Diego Luna: kariera aktora od Dirty Dancing do Andora
Diego Luna przeżywa właśnie jeden z najlepszych okresów w swoim życiu zawodowym. Postanowiłem przyjrzeć się, jak przebiegała jego kariera, zanim grany przez niego Andor dostał swój solowy serial.
45-letni Diego Luna zagrał w wielu filmach i serialach. Na rynku aktorskim jest aktywny od 1991 roku, jednak przeważnie znajdował się na peryferiach wielkiego kina. Nawet jeżeli grał w głośnych produkcjach, to jego role ograniczały się do drugiego planu, ewentualnie występował w produkcjach absolutnie niezależnych i niskobudżetowych.
Diego Luna: roztańczone początki
Wydawało się, że przełomem w jego karierze może okazać się rok 2004. Kocham Dirty Dancing 2 głównie za sprawą Diego Luny. Trzeba przyznać, że nie miał łatwego zadania do wykonania. Pierwsza część to klasyk nad klasykami. Patrick Swayze stworzył postać kapitalnego artysty i mężczyzny, obok którego żadna kobieta nie przeszła obojętnie. Jednak nie można chyba patrzeć na Lunę przez pryzmat tego, co zaprezentował jego poprzednik. Sequel hitu z 1987 roku po pierwsze praktycznie w niczym nie nawiązuje do oryginału, po drugie jest skierowany do zupełnie innej widowni. To bardziej Young Adult z moralizatorską historią w tle. Abstrahując od poziomu realizacji filmu, bo jednym spodoba się bardziej, a innym wcale, chyba wszyscy zgodzą się, że Luna gra w nim wspaniały koncert. Jego obezwładniający młodzieńczy uśmiech w połączeniu z latynoskim luzem i doskonałą techniką to mieszanka wybuchowa, która eksploduje na ekranie.
Meksykanin dźwiga ten film na swoich barkach. Wypada znakomicie zarówno w scenach poważnych i przejmujących, jak i tych, w których trzeba pokazać dobrą zabawę. To niezwykle zniuansowana rola udowadniająca, z jak wszechstronnym artystą mamy do czynienia. Od Luny biła w tym filmie radość, którą zarażał widza. Miał być człowiekiem pełnym życia i takim właśnie na potrzeby tej konkretnej produkcji się stał. Twórcy chcieli, żeby tańczył z niezwykłą pasją, więc to robił. Wszedł w rolę tak mocno, że nie dało się mu nie uwierzyć. Nie dało się nie poczuć tych kubańskich rytmów, które rezonowały poprzez aktorskie mistrzostwo.
Wspomniałem, że rok 2004 mógł być dla Luny przełomowy. Główna rola w głośnym tytule, a zaraz potem angaż u samego wielkiego Stevena Spielberga. Tyle tylko, że pewnie niewiele osób pamięta z Terminalu akurat Diega. Tam liczył się Hanks, Tucci i Zeta-Jones. Mało osób zwróciło uwagę i zapamiętało młodego latynoskiego chłopaka. I tak oto Hollywood dało Lunie szansę na zaistnienie i szybko o nim zapomniało.

Diego Luna: era łotra i Łotra
Przez kolejnych 12 lat próżno szukać w karierze Luny produkcji wybitnych (poza Obywatelem Milkiem, w którym niestety ginie w tłumie doskonałych ról). Gra mniejsze lub większe epizody w filmach i serialach, o których pewnie niewiele osób w ogóle słyszało. Twórcy lubują się w obsadzaniu go w rolach czarnych charakterów, łotrów pierwszej wody, jak choćby w filmie Dziedzictwo krwi, w którym staje naprzeciwko Mela Gibsona. Nie można tego wszystkiego nazwać wielkim dorobkiem. A jednak gdzieś tam w umysłach decydentów Diego wciąż orbitował wokół stwierdzenia: „postawmy na niego w czymś głośnym”.
A jaka rola lepiej pasowała do człowieka, który doskonale odnajduje się w graniu łotrów niż ta w filmie o wiele mówiącym tytule Łotr 1. Najlepsze Star Warsy od czasów oryginalnej trylogii, a może najlepszy film o Gwiezdnych Wojnach w ogóle. Produkcja chyba najbardziej dojrzała spośród wszystkich przedstawicieli franczyzy, najbardziej ludzka, skupiona na swoich bohaterach. Luna otrzymał zadanie wcielenia się w Cassiana Andora i postanowił wykorzystać kolejną szansę od losu. Wyciągnął z tego maksimum. Zagrał kapitalnie. Na chwilę stał się Andorem, człowiekiem wierzącym w rebelię, gotowym poświęcić dla niej wszystko.
To między innymi dzięki niemu Łotr 1 stał się tak wybitnym filmem. W grze Luny znów było widać pasję, tak jakby wiedział, że od tego, czy się spodoba, będzie zależała jego przyszłość. Grał, jakby do gardła miał przyłożony nóż, jakby narzucił sobie dodatkową presję. Nie wiem, czy gdziekolwiek indziej w Star Warsach widać takie zaangażowanie (na pewno nie w drugiej, a tym bardziej w trzeciej trylogii czy Solo). Szkoda tylko, że ten wysiłek z początku nie został należycie doceniony i Luna zniknął z radarów – na szczęście, dzięki Netflixowi, tylko na dwa lata.

Diego Luna: potężny meksykański narkoboss
Tym razem przebywanie w filmowej drugiej lidze nie trwało długo. Trafiła się rola skrojona pod Diego Lunę, zupełnie inna niż ta w Gwiezdnych Wojnach. Potężny meksykański narkoboss i jego droga na sam szczyt kokainowego biznesu. Wielkim atutem tej roli jest fakt grania po hiszpańsku. Pierwszy raz mainstream mógł dostrzec inne oblicze tego utalentowanego aktora. Sequel niezwykle popularnego serialu Narcos stał się równie wielkim hitem co oryginał. Luna zatopił się w kolejnej niezwykle trudnej roli i elektryzował za każdym razem, gdy pojawiał się na ekranie.
Narcos: Meksyk to kolejny przykład tego, że Diego Luna potrafi być frontmanem wielkiej produkcji. Nie spala się, kiedy wszystkie oczy są skierowane na niego. Wręcz przeciwnie – on wtedy rozkwita. Jego Gallardo to bezwzględny morderca, tyran niewahający się przed zmiażdżeniem maluczkich na swojej drodze. Jednak przy całym swoim okrucieństwie ma także klasę. To nie jest Pablo Escobar, człowiek ludu, lubiący chodzić w luźnych koszulkach i klapkach, kochający spokojne, domowe zacisze. To połączenie bezwzględności bossa z Medellin i gangsterów z Cali. Człowiek urodzony do chodzenia w garniturze, który od zawsze mierzył w sam szczyt. Luna swój charakterystyczny ciepły uśmiech zamienia w grymas okrutnika. Niczym kameleon dostosowuje się do otoczenia i staje się nie do poznania. Jego nazwisko stało się dzięki temu serialowi synonimem niezwykłej solidności i faktu, że można oprzeć na nim naprawdę wielki projekt. A ten miał nadejść już niedługo.

Diego Luna: wskrzeszenie Andora
Nie ma co się oszukiwać: w 2022 roku Gwiezdne Wojny desperacko potrzebowały wielkiego sukcesu w kwestii filmów i seriali aktorskich. Mandalorian obniżył loty względem pierwszych dwóch sezonów (a i one miały swoje dość duże wady), Księga Boby Fetta to było, delikatnie mówiąc, nieporozumienie, a o nowych filmach większość ludzi chciałaby zapomnieć, z jednym wyjątkiem – wspomniany wyżej Łotr 1 wciąż rezonował w pamięci fanów.
I tak oto ludzie odpowiedzialni za franczyzę Gwiezdnych Wojen wpadli na dość szalony pomysł. Skontaktowali się z będącym już na fali Luną i postanowili nakręcić solowy serial o Andorze. Reszta jest już historią.
Andor bardzo szybko został okrzyknięty wielkim hitem, a drugi sezon zyskał uznanie krytyków. Luna nadał Gwiezdnym Wojnom ludzką twarz, stał się nie odległym wojownikiem o wolność w Galaktyce, ale kimś bliskim sercom widzów. Jego bohater nie jest bez skazy. Aktor doskonale uchwycił przemianę, jaka zachodzi w jego postaci. Oddał emocje, które powinny nim powodować. Uniósł spoczywający na nim ciężar. Franczyza Star Wars to niezwykle specyficzny twór i uzyskanie w nim takiego miejsca, jakie ma obecnie Andor, wydawało się niemożliwe. Diego stał się tym, kim przez całe dziesięciolecia był Harrison Ford.
Luna utrzymał się na powierzchni mimo grząskiego gruntu, na którym go umieszczono. To powinien być ostateczny argument w debacie na temat jego aktorskiego warsztatu. Człowiek zaczynający w meksykańskich produkcjach niezależnych, dostrzeżony przez wizjonera, Alfonsa Cuarona w 2001 roku, powoli budował swoją pozycję, aż doszedł na szczyt. Pytanie, czy odkryty na nowo podąży drogą innego Latynosa, Chilijczyka – Pedro Pascala, który od pewnego czasu występuje niemal w każdej wielkiej produkcji, a w swoim CV ma już chyba wszystkie wielkie uniwersa. Zobaczymy, ja w każdym razie chciałbym oglądać jak najwięcej filmów, w których Diego Luna gra główną rolę.
Najlepsze seriale aktorskie Gwiezdnych Wojen wg Rotten Tomatoes
Gwiezdne Wojny jako poważne science fiction. Andor to najlepszy i najważniejszy serial uniwersum

