Uncharted to fatalna adaptacja, ale czy jest to dobry film przygodowy? Szczera ocena fana
Uncharted zaczynało od skromnych początków, po których wspięli się na wyżyny wielkości. Czy to samo można powiedzieć o kinowej adaptacji z Tomem Hollandem? Postanowiłem to sprawdzić – jako fan i niedzielny widz.
Odkąd mój biologiczny procesor zaczął rejestrować to, co się wokół mnie dzieje, stałem się ciekawy świata. W dzieciństwie uwielbiałem zwiedzać, podróżować i zaglądać w miejsca, do których zdecydowanie nie powinienem. Już w młodym wieku zaszczepiono mi miłość do filmów przygodowych. Goonies to klasyk, który absolutnie uwielbiałem, a Indiana Jones to seria, którą znam prawie na pamięć. Charyzmatyczny główny bohater, fantastyczny aktor w roli głównej, zjawiskowe sceny akcji, egzotyczne miejsca – to wszystko miały produkcje Spielberga, szczególnie pierwsze trzy.
Podobnie pokochałem Mumię, a Brendan Fraser stał się dla mnie wzorem męskości jeszcze większym od Harrisona Forda. Domieszka horroru i egipskiej mitologii sprawiła, że całe danie było jeszcze smaczniejsze. Planeta skarbów jest w czołówce moich ulubionych bajek z dzieciństwa, a Skarb narodów to w mojej ocenie niedoceniony film, który zasługiwał na zainteresowanie oraz kolejne części. Wszystko to, co napisałem, prowadzi do prostego wniosku – kocham poszukiwanie przygód.

Kocham Uncharted, tak po prostu
Nie załapałem się na te klasyczne odsłony Tomb Raidera, z kolei reboot z 2013 roku wydawał mi się zbyt mroczny i poważny, jak na moje ówczesne postrzeganie takich historii (dziś uważam, że jest to świetnie napisana opowieść i również znakomita gra, ale nie o niej dziś). Uncharted z kolei miało wszystko to, czego oczekiwałem. Lekki ton, od czasu do czasu poważniejsze tematy, zabawnego i charyzmatycznego protagonistę, którego da się polubić od pierwszej sceny, znakomitą obsadę pobocznych postaci i zapierające dech w piersiach (nawet w tych starszych i brzydszych częściach) sekwencje akcji.
Zagrałem we wszystkie główne części serii z pominięciem dodatku do "czwórki" i mniejszych spin-offów, które powstawały na konsole przenośne. Uncharted 4: Kres Złodzieja jest w ścisłej topce moich ulubionych gier, a niedaleko za nią znajduje się "dwójka", która wyznaczyła kurs dla kolejnych części. Sic parivs magna (Wielkość od skromnych początków) to motto, które idealnie charakteryzuje całą serię. Jedynka nie była wcale spektakularnym sukcesem – ani krytycznym, ani kasowym. Taka dana przygodówka, która garściami czerpała z klasyków gatunku, jak właśnie Indiana Jones. To, co wyróżniało przygody Nate'a, to akcja dziejąca się we współczesności. Jedynka miała swoje błędy, niedopracowania i archaizmy, które obecnie trudno przeboleć. Dopiero druga odsłona pokazała pełen potencjał tej serii i wzbiła ją na wyżyny. To kontynuacja idealna pod każdym względem, która usprawniła wszystko to, co wprowadzono w pierwszej części. Trójka w mojej ocenie była potknięciem, z kolei finałowa (jak na razie) odsłona dopracowała do perfekcji wszystkie elementy i stała się opus magnum serii.

Uncharted było jak podłączenie do tlenu boksera, który otrzymał serię ciosów. W młodości uwielbiałem filmy przygodowe, a tych w ostatnich latach pojawiło się naprawdę niewiele. Kiedy już jakiś miał premierę, to zwykle okazywał się klapą lub był co najwyżej "okej". Rozpisałem się o tym w tym tekście. Uncharted wypełniło tę lukę, a ja w trakcie grania poczułem się, jak podczas oglądania pierwszych części Indiany Jonesa. Przygoda kompletnie mnie pochłonęła, a ja zakochałem się w tym świecie i postaciach, których po prostu nie da się nie lubić.
Dlaczego stworzenie dobrej adaptacji Uncharted jest trudne?
Kiedy pojawiły się pierwsze doniesienia o powstawaniu aktorskiej adaptacji, byłem oczywiście sceptycznie nastawiony. Po pierwsze – klątwa adaptacji gier komputerowych nadal ciążyła nad kinem i tylko kilka wyjątków przebijało się ponad przeciętność lub kompletną beznadzieję. Po drugie – Uncharted jest mi bardzo bliskie. Jestem niezwykle zżyty ze wszystkimi postaciami. Podczas grania czułem, że jestem jednym z członków tej zwariowanej ekipy, która przeszła razem tak wiele. Zwyczajnie obawiałem się, że to, co jest mi tak drogie, droższe od skarbów El Dorado, zostanie zbrukane "hollywoodzkością" i przeciętnością.
Uncharted to seria, która inspirowała się klasykami pokroju Indiany Jonesa, Mumii i pokrewnych produkcji. Jest też niezwykle filmowa. Ma elementy platformowe, dużo scen akcji, strzelania, ale cała fabuła jest podana w iście kinowy sposób. The Last of Us pokazało, że da się to przenieść na język filmu lub serialu. To może być ułatwienie, ale i spora przeszkoda dla twórców. Do zrealizowania takiej adaptacji potrzebna jest konkretna wizja.

W obecnych czasach produkcje przygodowe są niezwykle drogie. Z kolei efekty specjalne często wyglądają szkaradnie i odstraszają widownię. Mocną stroną każdej z gier z serii Uncharted były widowiskowe sekwencje akcji. Można ich wymienić naprawdę wiele: otwarcie 2. części i wspinaczka po pociągu zwisającym z urwiska, późniejsza walka i przeprawa przez cały pociąg, perypetie w El Dorado i w innych, mistycznych miastach, przebieżka przez toczone przez wojnę dzielnice, wybuchowy pościg autem po mieście czy rozwalenie wieży kościelnej, której wszystkie elementy spadają po kolei na głowę Nate'a. A to tylko kilka z moich ulubionych. Stworzenie fantastycznych lokacji pokroju wcześniej wspomnianego El Dorado również tanie nie jest, a to ostatnie, co powinno tanio wyglądać.
Poza tym nie jestem w stanie wyobrazić sobie żadnego aktora w roli Nathana Drake'a. W przeszłości mógłbym wskazać na młodszego Nathana Filliona, który już udowodnił, że poradziłby sobie w roli poszukiwacza przygód (o tym nieco później). Obecnie trudno znaleźć kogoś z taką charyzmą i prezencją aktorską.
Wszystko to, co wymieniłem, pokazuje, jak trudne jest stworzenie dobrej adaptacji Uncharted, która usatysfakcjonowałaby fanów. Nie jest to jednak niemożliwe. W końcu taka adaptacja już się pojawiła w 2022 roku z Tomem Hollandem. Produkcja nie przypadła do gustu krytykom (41% w Rotten Tomatoes), ale spodobała się publiczności (89%). Swoje też zarobiła, bo lekko ponad 400 mln dolarów na całym świecie przy budżecie 120 mln USD. Postanowiłem po latach wrócić do tego filmu i spojrzeć na niego z dwóch różnych perspektyw – fana serii gier oraz kogoś, kogo to wszystko nie obchodzi i chciałby po prostu obejrzeć lekki, przygodowy film akcji.
Najwyższa pora założyć szelki i odpowiedzieć na pytanie zawarte w tytule tego tekstu.
Najlepsze role Toma Hollanda [RANKING]
Czy Uncharted to fatalna adaptacja?
Istnieje jeden rodzaj adaptacji, którego i ja, i George R.R. Martin nie potrafimy znieść. Taki, w którym twórcy myślą, że pozjadali wszystkie rozumy świata i tylko ich wersja danej historii jest jedyną słuszną. Takie wrażenie odniosłem podczas oglądania Uncharted, ponieważ film czerpie garściami z serii gier, ale robi to w tak nieudolny sposób, że odechciewa się na to patrzeć. Nie rozumiem, jak w ciągu roku mogliśmy otrzymać tak odmienne produkcje (w odbiorze i jakości): Uncharted i The Last of Us, czyli dwie adaptacje gier od studia Naughty Dog. Mam problemy z serialem HBO, ponieważ jest to historia niemal żywcem przeniesiona z gier bez większych zmian, ale wyszło to znacznie lepiej niż aberracja, za którą biorę film z Tomem Hollandem w roli głównej.
Początek nie jest wcale taki zły. Młody Nathan Drake jest naprawdę dobrze dobrany, podobnie jak jego starszy braciszek Sam (Rudy Pankow naprawdę pasuje do tej roli). Fajnie było też zobaczyć sierociniec z 4. części gry. Ale wszystko to, co dzieje się później, jest dla mnie (jako fana) niedorzeczne. Mam wrażenie, że twórcy kierowali się zasadami z początku XXI wieku. Byleby napchać tyle bezczelnego fanserwisu, ile się da, i mieć nadzieję, że fan nie będzie mógł wykrztusić słowa krytyki z powodu zachłyśnięcia. Jest wieża zegarowa podobna do tej z czwórki, o której wspominałem, i niemal identyczna akcja w samolocie, co w trzeciej części, poza tym statek w jaskini i włamanie podczas aukcji (Uncharted 4). Pominę już jawny brak kreatywności w przygotowaniu ciekawych i widowiskowych scen (chociaż jedna taka się znalazła, ale o tym później), ale przypomnę bezczelne kopiowanie tego, co wyszło w grach. Naprawdę nie rozumiem, jak można nie mieć wyobraźni, gdy tworzy się dzieło przygodowe, w którym należy popuścić wodze fantazji.
Od samego początku nie byłem przekonany do Toma Hollanda w roli Nathana Drake'a. Nate to cwaniaczek, więc powinien się w niego wcielić aktor z podobną renomą i charyzmą. Tom Holland robił, co mógł, ale nie pozbył się w pełni tej aury grzecznego chłopczyka z sąsiedztwa. Jestem ostatnią osobą do krytykowania kogoś z powodu baby face'a (sam taki mam), po prostu nie widziałem w nim postaci z gry. Ilekroć silił się na luz, pyskówki i "swag", to tym gorzej to wychodziło, bo przypominał bardziej zakompleksionego nastolatka, który próbuje udawać swojego idola. Mark Wahlberg momentami bardziej przywodził mi na myśl Nate'a, którego znałem i kochałem. Nie będę go jednak krytykować, bo chociaż w niczym nie przypomina Sully'ego z wyglądu (jak można było go pozbawić majestatycznych wąsów?), to charakter postaci został całkiem przedstawiony, wraz z jego manią na punkcie złota.
Największym grzechem filmowego Uncharted jest jednak to, że twórcy pozjadali wszystkie rozumy. Nie miałbym absolutnie nic przeciwko temu, aby Tom Holland zagrał nieco młodszego Nate'a w historii, która opowiada o tym, co się działo przed wydarzeniami z jedynki. Początek w sierocińcu po części to sugerował. Potem jednak zaczęła się jazda na całego i zmienianie kanonu. Znów – nie czepiałbym się, gdyby to było lepsze od tego, co zrobiły gry. Sposób poznania Nate'a i Sully'ego był słaby. Podobnie jak perypetie z Chloe, z którą Nate nie miał żadnej, ale to absolutnie żadnej chemii. Zamiast dwojga kochanków, splecionych nieszczęśliwymi losami pełnymi zdrad i zwrotów akcji (jak w dwójce), dostaliśmy perypetie nastolatków.

Nie rozumiem, dlaczego w adaptacjach jest tak popularny motyw "zasłużenia na coś". Chodzi mi o zjawisko, w którym główny bohater musi najpierw zapracować na to, aby otrzymać swoje atrybuty. Nate kaburę do pistoletów dostał dopiero pod koniec filmu. To tak jakby powstał reboot Indiany Jonesa, w którym mężczyzna przez cały pierwszy film popyla bez ikonicznego kapelusza lub lassa. Muzyka także nie brzmiała jak z Uncharted, a z generycznego filmu akcji z domieszką dziwnych syntezatorów. Zabrakło tu zapierających dech w piersiach widoków czy ciekawych scen akcji. Te ostatnie to jednak najmniejszy problem, bo kiedy już się pojawiały, to były nieźle nakręcone, kreatywne, czasem zabawne i w duchu oryginału. Cały ten film można określić mianem "origin story" Nathana Drake'a, co samo w sobie złe nie jest, ale jeśli chcemy przedstawić szerszej publiczności jakąś postać z innego medium, to powinniśmy ich przekonać wszystkim tym, czym przekonano fanów. Za mało jest produkcji, które przedstawiają ukształtowanego już bohatera, a za dużo takich, które marnują czas na mozolne wprowadzanie i robienie z niego niekompetentnego debila (to akurat nie jest przytyk w stronę Uncharted, Nate jest całkiem inteligentny i bardzo mi się to podobało).
Najlepsze adaptacje gier wideo – ranking na podstawie Rotten Tomatoes
Czy Uncharted to dobry film przygodowy?
A teraz odsuwam na bok swoje sympatie, przełykam łzy i chowam urazę do kieszeni. Czy Uncharted to dobry film przygodowy dla osób, które gier nie znają, a chciałyby się rozerwać? Moim zdaniem tak. Nie jest to produkcja na poziomie klasyków, które wymieniałem na początku. Ma sporo wad, które powielają się z tym, co pisałem powyżej. Nie jest to szczególnie porywająca pod względem akcji produkcja, choć widowiskowa scena w samolocie może być niezwykła i trzymająca w napięciu dla osoby, która nie przeżyła tego w grach. Poza tym muszę pochwalić ostatnią sekwencję akcji, ponieważ ta zrobiła na mnie spore wrażenie. Chodzi oczywiście o moment, w którym dwa statki "lecą" ciągnięte przez ścigające się ze sobą helikoptery, a na pokładzie toczy się walka na miecze, armaty i nie tylko. Wszystko to było cudownie przesadzone, kompletnie nierealistyczne, kreatywne i w duchu oryginału. Dlatego tak bardzo żałuję, że twórcy nie połasili się o więcej podobnych nowości.

Sophia Ali to jedyna aktorka, która potrafiła w pełni przenieść charakter i energię postaci z gry do filmu. Jej Chloe, chociaż młodsza i mniej doświadczona, została świetnie zagrana i jest dokładnie taka, jak można było ją sobie wyobrazić. Tom Holland też ma swoje momenty. Sceny emocjonalne sprawiały, że faktycznie przypomina Nate'a. Tempo filmu jest niezłe, nie ma w nim dłużyzn i trudno się przy nim nudzić. Akcja ciągle prze do przodu i rozwija przy tym postaci oraz relacje pomiędzy nimi. Jest sporo zwrotów akcji, które dla kogoś nowego mogą być zaskakujące (szczególnie jeśli chodzi o Chloe). Film jest naprawdę zabawny, ma sporo one-linerów i fajnych pyskówek Nate'a i Sully'ego.
W dalszym ciągu uważam jednak, że brakuje tu efektu "wow". Mimo paru widowiskowych scen, nie ma momentów, które sprawiłyby, że chciałoby się wejść w pierwszy lepszy samolot i polecieć do jakiegoś egzotycznego kraju. Wszystko jest raczej kameralne, brak tu ukrytych krain czy wielkich skarbów (ot, trochę złota w paru beczkach).

W ostatecznym rozrachunku Uncharted uważam za absolutnie fatalną adaptację, która nie rozumiała materiału źródłowego bądź się go wstydziła, a jedyne, na co było stać twórców, to puszczanie oczka do fanów w nadziei na to, że to osłodzi pozostałe głupotki. Jest to przy tym niezły, komediowy film akcji, któremu jednak sporo brakuje do klasyków. Tom Holland jest skupiony na życiu osobistym i roli Pajączka, więc szczerze wątpię, że prędko ujrzymy kontynuację (o ile takowa w ogóle jest w planach). Mottem serii była "wielkość od skromnych początków", ale być może te początki były zbyt skromne.
Najlepsze filmy o poszukiwaniu skarbów [RANKING]
Hollywood – patrzcie i się uczcie
Przez tekst przewijał się temat Nathana Filliona. Pora więc przywołać fanowski film, który debiutował, zanim jeszcze do ról wybrano Toma Hollanda i Marka Wahlberga. Reżyserowi jakimś cudem udało się sprowadzić wielkie hollywoodzkie nazwiska i tak oto w Nathana Drake'a wciela się jego imiennik, a Sullym został Stephen Lang. Całość jest dokładnie tym, czego oczekiwałbym od adaptacji gier. Idealnie przenosi ukształtowanego już bohatera, przenosi wszystkie jego cechy charakterystyczne, puszcza oczko do fanów w subtelniejszy sposób (klasyczne ruchy w walce Nate'a czy moment, w którym kamera kieruje się za plecy bohatera jak w grze).
Jeśli nie znacie gier z serii Uncharted, to zachęcam do sięgnięcia po nie. Zwłaszcza jeśli podobał Wam się film, bo dostaniecie podobne motywy, ale na lepszym poziomie. Nie zrażajcie się, jeśli nie jesteście graczami – te produkcje są tak kinowe, że równie dobrze można byłoby włączyć sobie cutscenki na YouTubie.

