
Serial, który jest oparty na filmie Cztery pory roku z 1981 roku. Historia opowiada o trzech małżeństwach pochodzących z klasy średniej, którzy mieszkają w Nowym Jorku i przyjaźnią się ze sobą. Co trzy miesiące wyjeżdżają wspólnie na zaplanowane wakacje. Ich spokojny wypoczynek zostaje wywrócony do góry nogami, gdy jeden z mężów opuszcza swoją żonę i zaczyna zabierać ze sobą młodszą kochankę.
Aktorzy:
Julia Lester, Erika Henningsen, (11) więcejReżyserzy:
Robert Pulcini, Shari Springer BermanProducenci:
Alan Alda, Tina Fey, (7) więcejPremiera (Świat):
1 maja 2025Premiera (Polska):
1 maja 2025Kraj produkcji:
USADystrybutor:
NetflixGatunek:
Komedia, Romans
Trailery i materiały wideo
The Four Seasons - trailer
Najnowsza recenzja redakcji
Cztery pory roku to komedia romantyczna dająca wgląd w życie trzech zaprzyjaźnionych ze sobą małżeństw, od lat spędzających wspólnie wakacje. Ich relacje stają na głowie, kiedy jeden z nich, Nick (Steve Carell), niespodziewanie postanawia porzucić życie w rutynie z Anne (Kerri Kenney) i ponownie zasmakować młodości. Wtedy na horyzoncie pojawia się 30-letnia Ginny (Erika Henningsen), która wywraca wspólne wyjazdy do góry nogami.
Zapierające dech w piersiach lokacje, ścieżka dźwiękowa wypełniona muzyką Vivaldiego i fabuła oparta na czterech wakacyjnych wyjazdach o każdej porze roku bardzo dobrze oddają motyw i tło opowieści. Główna linia fabularna także zyskuje po jej lekkim zmodernizowaniu (oryginał z 1981 roku jest już trochę przestarzały wizualnie). Minusem okazuje się jednak rozciągnięcie serialu. Alan Alda na swój film poświęcił około 110 minut. Z kolei nowa produkcja ma osiem odcinków trwających łącznie jakieś cztery godziny. Pozwoliło to twórcom na lekkie przemodelowanie historii z 1981 roku. Problem w tym, że powstałe luki zostały wypełnione nudą. Na rozszerzeniu nie zyskuje dominująca linia fabularna z filmu, a wątki poboczne i płytkie dialogi pozbawiają opowieść esencji. Myślę, że cztery odcinki (zgodnie z motywem serialu) byłyby strzałem w dziesiątkę. Ale pokusa stworzenia czegoś swojego była pewnie zbyt duża.
Komedia w serialu Cztery pory roku odgrywa rolę wisienki na torcie. Są świetne momenty (czuć rękę Tiny Fey), czasami trochę przewidywalne, ale można się uśmiechnąć. Satyra raczej pojawia się nagle i bywa momentami banalna. Dobrze w takiej formule komediowej odnajduje się Steve Carell, który chwilami przypominał Michaela Scotta z The Office. Głównie przeważa jednak część dotycząca relacji w tej hermetycznej, ale już rozbitej grupie. Wątki małżeńskich rozterek, przyjacielskich stosunków i drobnych rozważań egzystencjalnych związanych z przemijającymi latami są solidnie poprowadzone, choć czasami motywacje niektórych postaci wydają się nie do końca jasne. Na szczęście nie wpływa to na kwintesencję całej historii.
W produkcji pojawia się gwiazdorska obsada. Colman Domingo (Danny) roztacza swoją aurę, Steve Carell dodaje solidny występ do swojego portfolio, a Tina Fey i Will Forte są mniej lub bardziej zabawni, ale za to przekonujący. Nawet Marco Calvani, choć z ubogim doświadczeniem, wypada w roli stereotypowego Włocha całkiem udanie. Taki gwiazdorski zestaw przy płaskim scenariuszu wywołał ciekawe zjawisko, bo na ekran częściowo przebiły się osobowości aktorów. Można to szczególnie zauważyć w relacji Kate (Tina Fey) i Danny’ego. Myślę jednak, że większość z nas darzy ich sympatią, więc ogólne wrażenie będzie pozytywne.
Cztery pory roku to serial bez zbędnego bagażu, lekki i z fajnym przekazem, choć nieco przeciągnięty. Dobrze, że powstał, bo pozwala młodszym pokoleniom przyswoić opowieść Alana Aldy. Jest wart polecenia każdemu, kto woli prostszą rozrywkę i nie nastawia się na obejrzenie filmowego arcydzieła.
Pokaż pełną recenzję

