Na takie właśnie anime czeka się latami. Brnie się mozolnie przez ocean przeciętniaków, wyczekując tej jednej, jedynej perełki, która nas oczaruje i długo nie da o sobie zapomnieć. No i stało się – świeżo zakończony sezon letni można uznać za całkiem udany…
Zwiastun
Made in Abyss sugerował widzom, którzy zdecydują się na oglądanie tego właśnie serialu, że będzie to graficzne cudeńko pełne przesłodkich postaci, które wyruszają na wyprawę. Bohaterami są dzieci, więc oczekiwania były nieszczególnie wygórowane – ot, pewnie będzie trochę niebezpieczeństw, jakiś główny zły, generalnie nic odkrywczego. Ci, którzy jednak od początku wyczuwali, że pozory mogą mylić, mogą być z siebie dumni (w tym i ja!). Ta cukierkowa na pierwszy rzut oka produkcja stała się zdecydowanym pogromcą konkurencji z poprzedniego, letniego sezonu. Wesoła wycieczka naszych bohaterów tak naprawdę jest wyprawą w miejsce pełne śmierci – witamy w Abyssie! Oto 13-odcinkowe anime na podstawie wysoko ocenianej mangi Akihito Tsukushiego (niech ktoś ją u nas wyda…).
Wyobraźcie sobie okrągłą wyspę, w centrum której jest po prostu… dziura. Ogromna przepaść bez dna, kryjąca w sobie liczne tajemnice. Co jest na samym dole? Skąd w tym tytułowym Abyssie (Otłchani) wzięły się liczne relikty? Kim byli ich właściciele? Sekret goni sekret, jednak ludzka ciekawość jak zwykle zwycięża. Społeczność wyspy nie odwiedza Abyssu masowo z pewnych powodów, a nazywają się one głównie Klątwa Abyssu oraz rozliczne zwierzęta, mające ochotę na skonsumowanie bezbronnych Poszukiwaczy (trzymając się polskiego nieoficjalnego tłumaczenia). To właśni oni, podzieleni na różne rangi, mają za zadanie odpowiedzieć na postawione wyżej pytania. Najlepsi z najlepszych noszą białe gwizdki – Poszukiwacze zeszli najgłębiej i wciąż żyją, mogąc opisać niższe warstwy Abyssu, a znajdywane tam relikty są najbardziej intrygujące. Pora wyjaśnić, czym z kolei jest Klątwa. Otóż to główna przeszkoda w powrocie do cywilizacji. Im głębiej się zejdzie, tym większy jest koszt pięcia się w górę. Zawroty głowy czy nudności to nic w porównaniu z tym, co spotyka ludzi chcących powrócić z niższych warstw… Biały Gwizdkiem była legendarna Poszukiwaczka Lyza, która nie powróciła nigdy z wyprawy na samo dno Abyssu. Jej 12-letnia córka Riko znajduje przypadkiem na pierwszym poziomie otchłani chłopca z robotycznymi ramionami, którego nazywa Reg. To początek wielkiej przygody, bowiem kiedy Riko dowiaduje się, że być może jej matka żyje, postanawia zrobić coś, co nie może się udać – zejść na samo dno Abyssu. Ona i Reg, nie pamiętający swojej przeszłości, ostatecznie wyruszają, jednak to najprawdopodobniej wycieczka w jedną stronę.
Mało który serial anime sprawia tak mylne wrażenie. Podobne odczucia wywołuje chyba jeszcze jedynie
Mahou Shoujo Madoka★Magica, a to za sprawą projektów postaci. Wystarczy zwiastun żeby stwierdzić, że
Made in Abyss to produkcja skierowana do młodszego odbiorcy. Nikt nie wygląda tu zbyt poważnie, więc siłą rzeczy niebezpieczeństwa czyhające na ludzi w Abyssie wydają się nieszczególnie straszne. Pierwszy poziom, najbliższy powierzchni jest wręcz bajkowo prześliczny, pełen rozlicznych łąk, jaskiń i światła. Grafika, a przede wszystkim tła, od razu wywołują skojarzenia z produkcjami studia Ghibli, które jest mistrzem, jeżeli chodzi o ujęcie natury. Gdzie tu więc jakieś strachy? Co prawda co nieco może biedne dzieci z sierocińca, w którym mieszka Riko chcieć skonsumować, ale na pierwszej warstwie to rzadkość. Ale no właśnie – pozory mylą. Pomysł, aby dwójka dzieci udała się samotnie choćby na drugą warstwę jest szaleństwem, a gdyby nie Reg, daleko by nie zaszli. Im dalej, tym dziwaczniej, bestie są coraz groźniejsze – wliczając w to… ludzi. Riko i Rego napotkają też przedstawicieli swojego gatunku, jednak łatwo się domyślić, że Poszukiwacze nie mogą być do końca normalni, poświęcając swoje życie na bezustanne jego ryzykowanie. Cukierkowa grafika jest pułapką, w którą wpadają wszyscy widzowie. Ten radosny serial z każdym odcinkiem przybiera coraz mroczniejszy obrót, a finałowe odcinki sprawiają, że ciężko się pozbierać.
