Piąty odcinek Zadzwoń do Saula to epizod na przeczekanie, co najbardziej było widoczne w wątku Fringa. Choć jak zawsze Gus był opanowany, to swoją skrzętnie skrywaną nerwowość wyrażał poprzez sprawdzanie broni przy kostce, czyszczenie łazienki i kontrolowanie, czy wszyscy są przygotowani na ewentualny atak. Twórcy tymi scenami grali na czas, przedłużając epizod do granic możliwości. Nie było to potrzebne, ale z drugiej strony to napięte wyczekiwanie potrafiło się udzielić widzom. Podobny niepokój wywoływały sceny z Kim, która w mieszkaniu czuła się niepewnie i nawet zablokowała drzwi krzesłem. Ostatecznie nic się nie wydarzyło, co trochę rozczarowuje. Z kolei Jimmy, który jest zupełnie nieświadomy zagrożenia, rozwija swoją prawniczą działalność. Powróciła Francesca, którą Saul postanowił ponownie zatrudnić. Kobieta miała pewne opory, ale przekonała ją łapówka. Mogliśmy poczuć, że mamy do czynienia z prawdziwym Saulem z Breaking Bad, co podkreślał też jego garnitur.  Najciekawiej w tym odcinku prezentowała się konfrontacja Jimmy’ego z Howardem. Hamlin w końcu domyślił się, że za próbą dyskredytowania go jako prawnika stoi właśnie McGill. Zna styl jego działania, więc zupełnie nie dziwi, że poskładał elementy tej układanki w całość. Howard niczym Chuck przejrzał Jimmy'ego i postanowił wziąć sprawy w swoje ręce, nie lekceważąc swojego przeciwnika. Panowie skonfrontowali się… na ringu bokserskim. Taki rodzaj wyjaśnienia sobie nieporozumień był niespodziewany i zaskakujący, ale dobrze się oglądało ten pojedynek. Mógł on trochę bawić, bo wiedzieliśmy, że Bob Odenkirk, który wciela się w Saula, akurat był po solidnym treningu do roli w filmie Nikt, a zagrał to starcie dość pokracznie. Bohater musiał uznać wyższość "HO Warda", czyli grającego go Patricka Fabiana, który był trenowany do tych scen przez Luisa Moncadę, czyli serialowego Marca. Ważne w tym wątku było jednak to, że Hamlin nie uznał sprawy za zamkniętą i wynajął prywatnego detektywa do obserwowania Jimmy’ego. W tym wszystkim Saul nawet nie zdaje sobie sprawy, że zgromadziły się nad nim czarne chmury, ale dzięki temu historia staje się jeszcze ciekawsza.
fot. AMC
Odcinek rozpoczął się jak zwykle od zagadkowej sceny, w której oglądaliśmy, jak zatapiano w żywicy suwak logarytmiczny. Tym razem pojawiło się więcej wskazówek, do czego może się ona odnosić. W tle było słychać niemiecką piosenkę, a linijka oraz podpis prezentu kojarzyły się z Wernerem. Pytanie tylko, jaką rolę miał odegrać ten przedmiot w fabule. Pod koniec epizodu wyjaśniło się, że chodzi o powiązanie z Lalo, który przyjechał do Niemiec, żeby porozmawiać z żoną Wernera i wyciągnąć z niej informacje o tajemniczej budowie Gustava. Przy okazji tej pogawędki wspomniano o minerałach, co było oczkiem puszczonym do fanów Breaking Bad, podobnie jak to było w przypadku motywu zatopionego przedmiotu w żywicy. Natomiast scena, która rozgrywała się w domu Margarethe, porządnie trzymała w napięciu, gdy kobieta wróciła się po telefon, a Lalo był gotów ją zastrzelić. Tak się nie stało, więc widzowie mogli odetchnąć z ulgą. Z kolei linijka, a raczej naklejka producenta, zapewne posłuży do odnalezienia „chłopaków” Wernera. Na pewno cieszy to, że po kilku odcinkach nieobecności powrócił Tony Dalton, który zawsze ubarwia i wzbogaca każdy epizod. W szóstym sezonie Zadzwoń do Saula coraz mocniej odczuwa się, że zbliżamy się do końca historii i że przyszedł czas pożegnań. Wygląda na to, że twórcy chcą oddać hołd każdej postaci, która przewinęła się przez serial, bo w tym odcinku pojawili się: Viola (Keiko Agena), która sympatycznie porozmawiała sobie z Kim, a także Lyle (Harrison Thomas), który stoi na straży porządku w Los Pollos Hermanos. Ponadto powróciła też wspomniana już Francesca (Tina Parker), czyli jedna z ważniejszych postaci, a także Erin (Jessie Ennis). To dobrze, że oglądamy takie powroty, ponieważ świadczy to o tym, że twórcy darzą dużym szacunkiem swoich bohaterów i chcą zamknąć wszystkie wątki. Nie zapomniano nawet o sprawie z Sandpiper, która zeszła na dalszy plan ze względu na sprawy związane z kartelem narkotykowym. To się ceni. Najnowszy odcinek Zadzwoń do Saula można uznać za przejściowy, który ma doprowadzić historię do istotniejszych wydarzeń. Nie emocjonował, ale też przesadnie się nie dłużył. Twórcy, jak zwykle popracowali nad warstwą wizualną, więc nawet jeśli momentami nieco nudził, to przynajmniej był przyjemny dla oka. Zauważalna jest zmiana klimatu na bardziej mroczny. Może to kwestia reżysera, który miał taką koncepcję na ten epizod, a może to zwiastun dramatycznych wydarzeń, dlatego przyszedł czas na nabranie większej powagi. Okaże się za tydzień!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj