Tradycyjnie w połowie sezonu nastąpiło w Yellowstone drobne zwolnienie akcji. Piąty odcinek próbuje to ukryć świetnie dobraną muzyką, pięknymi krajobrazami Montany – widokami gór, lasów i otwartych przestrzeni – a także pokazywaniem realiów życia kowbojów na ranczu. W niektórych widzach może to powodować zniecierpliwienie, szczególnie po dynamicznym otwarciu serii, gdzie apetyty na podobne wydarzenia wzrosły. Natomiast jest to nakręcone z wyczuciem. Zamiast nudzić, to fascynuje. Nie następuje żaden przesyt tego typu zabiegami, które mają odwracać uwagę od spowolnienia w rozwoju historii. Po prostu chłonie się te pejzaże, dzikie plenery oraz telewizyjną, wizualną hipoterapię. Co nie oznacza, że nic ciekawego się nie wydarzyło w tym epizodzie. Najbardziej interesujący okazał się wątek protestu proekologicznego, który eskalował przemocą i został stłumiony przez ludzi Kaycego. To trochę emocjonowało, jednak nie jest to historia, która bardzo intryguje. Twórcy mądrze podeszli do tematu, w którym osoby protestują przeciwko sponsorowaniu przez stan sił policyjnych chroniących industrializację rolnictwa i zabijanie zwierząt. Poprzez świadomą postawę pragmatycznego Johna nie zaprzeczają, że istnieje problem związany z ekologią. Nie odmawiają słuszności Summer. Pokazują, że istnieje też druga strona medalu, jaką jest perspektywa ranczerów oraz ich ciężkiej pracy. Można powiedzieć, że twórcy stają w ich obronie za sprawą Duttona, który cierpliwie przedstawia swój punkt widzenia, szanując też poglądy liderki osób protestujących. A to przy okazji też pozytywnie wpływa na postrzeganie tego bohatera. Nawet Summer (niezła w tej roli Piper Perabo), która jest nową postacią w tym sezonie, wysłuchała argumentów Johna. To też ociepliło jej wizerunek, ponieważ na początku irytowała. Twórcy trochę idealistycznie przedstawili ten spór związany z przekonaniami, w którym dochodzi do pewnego rodzaju wzajemnego zrozumienia. Natomiast ważne, że nie uciekają od tego trudnego, istotnego i kontrowersyjnego tematu. Dzielnie się z nim mierzą, tak jak to robili z życiową historią zaginionych kobiet w poprzednim sezonie. Oby ten wątek rozwinął się w tak samo emocjonalny sposób, choć raczej ma on znamiona romansu, bo Johnowi doskwiera samotność, co można było dostrzec na początku odcinka.
fot. Paramount Network
+12 więcej
W miarę ciekawie rozwijała się historia Jamiego. Postanowił się skonfrontować z więźniem, który stoi za zamachem na rodzinę Duttonów. Wydawało się, że jego biologiczny ojciec wpadł w niemałe kłopoty, ale znowu nieźle namieszał mu w głowie, sprowadzając do nowej posiadłości Christinę z jego synem. Można było zapomnieć o tej bohaterce, ponieważ ostatni raz widzieliśmy ją w 2. sezonie i od tamtej pory o niej nie wspominano. Twórcy sprytnie wykorzystali motyw dziecka, bo teraz rzeczywiście Jamie ma twardy orzech do zgryzienia. Z jednej strony chce być lojalny rodzinie Duttonów, a z drugiej Garrett sprawia, że jego życie staje się lepsze. Nie zmienia się jednak to, że znowu nie ma kontroli nad wydarzeniami, które się wokół niego dzieją. Ponownie jest manipulowany i wykorzystuje się jego niską pewność siebie. To trochę tragiczna postać, ale dzięki pojawieniu się Christiny jego historia się komplikuje, a decyzje, jakie musi podjąć, nie należą do łatwych. Ciekawi, jak Jamie poradzi sobie w tej sytuacji. Po której stronie się opowie? W odcinku nie zabrakło Beth, ale jej wątek nie angażował. Głównie opierał się na jej wyzywających i wulgarnych komentarzach. Niewątpliwie są one nasycone czarnym humorem, który bawi. Bohaterka większość czasu spędzała na przygotowaniach do przejęcia stołka Boba Schwartza. Wyrzucenie go z jego biura nie odbyło się w zniewalający sposób, który mógłby zapaść w pamięć. To trochę rozczarowało, bo wiemy, na co stać humorzastą Beth. W odcinku pojawiają się również poboczne wątki uzupełniające fabułę. Oglądaliśmy, jak Monica i Tate powoli wychodzą z traumy i odzyskują humor. Kobieta skupiła swoją uwagę na poszukiwaniach nowego domu, a chłopak w indiański sposób wypacał stres w towarzystwie Rainwatera. Na razie ich historia rozwija się spokojnie, ale może w późniejszej fazie sezonu nabierze kolorów - tak jak Lloyda. Jego wątek zaczyna niepokoić, ponieważ mężczyzna, choć słusznie ukarany za swoje zachowanie, ciężko znosi to upokorzenie i odstawienie na bok. Możliwe, że twórcy szykują jakiś niespodziewany zwrot akcji. Bohater staje się coraz bardziej nerwowy, a do tego zżera go zazdrość. Natomiast nie zanosi się na to u Jimmy’ego, który trafił na ranczo 6666, choć przez chwilę wydawało się, że do domu spokojnej starości na łonie natury… Po przypomnieniu mu, że musi poczuć w sobie miłość do kowbojskiego życia i koni, bohater wyruszyły w drogę. Jego wątek nudził, ale przynajmniej rozbawiła jego reakcja, gdy chodziła po nim obrzydliwa skolopendra. Dużo sympatii zyskał Ross (Barry Corbin), który opowiadał o życiu na ranczu. Najnowszy odcinek Yellowstone był dobry i solidnie rozwijał poszczególne wątki, przygotowując fabułę pod przyszłe wydarzenia. Jak zwykle przyjemnie było odwiedzić Montanę i głównych bohaterów. Na razie nie ma powodów do niepokoju czy zniecierpliwienia, ale w kolejnym epizodzie liczymy na konkretniejsze zdarzenia i więcej emocji.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj