Kącik książkary: Zmierzch po latach, czyli jak Edward Cullen wynalazł stalking
W nowym cyklu Wydania Weekendowego przebrnę przez najpopularniejsze bestsellery ostatnich lat. Na pierwszy ogień idzie paranormalny romans – Zmierzch. Czy historia miłosna Belli i Edwarda starzeje się jak wino? A może bliżej jej do kwaśniejącego mleka?
W ramach nowej serii towarzyszącej Wydaniu Weekendowemu, przebrnę przez ogólnoświatowe bestsellery ostatnich lat i skomentuję je z perspektywy współczesnej dwudziestolatki. Najczęściej będę koncentrować się na pozycjach z młodzieżówek i literatury pięknej, które doczekały się ekranizacji. Na dobry początek przeanalizuję jeden z najsłynniejszych romansów, który zadebiutował w Polsce w 2007 roku.
Nigdy nie uważałam Sagi Zmierzch za arcydzieło. Od nastoletnich lat dostrzegałam w tej historii liczne wady oraz schematy, później powielane przez użytkowników Wattpada oraz twórców młodzieżowych rom-comów. Jednocześnie nie odmówiłam sobie seansu (i to podwójnego). Mimo przedziwnych spojrzeń Kristen Stewart w roli Belli oraz cringowych dialogów, uważałam tę produkcję za nieszkodliwą. Pierwszą część mogę nawet uznać za guilty pleasure. Fabuła, choć pełna sztampowych elementów oraz irracjonalnych pomysłów, wciągała mnie na tyle, aby obejrzeć kolejną część – choćby tylko po to, by pośmiać się z motywacji bohaterów.
Właśnie te filmy zainspirowały mnie do przeczytania książek Stephenie Meyer. Wieść o pracach nad remakiem w studiu Lionsgate dodatkowo zachęciła mnie do poznania materiału źródłowego. Mówi się, że zazwyczaj pierwowzór jest lepszy, bo motywacje bohaterów są w nim bardziej zrozumiałe, a fabuła nie biegnie na skróty. Mając świadomość, że paranormalna saga stała się ponadczasowym fenomenem (160 milionów sprzedanych egzemplarzy!), postanowiłam sprawdzić, jak ta historia prezentuje się w dzisiejszych czasach.
Zmierzch, czyli jak zostać stalkerem
Czego można spodziewać się po relacji romantycznej licealistki ze stuletnim wampirem? Już filmy pokazały, że wiek nie ma większego znaczenia – ani dla bohaterów, ani dla fabuły. Zatem nie oczekiwałam przełamywania schematów z powieści romantycznych, lecz elementów suspensu oraz bogatszej dawki informacji o paranormalnym świecie. Intrygujące wątki obiecywał blurb książki, zapowiadający początek historii Belli i Edwarda jako "porywającą opowieść o miłości, łączącej cechy horroru, romansu i powieści o dojrzewaniu".
Saga nie cieszy się pochlebnymi opiniami, więc podeszłam do Zmierzchu z pewnym dystansem. Dlatego nie zdziwiła mnie absurdalna rzeczywistość, w której bohaterowie zachowują się co najmniej irracjonalnie.
Zacznijmy jednak od początku. Narratorką i protagonistką opowieści jest siedemnastoletnia Bella Swan. Jak opisuje samą siebie, jest najbardziej zwyczajną, szarą myszką, jakich widzieliście wiele. To prawdziwa introwertyczka, która nie zamierza angażować się w nowe relacje. Chociaż pochodzi z upalnego Phoenix, jej skóra jest blada jak kreda, a włosy i oczy są absolutnie pospolite. Nie ma w sobie zatem nic wyróżniającego, co mogłoby przykuć czyjąkolwiek uwagę.
A jednak – już na początku pobytu w Forks dziewczyna przyciąga wzrok praktycznie wszystkich chłopaków ze swojego otoczenia. Adoratorów ma sporo, ale żaden nie jest tak hipnotyzujący jak ON. Edward Cullen.
Edward jest... wyjątkowy. To wampir, który chodzi po tym świecie od dawna, ale wciąż zaskakuje swoją ekscentryczną postawą. Dziś koleżanki Belli uznałyby go za red flag. I tu nie można winić jego starodawnych zwyczajów. Otóż bohater zdaje sobie sprawę, że stanowi zagrożenie dla naszej protagonistki, ale jednocześnie nie umie się od niej oderwać. Można by pomyśleć, że to romantyczne, ale on dosłownie nie potrafi się oderwać – dlatego ją bacznie obserwuje. Nawet w nocy patrzy, jak Bella śpi! Cullen z pewnością był wzorem do naśladowania dla Joego Goldberga.
W filmie pojawiła się słynna scena z podglądaniem Belli w sypialni, ale książka oferuje więcej takich sekwencji. Jeszcze zanim bohaterowie zaczęli się spotykać, Edward kilkukrotnie śledził swoją wybrankę, podsłuchiwał jej rozmowy, a także kontrolował, dokąd i z kim się wybiera. Co gorsza, on otwarcie się do tego przyznaje! A reakcja Belli ogranicza się głównie do rumieńców i niewinnych zabaw kosmykami włosów, co sugeruje, że uważa to za pochlebiające. Tego nie da się usprawiedliwić – Stephenie Meyer romantyzuje stalking, co jest ogromnie szkodliwym zachowaniem. W przeciwieństwie do serialu Ty czy Jokera, autorka nigdzie nie zaznacza, że postawa Cullena jest toksyczna. Pokazuje ją jako formę prawdziwej, żarliwej miłości, a nie chorej obsesji.
Jednocześnie Edward nieraz manipuluje dziewczyną, wzbudzając w niej wątpliwości. Robi to nawet wtedy, gdy Bella już wie, że jej chłopak jest wampirem. Jednego dnia bohater mówi, że nie wyobraża sobie życia bez niej, a niedługo potem próbuje przekonać ją, że stanowi dla niej ogromne niebezpieczeństwo.
I tak w kółko. Do znudzenia. Nużące stają się także rozdziały, w których brakuje interakcji z Edwardem. Tym samym czytelnik zostaje sam na sam z irytującą narratorką, której jedynym zajęciem jest rozmyślanie o samotności albo chwalenie się przeczytaniem kolejnej książki. Pamiętajcie, Bella lubuje się tylko w literaturze klasycznej – spróbujcie tylko wyciągnąć przy niej coś, co nie będzie należeć do twórczości Szekspira albo Jane Austen. Paradoksalnie, gdy brakuje toksycznego wampira, tempo książki spowalnia, a rozterki bohaterki wydają się niepotrzebne i zwyczajnie nudne.
Gdzieś w połowie książki Meyer zorientowała się, że jest stypa. Rozkręciła więc akcję pewnym nagłym niebezpieczeństwem (a przecież tak Edward ostrzegał!) – w okolicy pojawiają się groźne wampiry, które widzą w Belli potencjalną przekąskę. Bohaterka ucieka z Forks, w czym pomaga jej rodzina Cullenów. Mimo to jeden z krwiopijnych łowców ją odnajduje. Spokojnie – nawet połamane nogi i żebra oraz znaczna utrata krwi nie zabiją dziewczyny, gdy czuwa nad nią imperatyw narracyjny. W końcu trzeba napisać kolejną część, czyż nie?
Najlepsze i najgorsze seriale o wampirach wg Rotten Tomatoes
Zmierzch - czy książka przetrwała próbę czasu?
Zmierzch prędko stał się fenomenem. Trzeba przy tym zauważyć, że w tamtych czasach powstawało niewiele romansów paranormalnych. Można powiedzieć, że Meyer wyznaczała nowe trendy. Strzałem w dziesiątkę było wprowadzenie krwiopijców do amerykańskiego liceum, dzięki czemu nastolatki zobaczyły w Edwardzie Cullenie nowego "książkowego męża", a nie groźnego antagonistę. Śmiało stwierdzę, że historia Cullenów zapoczątkowała złoty wiek wampirów. Na małym ekranie pojawiły się Czysta krew oraz Pamiętniki wampirów, które uczyniły krwiożerców nowymi ulubionymi bohaterami widzów.
Wygląda na to, że saga Zmierzch źle się zestarzała. Pomijając problematyczne sekwencje, pierwsza część jest przeciętnym romansem z elementami fantasy, których obecnie w księgarniach nie brakuje. Motyw szkoły już tak nie ekscytuje, podobnie jak wątek romantyczny z nadnaturalną istotą. Gdyby Meyer debiutowała 15 lat później, trudno byłoby jej wybić się z taką historią.
Mimo że tę historię lepiej mi się oglądało niż czytało, wciąż się nie poddaję. Moja przygoda z rodziną Cullenów jeszcze się nie skończyła.