Silos - jeden z najlepszych seriali science fiction ostatnich lat. Dlaczego warto go obejrzeć?
Serial z Rebeccą Ferguson podbił serca widzów nietuzinkową i wciągającą historią. Co sprawia, że jest tak dobry? I dlaczego powinniście go obejrzeć? Odpowiadam.
Serial Silos trochę cichaczem zadebiutował na Apple TV+ w maju 2023 roku. Możliwe, że nigdy nie przebiłby się do świadomości widzów, gdyby nie trafił na platformę w czasie, gdy emitowany był co tydzień największy hit tego streamera – Ted Lasso. A że Apple TV+ nie ma rozbudowanej biblioteki w porównaniu do konkurencji i stawia na swoje oryginalne projekty, to tytuł zwrócił uwagę subskrybentów na głównej stronie. Stąd już była prosta droga do sprawdzenia, czy intrygująco prezentujący się Silos jest wart naszego czasu. Zachęcała na pewno obsada, bo wystąpiły w nim wielkie gwiazdy kina – Rebecca Ferguson i Tim Robbins. Nie odstraszało wolne tempo akcji, a wydarzenia na ekranie na tyle zaciekawiały, że grono widzów rosło z tygodnia na tydzień. Rozpoczęły się dyskusje w mediach społecznościowych, a oglądalność okazała się na tyle satysfakcjonująca, że Apple zamówiło kolejne sezony, które zaadaptują całą historię z serii Silos autorstwa Hugh Howeya.
Postapokaliptyczny Silos
Serial opowiada o ludziach, którzy rodzą się, żyją i umierają w ogromnym silosie, znajdującym się głęboko pod ziemią. Porządek zostaje zaburzony, gdy szeryf oznajmia, że chce wyjść na zewnątrz, gdzie atmosfera jest skażona. Po jego śmierci stanowisko obejmuje mechaniczka Juliette z najniższego poziomu, która chce odkryć, jak zginął George, jej partner. Te poszukiwania zaprowadzają ją do nieprzyjemnej prawdy o silosie i stają się początkiem dramatycznych wydarzeń zwiastujących zmiany.
Tematyka postapokaliptyczna od czasu do czasu powraca na ekrany telewizorów w różnych formach. Jedni wybierają zombie (The Walking Dead, The Last of Us), inni pustkowia z Fallouta lub niekończącą się podróż pociągiem w Snowpiercerze. W tym gronie wyróżnia się Silos, którego akcja rozgrywa się w poukładanym świecie, gdzie każdy pełni wyznaczone funkcje. Bo tu większy nacisk kładzie się na tajemnice. Co spowodowało, że ludzie zamieszkali pod ziemią? Czy są jedynymi żyjącymi na Ziemi? Czy na zewnątrz naprawdę jest niebezpiecznie? Czy osoby u szczytu władzy coś ukrywają? Na wiele pytań nie dostaniemy odpowiedzi. Sporo z nich w nadchodzących sezonach sprawi, że będziemy traktować Silos jak serial z gatunku science fiction. Choć już teraz kombinezony z ekranami w hełmach, mniej lub bardziej rozbudowane komputery oraz fakt wybudowania wielu mieszkalnych silosów wskazują, że mamy do czynienia z rozwiniętą technologią, to jeszcze nie dano nam tego odczuć. To pieśń przyszłości.
Zalety Silosu
Świat przedstawiony w tym serialu fascynuje. Ludzie żyją w silosie według ustalonych zasad, które zapisane są Pakcie. Liczba urodzeń jest kontrolowana, a wiedza – ograniczona. Ludzie z natury są ciekawi, ale wszystkie przejawy buntu są tłumione. Najważniejsze jest utrzymanie porządku bez względu na koszty, bo konsekwencje mogą okazać się fatalne. To wszystko bardzo działa na wyobraźnię. Ciekawi, jak ludzie są w stanie koegzystować w tak niekorzystnych warunkach.
Nie tylko tajemnicza idea silosu sprawia, że ten serial tak przyciąga przed ekrany. Samo miejsce robi wrażenie – klaustrofobiczne, pozbawione promieni słonecznych, tak różne od naszego. Apple TV+ postarało się o wysoki budżet, dlatego scenografia prezentuje się wspaniale. Schody, hole, stołówka, pomieszczenie z wielkim generatorem czy mieszkania wyglądają wyśmienicie. Na widok podwodnych scen z Juliette w 2. sezonie, które kręcono w specjalnym basenie, szczęka opada z wrażenia. Widać dbałość o detale – czy to w pracowni Walker, czy w Dziedzictwie (zobaczcie w filmiku zza kulis). Obraz dopieszcza CGI, które sprawia, że to, co widzimy na swoich ekranach, prezentuje się tak realistycznie.
Dużą rolę odgrywa narracja prowadzona z perspektywy mieszkańców. Historię wypełniają tajemnice i kłamstwa. Fabuła jest tak zbudowana, aby krok po kroku odkrywać prawdę o silosie oraz innych wydarzeniach, jak np. okolicznościach śmierci George’a. W każdym odcinku widzowie są zaskakiwani nowymi faktami. Przed ekran przyciąga nas ciekawość i możliwość wymyślania własnych teorii. Na myśl przychodzi serial Zagubieni, który lubował się w podrzucaniu widzom różnych zagadek i informacji, aby ci dyskutowali o nich na forach. Bohaterowie Silosu utknęli w zamkniętej przestrzeni, a pasażerowie samolotu na wyspie. Postacie znajdują tajemnicze pomieszczenia (Solo jak Desmond w Lost!) i szukają prawdy. I nawet zwroty akcji oraz cliffhangery mają podobny charakter. W każdym razie Silos bazuje na tych samych wzorcach co Zagubieni, dlatego też seans angażuje w nie mniejszym stopniu.
Ale wszystkie te aspekty nigdy by nie zadziałały, gdyby nie obsada. Rebecca Ferguson i Tim Robbins to największe gwiazdy serialu. Szwedzka aktorka jest idealną Juliette. Bardzo przypomina postać z książek i z łatwością potrafi unieść ciężar głównej bohaterki. Ponadto charyzmą wykazują się również Harriet Walter, Common czy Chinaza Uche. Drugoplanowi aktorzy – jak Avi Nash, Shane McRae, Remmie Milner, Tanya Moodie, Ferdinand Kingsley czy Alexandria Riley – wykreowali wyraziste postaci. Iain Glen i Will Patton to klasa sama w sobie. A Steve Zahn kradł show jako Solo – naprawdę pasuje do tej roli. Wszyscy wzbudzają emocje – z jednymi sympatyzujemy, a innych nie lubimy. Są interesujący i "jacyś", a do tego mają własne cele i ambicje.
Serial a książki
Jak to bywa z serialowymi adaptacjami książek, również w Silosie twórcy dokonali wielu zmian. Mają do tego prawo, bo to ich dzieło autorskie i wizja kreatywna. Poza tym nie da się od tego uciec. Jednak warto zaznaczyć, że produkcja jest całkiem wierna książkom, a konkretniej pierwszemu tomowi, bo na razie tyle zekranizowano. Niektóre wątki rozwinięto, inne dodano, coś pominięto, ale ścieżki fabularne w pewnym momencie się krzyżują i dążą do tych samych punktów kulminacyjnych. Dzięki temu "konserwatywni" czytelnicy oglądający serial nie mają powodów do narzekań. Szczególnie że zmiany dokonane w historii nie tylko uatrakcyjniają ekranowe wydarzenia i podkręcają tempo akcji, ale też służą pogłębianiu postaci.
Przykładowo: w 1. sezonie rozwinięto postać George’a (w tej roli dobry Ferdinand Kingsley), o którym w całej trylogii (liczącej łącznie niemal 1700 stron) padło dosłownie kilka zdań. Scenarzyści nie tylko dopisali mu wątek pogoni za prawdą, ale też sprawili, że Juliette miała dobry powód, aby walczyć przeciwko systemowi. Dzięki zarysowanej romantycznej więzi historia bohaterki po prostu stała się bardziej emocjonalna, a do tego mogliśmy ją lepiej poznać i bardziej się z nią zżyć. Bo trzeba przyznać, że na początku postać wydawała się nieco antypatyczna, szorstka i niedostępna.
Książki raczej skupiały się na poczynaniach Juliette, Walkera, Lukasa czy Jimmy’ego (od drugiego tomu uwagę dzielono na pół z mężczyzną granym przez Ashleya Zukermana z samej końcówki 2. sezonu), ale w serialu to by po prostu nie zadziałało. Dlatego większą rolę odgrywa choćby Sims oraz jego żona. Z Camille jest podobnie jak z George’em, ponieważ nie pojawiła się w książce, a w produkcji stała się ważną postacią. Wyszło to historii na dobre, ponieważ dzięki temu zyskaliśmy nowe perspektywy na zaogniającą się sytuację w silosie, a dodatkowe relacje i zależności między bohaterami intrygowały.
Warto też wspomnieć, że niektóre postacie w książce wyglądały nieco inaczej. Choćby Bernard był opisywany jako niski, tęgi człowieczek w okrągłych okularach, który "wyglądał jak ilustracja do definicji technicznego eksperta". To niemal całkowita odwrotność Tima Robbinsa z jego 196 centymetrami wzrostu. Różni się od swojego pierwowzoru również pod względem charakteru. Robbins kreuje bohatera na swój sposób i jest w tym tak przekonujący, że jego wersja okazała się równie osobliwa i irytująca, jak ta książkowa.
Poza tym serial nie bał się zmiany płci postaci, co miało na celu zwiększenie udziału kobiet w fabule. Walker nie jest podstarzałym mężczyzną, bojącym się wyjść ze swojego warsztatu, a stał się Marthą reprezentującą społeczność LGBT. Produkcja wyszła z tego obronną ręką, bo Harriet Walter elegancko poradziła sobie z rolą. I tak naprawdę nie różniła się zbytnio od bohatera z książki. Można się pokusić o opinię, że przyjacielska relacja z Jules wyszła naturalniej w produkcji – właśnie dzięki temu, że połączyła dwie kobiety.
Dużo zauważalnych zmian wprowadzono w 1. sezonie. Troszeczkę inaczej poprowadzono historię Jahns i Marnesa. Z kolei nowy wątek dysku i ucieczki Juliette zdynamizował wydarzenia, które ekscytowały w drugiej połowie pierwszej serii. Dodano również tajemnicę z listu Salvadora Quinna, która nie występowała w książkach. To wszystko miało na celu uatrakcyjnienie telewizyjnej produkcji. Podyktowane było też tym, że powieść ma swoje mankamenty. Twórcy postanowili nieco poprawić opowieść, przerabiając ją na język serialu. Najbardziej doceniam to, że podejmowane przez bohaterów decyzje miały więcej sensu. Chęć powrotu ekranowej Juliette była bardziej przekonująca i przede wszystkim logiczna. Powód ataku dzieciaków na Solo w silosie 17 miał tragiczne źródło – to wzbudzało emocje, czego nie odczuwało się podczas czytania, bo w trylogii młodzież przestraszyła się głośnej maszyny. Ponadto zupełnie inny wymiar oraz kontekst miała konfrontacja Juliette z Bernardem w tunelu prowadzącym na zewnątrz z końcówki 2. sezonu. Scenarzyści wypracowali lepsze rozwiązanie fabularne niż Hugh Howey. Pisarzowi trochę nie wyszedł finał 1. tomu. Czyżby gonił go termin od wydawcy? Twórcy dokonali więc wielu poprawek. Należy dodać, że w pewnych kwestiach ułatwili sobie pracę, jak w przypadku tunelu w najniższym poziomie. Wynagrodzili to pomysłowym zwrotem akcji, gdy Lukas został zatrzymany przez głos przy wrotach.
Silos znakomity, ale nie idealny
Choć produkcja zasługuje na wiele pochwał, nie ustrzegła się wad. Największym grzechem twórców jest to, że w 2. sezonie niebywale skąpili informacji dotyczących pochodzenia silosów i pomieszczeń, do których dostęp miał tylko Bernard i Solo. Wynikało to oczywiście z tego, że serialową fabułę trzeba było odpowiednio rozłożyć na 10 odcinków. W 1. serii nie było z tym problemu (działał efekt nowości, więc wszystko ekscytowało), ale w najnowszym sezonie twórcy igrali z cierpliwością widzów, którzy domagali się wyjaśnień (nawet jeśli te pojawiają się dopiero w drugim i trzecim tomie powieści). Odczuwalne było przedłużanie i dozowanie faktów, aby udzielić jak najmniej odpowiedzi. Owszem, scenarzyści dobrze odwracali uwagę rozbudowanymi wątkami i dbałością o szczegóły, ale było to męczące i frustrujące.
Zapewne bardziej skondensowana historia zyskałaby większą przychylność widzów, jednak w tym wypadku dała o sobie znać polityka Apple TV+. Jako ta mniej popularna platforma streamingowa musi walczyć o subskrybentów, dlatego stosuje taktykę dodawania nowych epizodów co tydzień. Im więcej odcinków, tym dłuższy czas subskrypcji i więcej pieniędzy. Dlatego też zaraz po finale Silosu z nowym sezonem wróciło Rozdzielenie, co oznacza kolejne dwa miesiące pobierania opłat. A to, że nie starczyło fabuły z książek na 10 odcinków? To już problem scenarzystów, którzy musieli się kreatywnie nagłówkować i nakombinować, aby efekt był zadowalający. Poradzili sobie z tym zadaniem, ale niesmak pozostał.
Nie do końca też odpowiada mi to, że twórcy boją się zabijać głównych bohaterów. Nie przeszkadzało im to w 1. sezonie, gdy uśmiercili zgodnie z książką Marnesa, Jahns, George’a czy Holstona. Dzięki temu serial był nieprzewidywalny. Ale w 2. sezonie bardzo się przed tym wzbraniali – ani Knox, ani McLain nie zginęli. Obie postacie brały udział w bardzo krwawym buncie, który w książce trzymał fantastycznie w napięciu. W serialu akcje rebeliantów zostały w znacznym stopniu ograniczone, a tragiczna śmierć Coopera przeszła bez echa. Również wątek Meadows (kolejna dodana postać do serialu) nie wywoływał większych emocji. Twórcy zdecydowali, że ojciec Juliette poświęci się dla sprawy, co ani nie jest zainspirowane książką, ani nie ma większego sensu. Nie czuć było aż takiego dramatyzmu czy dużej stawki, która wzrosła dopiero w finale - buntownicy dobijali się do pomieszczenia, które odgradzało ich od drzwi prowadzących na zewnątrz. Jestem w stanie zrozumieć, że mordowanie bohaterów, do których czujemy sympatię, nie zawsze jest wskazane, bo wpływa na oglądalność danego tytułu. Poza tym postacie mogą się jeszcze przydać w kolejnych sezonach. To świadczy jednak o braku odwagi. A brak zaskoczeń skutkuje nudą.
Choć jestem zwolenniczką cliffhangerów, bo wychowałam się na Zagubionych, Skazanym na śmierć i 24 godzinach, to uważam, że scenarzyści niepotrzebnie zakończyli 2. sezon zawieszeniem akcji. Szczególnie że nawet powieść tego nie robi. Widzowie muszą bardzo długo czekać na kolejne sezony, więc w międzyczasie tracą zainteresowanie. Kiedyś przerwa trwała mniej więcej pół roku, a teraz czas postprodukcji się wydłużył, więc trzeba czekać rok, jeśli nie więcej. To nie fair w stosunku do fanów. Do tego nie zapracowano na to, aby pozostawić widzów w niepewności, bo wyjawiono za mało informacji o silosach w trakcie sezonu. A finałowa, zagadkowa scena z nowymi bohaterami nie wynagrodziła cliffhangera, przez który los Bernarda i Juliette pozostał nieznany. Jeśli do mnie należałby wybór, to tak samo zakończyłabym 2. sezon, mimo że nie niesie takiego ładunku emocjonalnego, co buchające płomienie w komorze do dezynfekcji. Myślę, że ta scena wystarczyłaby, aby skutecznie zachęcić widzów do powrotu.
Nie zabraknie historii z książek
Uspokajam: materiału z drugiego i trzeciego tomu jest w sam raz na zakończenie historii w dwóch sezonach. Jest jeszcze wiele tajemnic do odkrycia, a wyjaśnienia nie powinny zawieść. Do tego zwroty akcji, jeśli zostaną dobrze rozegrane przez twórców, zaszokują niejednego widza. Nie zabraknie kolejnych cliffhangerów – mam nadzieję, że będą lepiej zaplanowane. Wprowadzenie do fabuły Helen i kongresmena (wstrzymam się od wyjawienia jego imienia) jest swoistą zapowiedzią, że odpowiedzi zaczną napływać, a historia zagęszczać. Twórcy nie uciekną od wyjaśnień, ale trzeba się nastawić, że ci bohaterowie będą dzielić czas ekranowy na pół z Juliette i silosem 18.
Na pewno też można się spodziewać zmian w fabule, ale nie pod względem jakości serialu. Apple raczej nie zmniejszy budżetu na swój streamingowy hit. Dużo im daje to, że mogą kręcić w studiu, wykorzystując tę samą scenografię. W końcu pomieszczenia silosu z założenia wyglądają identycznie. Twórcy zapowiedzieli, że akcja przeniesie się też na zewnątrz, więc na to będą musieli przeznaczyć dodatkowe pieniądze.
Na szczęście na nowe sezony nie będziemy bardzo długo czekać. Potwierdzono, że trzecia seria jest kręcona od kilku miesięcy, a nad czwartą będą pracować od razu, zaledwie po krótkiej przerwie. Scenariusze do tych odcinków są już napisane, więc jest czas na ewentualne poprawki, zmiany i dopracowanie szczegółów. Mimo wszystko nie wiadomo, ile potrwa postprodukcja – ta będzie wymagać jeszcze większej ilości efektów wizualnych.
W jasnych barwach widzę przyszłość Silosu, mimo że twórcy podpadli fanom w 2. sezonie. Poza tym tytuł ma duży potencjał na autorskie spin-offy. Jak wiemy, istnieje jeszcze wiele innych silosów, którym można wymyślić angażujące historie z nowymi bohaterami, rozrywające się w innym przedziale czasowym. Apple TV+ nie ma własnej franczyzy (nie licząc podpięcia się pod Monsterverse z Godzillą), więc to byłaby szansa na rozwój platformy. Wszystko przed nami! Jestem pewna, że twórcy nas nie zawiodą i dostarczą dobrze przemyślanej rozrywki.