Twitter Elona Muska – czy w tym szaleństwie jest metoda?
Jak dość powszechnie wiadomo, Elon Musk kupił sobie wreszcie Twittera, czyli swoje ulubione medium społecznościowe... I to był dopiero początek problemów.
Do siedziby swojego nowego nabytku Elon Musk wszedł ze zlewem w dłoniach, co miało znaczyć „let that sink in”, co jest idiomem znaczącym z grubsza „zapamiętajcie to sobie”, ale także tłumacząc bardziej bezpośrednio memicznym „wpuśćcie ten zlew”. Oczywiście napisał to także na Twitterze.
Już sama ta akcja zdradza dość kiepsko skrywaną tajemnicę – Elon Musk jest internetowym trollem, shitposterem, memiarzem i memem jednocześnie. Jest też najbogatszym człowiekiem na świecie i każdy jego wpis ma o wiele większe znaczenie i reperkusje, niż ktokolwiek może sobie wyobrazić. Zarówno gospodarcze, jak i polityczne. Na przykład w poniedziałek 7 listopada na Twitterze wezwał niezdecydowanych wyborców do głosowania na Republikanów w odbywających się 8 listopada wyborach do Kongresu Stanów Zjednoczonych, choć – co błyskawicznie mu wytknięto – jeszcze 27 kwietnia tego roku pisał, że Twitter powinien być neutralny politycznie.
Nie tak dawno zachęcał też Ukrainę do pokoju z Rosją za wszelką cenę i kazał jej płacić za Starlinka, a potem się z tego wycofywał. Czasami widać w tym jakąś metodę, a czasami wydaje się, że Elon Musk chwyta za smartfon i dzieli się z ponad setką milionów obserwujących tym, co właśnie pomyślał. W końcu Elon Musk średnio tweetuje mniej więcej cztery razy dziennie, co przełożyło się na blisko 20 000 tweetów, odkąd dołączył do Twittera.
Tak czy inaczej, od przejęcia Twittera Elon Musk nie próżnuje – na Twitterze i w Twitterze. Pisaliśmy już o wprowadzeniu płatnych kont z niebieskim znaczkiem, który oznacza, że osoba prowadząca konto jest rzeczywiście tym, za kogo się podaje. To tak zwany Twitter Blue. Problem w tym, że dotychczas weryfikacja była całkowicie bezpłatna. Początkowo Twitter Blue miał kosztować 20$ miesięcznie, ale po krótkiej wymianie tweetów z samym Stephenem Kingiem, Elon zaproponował 8$ i nie czekając na odpowiedź, ruszył dalej.
My zatrzymajmy się jednak na chwilę przy tych 8 dolarach. Obecnie na Twitterze według różnych szacunków jest nieco ponad 400 000 zweryfikowanych kont, które rocznie dałyby z grubsza 40 milionów dolarów zysku. Gdy zestawimy to z tweetem Muska, w którym twierdzi, że Twitter traci 4 miliony dziennie, okazuje się, że twitterowe zamieszanie na skalę światową warte jest dziesięciu dni strat jego nowej firmy. Ale zróbmy jeszcze inny eksperyment myślowo-finansowy. Cztery miliony dolarów dziennie to znacząca kwota – rocznie to aż miliard czterysta sześćdziesiąt milionów dolarów. Zestawmy to jednak na chwilę z całym majątkiem Elona Muska wynoszącym obecnie wgstrony Real Time Billionaires 188,1 miliarda dolarów. Otóż nawet tracąc 4 miliony dziennie, Elon Musk pozostałby miliarderem przez najbliższych blisko 140 lat. Zbiedniałby więc dopiero w sędziwym wieku ok. 170 lat.
Aby jednak wspomniane straty ograniczyć, Elon Musk zwolnił według plotek połowę pracowników Twittera, czyli około 3700 osób. Zwolnienia odbyły się zdalnie w piątek 4 listopada, a w tym czasie biura firmy były zamknięte, żeby żaden z pracowników nie miał do nich wstępu. Wcześniej Musk zwolnił część najwyższego kierownictwa Twittera, ale zwolnionym podobno wypłaci w sumie ok. 200 milionów dolarów odpraw. Z kolei grupa byłych pracowników już grozi firmie pozwem zbiorowym za zwolnienia niezgodne z kodeksem pracy. Inni z kolei podobno już w poniedziałek 7 listopada dostali e-maile zachęcające do powrotu do firmy, bo zwolnienia były przeprowadzone chaotycznie i okazali się nadal potrzebni w kluczowych dla działania firmy działach. Jak np. moderacji treści.
Ciekawa sytuacja nastąpiła w środę 9 listopada. Od tego dnia można już bowiem wykupić usługę Twitter Blue. Nie w Polsce jednak – na razie usługa dostępna jest tylko w USA, Kanadzie, UK, Australii oraz Nowej Zelandii. Co ciekawe, Twitter Blue dostępny jest wyłącznie dla kont założonych przed 9.11.2022, a dodatkowo po kliknięciu na niebieską ikonkę weryfikacji przy nazwie użytkownika możemy dowiedzieć się, czy znaczek jest opłacony, czy przyznany wcześniej przez Twittera. Niektóre konta dostały dodatkową identyfikację w postaci napisu Official, który miał potwierdzać ich wiarygodność. Jeszcze tego samego dnia Elon Musk osobiście „zabił” tę funkcjonalność, o czym napisał w tweecie u znanego technologicznego youtubera Marquesa Brownlee, który tylko przez chwilę mógł się cieszyć z dopisku Official.
Nic, co dzieje się obecnie wokół Twittera, nie jest pewne, bo wszystko zależy od kaprysu Króla Twittera. Każda z dotychczasowych zasad może być zmieniona w dowolnej chwili. W ostatni weekend kilka znanych osób ze zweryfikowanymi wcześniej kontami (w tym komiczka Sarah Silverman) w ramach kpin z miliardera zmieniło sobie wyświetlane nazwy na Elon Musk, co skończyło się zawieszeniem ich kont i wprowadzeniem przepisu o natychmiastowym permabanie dla kont podszywających się pod znane osoby. Dodatkowo niebieski znaczek weryfikacji ma być czasowo odbierany kontom, które zmieniły nazwę. Wszystko to po tym, jak Elon Musk zapowiedział, że: poczucie humoru wraca na Twittera, wolność słowa jest najwyższą wartością, a władza jest w ręce ludu.
Wątpliwości budzi również to, że płatne konta Twitter Blue mają mieć lepszą widoczność publikacji, a bezpłatne zostaną zepchnięte według Elona Muska tak „że trzeba będzie długo scrollować, żeby zobaczyć treści z niezweryfikowanych kont”. Takie podejście może zachwiać egalitarnością tego medium społecznościowego, choć Elon Musk przekonuje, że to właśnie egalitarność jest dla niego najwyższą wartością.
Tak czy inaczej – Elon Musk musi być zachwycony. Jego imię oraz nazwa Twittera pojawia się codziennie w setkach tysięcy tweetów oraz publikacji prasowych jak powyższa – dokumentujących i komentujących coś, co można spokojnie nazwać meltdownem.