Mimo iż Netflix i gamingowy oddział Microsoftu kierują swoje oferty do zgoła odmiennych grup odbiorców, mają ze sobą więcej wspólnego, niż mogłoby się wydawać. Otóż w pewnym momencie swojej historii musiały podjąć arcyważną decyzję o zmianie modelu funkcjonowania, która mogła na dobre pogrążyć je w oczach klientów bądź wynieść na wyżyny sukcesu. Netflix dokonał tego wyboru w 2007 roku, uruchamiając serwis streamingowy będący uzupełnieniem dla wypożyczalni filmów na DVD oraz Blu-ray. Pomysł założenia platformy VoD okazał się strzałem w dziesiątkę, gdyż pozwolił zmodernizować przedsiębiorstwo i na dobre wprowadzić je do XXI wieku. Ciężko przewidzieć, jak potoczyłyby się losy firmy, gdyby nie podjęto ryzyka i zrezygnowano z rozwoju internetowej usługi filmowej. Niemal dokładnie po osiemnastu latach od uruchomienia Xbox Live przyszła pora, aby to Microsoft podjął równie trudną decyzję i wskazał, w którą stronę rozwijać swoje gamingowe usługi sieciowe. Co prawda Xbox Live oficjalnie zadebiutował dopiero w listopadzie 2002 roku, ale już pod koniec sierpnia trafił do grona 10 tysięcy betatesterów. Oto jak 13 sierpnia 2002 roku Microsoft zachwalał tę rewolucyjną – jak na tamte czasy – usługę:
W momencie premiery przeszło 5000 północnoamerykańskich punktów sprzedaży detalicznej rozpocznie sprzedaż pakietów Xbox Live Starter Kit w sugerowanej cenie 49,95 $. Zestaw kosztujący tyle, co nowa gra, będzie zawierał roczną subskrypcję do serwisu internetowego, długo wyczekiwany zestaw słuchawkowy Xbox Communicator oraz minigrę, dzięki której gracze będą mogli od razu zabawić się ze swoimi przyjaciółmi. Program sprzedażowy będzie napędzany przez wielomilionową kampanię marketingową.
Już wówczas Xbox Live oferował coś więcej niż tylko możliwość grania w trybie multiplayer przez internet. Do dyspozycji otrzymaliśmy Gamertagi, listę znajomych, komunikator głosowy, system matchmakingu czy możliwość pobierania dodatków do gier na dysk Xboxa. Przez kolejne lata abonament przechodził szereg zmian zarówno w zakresie dostępnych funkcjonalności, jak i samej nazwy usługi, aż w końcu na drodze naturalnej ewolucji pojawił się Game Pass Ultimate. Punkt zwrotny w historii Microsoftu, który może tchnąć w Xboxa nowe życie.

xCloud – chmura nie taka straszna

Tekst ten nie będzie historią rozwoju usług sieciowych Microsoftu. Nie jest także recenzją xClouda, na nią przyjdzie jeszcze czas. Chciałbym przyjrzeć się nowej platformie w znacznie szerszym kontekście i spróbować przewidzieć, jak jej debiut może wpłynąć nie tylko na przyszłość korporacji, ale i na kształt całej branży konsolowej. Bo jeśli wszystko ułoży się po myśli szefostwa Xboxa, Microsoft podąży tą samą drogą, która poprowadziła Netflixa do sukcesu na rynku VoD. Zmieni status quo i na nowo ustali reguły wojny konsol. Na wstępie jedno trzeba jasno stwierdzić: xCloud sam w sobie nie jest żadną rewolucją. To kolejna usługa streamingowa głównego nurtu, która chce przekonać nas, że posiadanie sprzętu z górnej półki cenowej nie jest konieczne, aby w niemal dowolnym miejscu i na dowolnym urządzeniu grać w ulubione tytuły AAA. Project xCloud zadebiutował na długo po oficjalnej premierze GeForce'a NOW i Google Stadii, dlatego nie sposób nazwać go rynkowym pionierem. Owszem, różni się od wymienionych usług sposobem funkcjonowania, gdyż oferuje przeszło 100 gier w ramach abonamentu, ale to także nie jest żadna nowość. Wszak na zachodzie funkcjonuje PlayStation Now, platforma streamingowa od Sony z biblioteką przeszło 800 tytułów. Dokładnie na tej samej zasadzie funkcjonował także GeForce NOW w swojej pierwotnej odsłonie. NVIDIA również chciała przenieść netfliksowy model dystrybucji do świata gier, ale poległa z kretesem. Podobny los spotkał firmę Game Fly, która we współpracy z topowymi firmami technologicznymi wdrożyła chmurowe usługi gamingowe do topowych telewizorów z połowy ubiegłego dziesięciolecia. Większość firm eksperymentujących z cloud gamingiem poniosła porażkę bądź została zmuszona do przemodelowania swojej usługi. PlayStation Now radzi sobie co prawda całkiem nieźle, ale Sony nie promuje tej technologii – w odróżnieniu od Microsoftu – jako technologii przełomu. Amerykańska korporacja wierzy zaś w to, że pod marką Xbox uda się osiągnąć niemożliwe i Netflix dla gier w końcu odmieni oblicze gamingu. I ma dobre powody, aby tak sądzić. Microsoft na poważnie rozpoczął romans z graniem w chmurze w 2018 roku, kiedy po raz pierwszy oficjalnie wypowiedział się na temat Project xCloud. Wówczas usługa funkcjonowała wyłącznie w formie pomysłu koncepcyjnego, który miał wejść w fazę wczesnych betatestów w 2019 roku. Znając historię rozwoju platformy GeForce NOW, mogliśmy podejrzewać, że ta faza potrwa kilka długich lat. Tak się jednak nie stało i już w 2020 roku xCloud trafi do szerokiego grona odbiorców. Termin premiery usługi nie jest przypadkowy, w końcu w tym roku 5G na dobre rozwinie skrzydła - zgodnie z założeniami Komisji Europejskiej do końca 2020 roku każdy kraj członkowski powinien uruchomić przynajmniej jedną sieć piątej generacji w dużym mieście. A to dzięki tej technologii granie w chmurze wzniesie się na nowy poziom i umożliwi płynną zabawę także poza domem. Sieć piątej generacji wprowadzi bowiem nie tylko znacznie wyższą przepustowość, znacząco zredukuje także opóźnienie sygnału. A to dopiero początek zmian, jakie w najbliższej dekadzie przejdzie sektor telekomunikacyjny. Na horyzoncie majaczy wszak internet satelitarny od Starlinka, który docelowo pokryje zasięgiem cały glob. Firma już teraz rozpoczęła ograniczone testy wdrożeniowe i podała szacunkową cenę dostępu do usługi - po zakończeniu fazy beta powinniśmy zapłacić za nią ok. 80 dolarów miesięcznie. W tej cenie otrzymamy dostęp do teoretycznej maksymalnej przepustowości rzędu 1 GB/s oraz opóźnień wynoszących od 15 do 25 ms. Przy takiej sprawności łącza, nawet jeśli faktyczna przepustowość spadnie do kilkudziesięciu megabitów na sekundę, Starlink powinien zapewnić względnie komfortowe warunki do grania w chmurze. A kiedy projekt wejdzie w drugą fazę rozwojową, opóźnienia mają spaść nawet do 8 ms. Ta rewolucja telekomunikacyjna już się toczy, nic dziwnego, że Microsoft odpala xClouda właśnie w tym roku. Mając w pamięci porażki wielu konkurentów, udany start GeForce'a NOW oraz nadchodzące zmiany technologiczne, nie można było wybrać lepszego momentu wdrożenie tej technologii. Zbyt duża chwila zwłoki mogłaby doprowadzić do zagospodarowania tego perspektywicznego rynku przez NVIDIĘ bądź Sony, jedyne firmy, które mają szansę na poważnie namieszać w świecie cloud gamingu. Warto także uświadomić sobie przewagę technologiczną, jaką xCloud będzie miał nad serwisami PlayStation Now oraz GeForce NOW w dniu swojego debiutu. Microsoft postanowił wstrzelić się idealnie pomiędzy obie platformy i zaoferować usługę, która będzie ich idealną syntezą. GeForce NOW został przystosowany do pracy na Macach, komputerach z Windowsem, Chromebookach, przystawce telewizyjnej Shield oraz urządzeniach mobilnych z Androidem. Został zaprojektowany w taki sposób, aby dotrzeć do jak najszerszego grona odbiorców - klienci z przeszło 80 krajów uruchomią gry klasy AAA w rozdzielczości 1080p nawet na sprzętach z najniższych półek cenowych. Niestety, opłacając abonament otrzymujemy jedynie dostęp do platformy obliczeniowej, gry musimy kupić na własną rękę za pośrednictwem Steama czy Epic Store. Z kolei PlayStation Now nie dość, że działa na znacznie mniejszą skalę (funkcjonuje wyłącznie na terenie 19 krajów), to jeszcze nie jest kompatybilne z tak szeroką gamą urządzeń. Serwis odpalimy wyłącznie na konsoli PS4 oraz komputerach z Windowsem, pracuje także przy niższej rozdzielczości 720p. Za to w ramach subskrypcji klienci otrzymują dostęp do przeszło 800 tytułów odpalanych za pośrednictwem chmury obliczeniowej. xCloud ma docelowo połączyć zalety obu usług. Już w dniu startu subskrybenci Game Pass Ulimate z 22 krajów będą mogli strumieniować gry zarówno na pecety, jak i na urządzenia mobilne z Androidem na pokładzie, a w pakiecie otrzymają dostęp do przeszło 100 tytułów. Liczba gier będzie kilkukrotnie niższa niż w przypadku PlayStation Now, jednak odpalimy je także na urządzeniach mobilnych, a Microsoft zadbał o to, aby w takim środowisku działały znacznie lepiej niż gry odpalane na Androidzie poprzez GeForce NOW. Po wielu miesiącach zabawy z usługą NVIDII nie mogę bowiem zarzucić jej zbyt wiele w kwestii wydajności, jednak sposób rozwiązania kwestii sterowania ekranowego pozostawia sporo do życzenia. Jeśli ktoś chce grać na telefonie w bardziej skomplikowane tytuły, podpięcie pada będzie koniecznością, interfejs nie należy do najwygodniejszych. W przypadku xClouda sytuacja wygląda o wiele lepiej. Zespół Microsoftu zadbał bowiem o to, aby dostosować sterowanie do platformy i np. w przypadku Gears 5 ten dostosuje się do okoliczności. W trakcie przerywników filmowych zniknie całkowicie, a część elementów ulegnie zmianie, kiedy wejdziemy do pojazdów.
Źródło: Microsoft Game Stack
Microsoft w ciągu ostatnich 18 lat rozwinął ideę abonamentu na granie w sieci i postawił wszystko na jedną kartę w dziewiątej generacji. Firma zdaje sobie sprawę z tego, że w starciu z PS5 nowy Xbox nie będzie faworytem, dlatego podjęto odważną decyzję o przemodelowaniu całej platformy. Tytuły na konsolową wyłączność odeszły w odstawkę, na dobre ustępując wyłączności w ramach ekosystemu Microsoftu, w skład którego wchodzą dziś zarówno komputery z Windowsem, Xbox oraz urządzenia mobilne z Androidem oraz aktywną subskrypcją Game Pass Ultimate. Ta przemiana Xboxa ma przybliżyć go do roli Netflixa dla graczy, platformy otwartej na szerokie grono odbiorców, która w ramach jednego abonamentu pozwoli grać w co chcemy i na czym chcemy. Liczba tytułów w bibliotece xCloud nie jest co prawda zbyt obszerna, a dostęp do platformy bardziej ograniczony niż w przypadku GeForce NOW, jednak sam pomysł wydaje się dość interesujący. Ale rozmycie tożsamości konsoli i postawienie na technologiczną innowację pod postacią cloud gamingu to odważna decyzja. Jeśli Microsoft w nadchodzącej generacji skupi się przede wszystkim na inwestowaniu w xClouda i przekona miliony klientów do grania w chmurze, może zyskać przewagę nad głównymi konkurentami i urosnąć do rangi potentata w tym przyszłościowym segmencie gospodarki. Jednak jeśli ten ambitny plan okaże się ślepą odnogą gamingu, Microsoft wpadnie w nie lada tarapaty i pod koniec dziewiątej generacji będzie musiał nieźle się natrudzić, aby odbudować swoją pozycję na rynku klasycznych konsol.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj