Fabularyzowany dokument o początkach serialu "Doktor Who".
Premiera (Świat):
22 listopada 2013Kraj produkcji:
Wielka BrytaniaGatunek:
Dokument
Najnowsza recenzja redakcji
An Adventure in Space and Time przenosi nas do roku 1963, kiedy pomysł na serial - który miał jednocześnie bawić i edukować - oraz samego Doktora dopiero rodził się w głowach ludzi z BBC. Idea produkcji science fiction była dość niespodziewanym konceptem jak na tamte czasy, a pierwszy odcinek powstawał w wielkich bólach. Niemniej jednak jest to również opowieść o człowieku, który powołał do życia ikoniczną już postać: Doktora Who.
David Bradley skradł swoim występem moje serce. Jakże trudno jest bowiem sportretować osobę, która z jednej strony jako aktor jest totalnym, niestroniącym od alkoholu perfekcjonistą, potrafiącym zamienić życie innych w piekło; a z drugiej osobą, która po odegraniu roli swojego życia musi zmierzyć się z tym, co nieuniknione: starością i przemijaniem. Jego występ w roli Hartnella poruszył mnie do głębi i tylko utwierdził w przekonaniu, że Pierwszy Doktor wcale nie jest tak straszny, jakim go malują. Cudownie było zobaczyć, jak duży wpływ na jego życie miał program, a scena w parku, gdy rozdawał dzieciom autografy, rozłożyła mnie na łopatki.
Oczywiście nie należy zapominać o reszcie obsady, która spisuje się bardzo dobrze, niemniej jednak to Bradley jest postacią centralną. Przykuwa wzrok widza i kradnie praktycznie każdą scenę, w której się pojawia.
Warto również wspomnieć, że twórcy filmu stanęli na wysokości zadania, jeśli chodzi o powrót do lat 60. Wszystko tu jest na swoim miejscu. Cudownie było poczuć klimat tamtych lat oraz zobaczyć, jak radzono sobie z realizacją programu w czasach bez CGI czy nowoczesnej technologii. Tego nie da się opisać, to po prostu trzeba zobaczyć. A jeśli kogoś ciekawi, dlaczego czołówka pierwszej serii wyglądała tak, a nie inaczej, to warto sięgnąć po tę pozycję.
Film, poza przybliżeniem nam historii pierwszego klasycznego sezonu, porusza wiele ważnych kwestii społecznych tamtych lat. Należy na niego spojrzeć z trochę szerszej perspektywy aniżeli tylko jako hołdu, który twórcy złożyli serialowi. Ukazuje on bowiem triumf czwórki totalnych outsiderów, którzy postanowili stworzyć "telewizyjny fenomen". Mowa o wyżej wspomnianym Hartnellu, kanadyjskim producencie Sydneyu Newmanie, Verity Lambert (która musi nieustannie borykać się z panującą wówczas koncepcją szklanego sufitu) oraz reżyserze Warisie Husseinie. To historia ludzi z pogranicza, którzy znaleźli swoje "ukojenie" w tworzeniu programu emitowanego w sobotnie popołudnia.
Mark Gattis nieraz już udowodnił, że jest świetnym scenarzystą, umiejącym na nowo opowiadać znane historie. Również i tym razem przeniósł na szklane ekrany niesamowity fragment historii, która trwa już dobre 50 lat. W przeciągu 90 minut każdy z fanów odnajdzie masę odniesień zarówno do historii samego serialu, jak i doktorowej mitologii. Oczywiście scenarzysta nie byłby sobą, gdyby nie zrobił tego w specyficznym dla siebie stylu i nie przemycił do filmu humoru rodem z "Ligii Dżentelmenów", jednocześnie pokazując, jak wielki szacunek ma zarówno dla klasycznych twórców, jak i samej historii.
Nie należy również zapomnieć o finałowym występie Matta Smitha – wielka szkoda, że odchodzi, niemniej jednak znalazł on godnego (a przynajmniej mam taką nadzieję) następcę w postaci Petera Capaldiego. Jego pojawienie się i konfrontacja z Pierwszym Doktorem pokazuje, że mimo iż nie ma ludzi niezastąpionych, to jednak sama idea programu przetrwała do naszych czasów i dalej absorbuje fanów na całym świecie. Jeżeli jednak ktoś z Was nie miał nigdy styczności z uniwersum Doktora, to zaręczam, że oglądając dzieło Gattisa będzie się bawił równie dobrze.
An Adventure in Space and Time jest produkcją bardzo rocznicową - pokazuje narodziny niezwykłego programu, dzięki któremu ten film w ogóle mógł powstać. Co do jego przesłania nikt chyba nie ma wątpliwości, dzięki czemu dostajemy emocjonalną jazdę na najwyższym poziomie. Jest to swoistego rodzaju nostalgiczna podróż do początków serii, obok której nie da się przejść obojętnie oraz która miała duży wpływ na kolejne pokolenia Brytyjczyków (i nie tylko). Dla wszystkich fanów jest to pozycja wręcz obowiązkowa!