Człowiekiem jestem; nic co ludzkie nie jest mi obce – nie obce są nam więc krew, wnętrzności, wszelka fizjologia człowieka. Lekka psychodelia, okrutne wybory, ogromne poświęcenia, zderzenie z niebezpieczeństwem i potwornościami Abyssu i jego Klątwą…
Akcja
Made in Abyss pod względem tempa jest dość nierówna – są odcinki niepozwalające nawet mrugnąć, a są też takie, gdzie Riko głównie tłumaczy Regowi zawiłości otchłani lub też gotuje. To prawdziwy serial survivalowy, można by rzec. Pomysł Riko o zejściu do Abyssu to prosty argument, aby uznać, że dziewczynka postradała rozum. Giną tam licznie dorośli, jak więc poradzi sobie dwójka dzieci, nawet jeżeli jedno z nich jest w połowie robotem? Riko jest najczęściej wymieniana jako jedna z nielicznych wad tego anime – to prawda, o ile drażnią nas huraoptymistycznie nastawione do świata młode bohaterki. Gdyby jednak nie ten optymizm, Riko daleko by nie zaszła. Nie jest też głupia– wie na temat Abyssu naprawdę wiele, co oznacza, że jest w stanie uznać, kiedy należy uciekać, a kiedy jest szansa, że to coś, co na zaatakowało, da się upolować i zjeść. Tworzy z Regiem zgrany duet, ponieważ on z kolei może ich obronić przed dziwami tego świata, a jego amnezja tylko dodaje mu tajemniczości. No i to niezwykle sympatyczny chłopiec. Jego relacja z Riko staje się coraz ciekawsza, zresztą trudno się dziwić –
są takie wydarzenia, które – przeżyte wspólnie – muszą się zakończyć przyjaźnią (…), jak to możemy przeczytać w książce o pewnym młodym czarodzieju.
Pod względem fabularnym
Made in Abyss to miód, cud i malina, z kolei jeżeli chodzi o stronę audiowizualną… jest wspaniale. Trzeba co prawda chwili, żeby przyzwyczaić się do projektów postaci, nie przeszkadzają jednak one szczególnie. Tła i generalnie koncepcja świata przedstawionego zasługują na same pochwały, to jednak w dużej mierze zasługa autora mangowego pierwowzoru. Animacji nic można nic zarzucić, będę się wręcz powtarzać – te tła à la Ghibli! Z kolei muzyka… Tego mi właśnie brakowało – soundtracku z anime, którego będę namiętnie słuchać jeszcze długo po zakończonym seansie. Australijczyk Kevin Penkin stworzył muzykę ocierającą się o geniusz. Cały soundtrack to 52 skrajnie różne utwory, z czego mamy fortepianowe i skoczne melodyjki, ale też orkiestrowe partytury czy elektroniczne bity wciskające w fotel. Jest wesoło, jest powalająco smutno, czasem dramatycznie, a w połączeniu z animacją całość tworzy klimat niepowtarzalny. Śmiało można uznać, że to pierwszorzędna adaptacja mangi, po którą nie sięgam tylko i wyłącznie dlatego, że zamierzam dzielnie wytrzymać do drugiego sezonu anime. Ewidentnie twórcy zostawili sobie furtkę, pozwalającą na kontynuację, pytanie tylko, jak szybko Akihito Tsukushi rysuje…
Czy sięgnąć po
Made in Abyss? A po co pytać – sprawa jest oczywista. Ale uwaga – to naprawdę nie jest anime dla dzieci.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h