterowie mają chwilę spokoju, mogą się zrelaksować oraz otworzyć na innych, ociepla atmosferę. A wspomnienia Johna o swojej żonie nawet potrafiły wzruszyć. Może to nie jest to, czego oczekujemy od tego serialu i trochę może nudzić, ale te szczere i pełne miłości sceny sprawiają, że robi się przyjemniej na sercu. Natomiast powrót motywu wilka to wyraźny znak, że ta sielanka niedługo się skończy, a twórcy już szykują problemy i komplikacje, aby zmącić spokój Duttonów.
Również wątek Beth i Ripa ociekał romantycznością, aż zbyt przesadną, ale przynajmniej nie aż tak mdłą jak w związku Moniki i Kaycego. Warto jednak docenić to, że ich wspólne sceny mają w sobie wiele uczucia. Podobnie jak w przypadku Johna, również Beth pokazała wrażliwe oblicze, o które byśmy jej nie podejrzewali. I mimo, że ta reakcja na przygotowanie jej śniadania jest niespodziewana i zaskakująca, to wszystko w tej scenie działa, niosąc ze sobą duży ładunek emocjonalny. A to dzięki świetnej grze Kelly Reilly i Cole’a Hausera oraz chemii między bohaterami. A do tego postaci się rozwijają, a ich wątek ma dużą wartość fabularną.
Na szczęście twórcy nie dali się tak całkowicie ponieść walentynkowej atmosferze w tym odcinku. Beth rozpracowała plany Roarkego i inwestorów, które mają większy rozmach, niż się spodziewała. A to może oznaczać, że mamy do czynienia z potężnym oponentem zagrażającym Duttonom i ranczu. Na razie twórcy skąpią nam tych informacji, a do tego Roarke też jest bardzo enigmatyczny i pozornie sympatyczny. Ale kto wie, co kryje się za tym uwodzicielskim uśmiechem. Nie da się ukryć, że postać grana przez Josha Hollowaya bardzo przypomina Sawyera z Zagubionych, któremu najwyraźniej udało się wyrwać z Wyspy. Mam nadzieję, że gdy już fabuła nabierze rozpędu i bardziej go poznamy, to wrażenie już nie będzie tak silnie oddziaływać. Ważne, że wzajemne uszczypliwości i docinki z Beth dostarczyły niezłej rozrywki, a sam Roarke zaczyna intrygować.
Jednak najważniejszym wydarzeniem odcinka, które zapadło najbardziej w pamięć, była śmierć dwóch opryszków spowodowana przez Steve’a Hendona. Wydawało się, że skończy się na kilku siniakach i zadrapaniach w ramach nauczki, a żwawa muzyka wzmagała te wesołe humory. Jednak przez tę nagłą zmianę nastrojów, sceny szokowały. Nie trzeba dodawać, że już w pierwszym dniu pracy na najważniejszym stanowisku Jamie wpadł w kłopoty, będąc pośrednio odpowiedzialnym za tragedię. W każdym razie sprawa przedstawia się bardzo poważnie, a jednocześnie niezwykle interesująco. Szczególnie, że sytuacja spowodowała dużo napięć, a do tego sam Hendon wywołuje współczucie.
Na uwagę zasługuje również wprowadzenie nowej bohaterki o imieniu Teeter, którą zatrudniono do pomocy na ranczu. Ma odegrać sporą rolę w trzecim sezonie, ale już można powiedzieć, że się wyróżnia swoim sposobem mówienia i męskim zachowaniem. Zapowiada się, że Jen Landon sprawi więcej frajdy w serialu niż poprzednia kowbojka Avery (Tanaya Beatty), która zniknęła w drugiej serii. Taki kobiecy pierwiastek dobrze zrobi Yellowstone, który jest zdominowany przez mężczyzn.
Ale tak naprawdę największą bohaterką odcinka była… muzyka. Na kempingu wzmagała uczucie spokoju i swobody podczas oglądania krajobrazów, przybliżając widzów do natury. Z kolei podczas tańca Beth i Ripa utwór Lady May w tle dodawał scenom romantyczności. A rockowa muzyka przyniosła trochę luzu i dzikości. Nawet jeśli odcinek nie wywoływał ekscytacji, to przynajmniej cieszył uszy.
Nowy epizod kontynuuje obraną ścieżkę w trzecim sezonie, dając bohaterom czas na chwilę oddechu i nabranie sił. Pytanie tylko, czy nie za spokojnie Yellowstone zaczyna nową serię, wystawiając na próbę cierpliwość widzów. Jak na razie serial broni się pięknymi widokami, uczuciowymi wątkami oraz dobrą realizacją i harmonią poszczególnych scen. Ale przyszedł czas na konkretniejszą akcję, która rozrusza Yellowstone. Oby nastąpiło to już w kolejnym odcinku!