Zabójstwo made in Poland. Seryjni mordercy w rodzimym kinie
Tak jak polskie science fiction, tak jak polskie kino grozy, tak też motyw seryjnych morderców był przez długie lata niemal nieobecny w twórczości rodzimych filmowców. Obecnie ta tendencja się zmieniła, a na ekrany coraz częściej trafiają obrazy opowiadające o krwawych sprawach goszczących niegdyś na pierwszych stronach gazet.
Wspomniany wcześniej Waldemar Krzystek we współpracy przede wszystkim z rosyjskimi aktorami nakręcił Fotograf. Obraz realizowany był w lwiej części u naszych wschodnich sąsiadów, a było to możliwe, dzięki temu, że reżyser wyrobił sobie wcześniej odpowiednią pozycję robiąc rosyjski serial Anna German. Historia z Fotografa była fikcyjna i opowiadała o Koli, chłopcu potrafiącym mówić głosem innych osób. Od najmłodszych lat odtrącany, nawet przez własnych rodziców, którzy najchętniej zobaczyliby go w trumnie. W końcu, już jako dorosły, zabija pozostawiając kartoniki z numerami przy ciałach swoich ofiar. Krzystek w tym połączeniu kryminału z thrillerem politycznym przemycał także komentarz dotyczący trudnych polsko-rosyjskich relacji.
Również Maciej Pieprzyca wrócił do tematu, który poruszał w dokumentalnym Jestem mordercą… z 1998 roku, tworząc fabularny obraz o Jestem mordercą (pozbawionym tylko wielokropka) o Zdzisławie Marchwickim, jednym z największych zbrodniarzy powojennej Polski. Ale czy aby napewno? Wampir z Zagłębia, bo tak też był nazywany Marchwicki, nim go stracono został postawiony przed zarzutem napadnięcia na 21 kobiet i zamordowania 14 z nich, w tym 18-letniej Jolanty Gierek, bratanicy Edwarda Gierka, ówczesnego I sekretarza Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Sęk w tym, że nie ma pewności co do tego, czy sam nie stał się ofiarą fałszywych zarzutów, bo w toku śledztwa nie udało się ustalić jednoznacznych dowodów przemawiających za jego winą. Dlaczego zatem wymierzono mu karę śmierci, skoro jego odpowiedzialność za te czyny budziła wątpliwości? Gdy ginie krewna znaczącego komunistycznego dygnitarza, to winny musi zostać odnaleziony, choćby nawet w postaci kozła ofiarnego, a tym bardziej, gdy śledztwo ciągnie się już od kilku lat. Sprawa Marchwickiego odcisnęła duże piętno na twórczości Pieprzycy. Nawiązywał do niej nie tylko w swoim dokumencie i fabule, ale też w reżyserowanych przez siebie odcinkach serialu Kryminalni, w tym ich filmowej wersji, Kryminalni: Misja Śląska. W Jestem mordercą symbolicznie pożegnał się z tematem, a jego obraz był chwalony za odmalowanie realiów PRL, która stała się wręcz pełnoprawnym bohaterem filmu, a także za rozprawę nad parszywością ludzkiej natury.
Do innego procesu sprzed lat nawiązał Marcin Koszałka w Czerwony pająk z bohaterem inspirowanym postacią Karola Kota. Gdy w 1964 roku grasował nożownik z Krakowa miasto ogarnęła zbiorowa psychoza. Napadał w biały dzień na starsze kobiety zadając im cios w plecy, podobno niektóre dla bezpieczeństwa zaczęły nosić pod ubraniami pokrywki od garnków przymocowane, mające służyć za rodzaj tarczy obronnej. Zaatakował trzy razy, zabił raz, a następnie słuch o nim zaginął na 1,5 roku, kiedy to znowu uderzył, tym razem pozbawiając życia 11-letniego chłopca, który tego dnia startował w zawodach saneczkarskich na Kopcu Kościuszki. Później był jeszcze atak na 7-letnią dziewczynkę, ta jednak przeżyła. Kot wpadł przez koleżankę z klubu strzeleckiego, to ona zgłosiła na milicję dziwne zachowanie kolegi. Nożownik, będący pasjonatem broni białej, przez co w szkole zyskał sobie przydomek Krwawy Lolo, przyznał się do wszystkiego, gdy skonfrontowano go z jego niedoszłymi ofiarami. Zabójca został uwieczniony w utworze Karol Kot z repertuaru Świetlików oraz w filmie Koszałki, choć na ekranie został nazwany Karolem Kremerem i stanowi konstrukt złożony z Karola Kota i Lucjana Staniaka. Ten drugi, mający grasować w latach 60. w Katowicach i rozpruwać kobietom brzuchy, to miejska legenda, co reżyser ustalił podczas pracy nad dokumentem Zabójca z lubieżności.
W 2017 roku do dystrybucji wszedł AmokKatarzyna Adamik. Co prawda film nie opowiadał o mordercy, którego można by było nazwać seryjnym, bo dokonał jednej zbrodni, ale jego sprawa stała się głośna goszcząc w ostatnich latach na ustach opinii publicznej. Krystian Bala w 2003 roku opublikował książkę Amok, w której opisał zabójstwo łudząco podobne do tego, które rozegrało się w listopadzie 2000 roku, a zakończyło się znalezieniem przez policję ciała domniemanego kochanka żony Bali w Odrze. Obecnie odsiaduje on wyrok 25 lat pozbawienia wolności. Rodzina ofiary starała się bojkotować film. Udało się to połowicznie, bo część kin pod groźbą wejścia na drogę sądową zrezygnowała z wyświetlania zwiastuna. Z kolei dystrybutor Kino Świat zgodnie z postanowieniem sądu usunął z sieci pierwszy trailer filmu, choć zaraz potem udostępnił kolejny w zmienionej wersji. Również niżej podpisany dostał wiadomość nawołującą do usunięcia z sieci newsa o powstającym obrazie Kasi Adamik.
Na ekranach można też już oglądać Ach śpij kochanie Krzysztof Lang ze stylizowanym na Hannibala Lectera Andrzejem Chyrą wcielającym się we Władysława Mazurkiewicza. To w zasadzie historia Pięknego Władka w pigułce. Uznawany jest za najskuteczniejszego mordercę epoki PRL, a to dlatego, że jak się sądzi, był kryty przez samą władzę, choć w dokumentach IPN brak danych na jego temat. Żył w czasach, w których ludzie przepadali bez wieści i nikt nie dbał o ich los. Jednak wraz ze śmiercią Stalina i nastaniem odwilży świat Mazurkiewicza odmienił się. Jego protektorzy musieli chronić samych siebie i dobra passa Eleganckiego mordercy zabijającego strzałem w tył głowy dobiegła końca. Kraków chciał jego krwi. Słynny bawidamek, bez którego nie mogło się odbyć żadne co bardziej znaczące przyjęcie w mieście, trafił na stryczek w 1957 roku. Niektórzy nie dawali wiary, że ten szykowny jegomość przepuszczający pieniądze w wystawnych lokalach i uchodzący cało z każdej sytuacji, w końcu dokonał żywota. Tak się jednak stało i to pomimo wysłania przez Mazurkiewicza listu do Władysława Gomułki, w którym prosił I sekretarza o skorzystanie z prawa łaski.
Co spaja większość wymienionych dzieł? Wracały one do epoki PRL, by z pieczołowitością oddać realia tamtych czasów, a przy okazji opowiedzieć o polskości lub szerzej, o stanie ludzkiego ducha. Opowieści poruszających omawiany motyw jest w naszej historii jeszcze kilka, by wspomnieć tylko o osobach Bogdana Arnolda, Joachima Knychały, Pawła Alojzego Tuchlina czy Leszka Pękalskiego. Zresztą w wieczornych wiadomościach słyszy się cyklicznie o sprawach mogących posłużyć za podstawy scenariusza. Chciałoby się, żeby był to tylko film.
- 1
- 2 (current)