Po odpaleniu zagubionej gry survival horror z lat 80. młoda programistka rzuca ukrytą klątwę, która rozdziera rzeczywistość, zmuszając ją do podejmowania przerażających decyzji i poniesienia śmiertelnych konsekwencji.
Aktorzy:
Asa Butterfield, Eddie Marsan (11) więcejReżyserzy:
Toby MeakinsProducenci:
Antonio Austoni, John Zois (6) więcejScenarzyści:
Toby Meakins, Simon Allen (1) więcejPremiera (Świat):
15 kwietnia 2022Kraj produkcji:
Wielka BrytaniaCzas trwania:
84 min.Gatunek:
Horror
Trailery i materiały wideo
Wybieraj albo umieraj - trailer
Najnowsza recenzja redakcji
Wybieraj albo umieraj to debiutanckie dzieło Toby'ego Meakinsa produkcji Netflixa. Jest to horror z cząstką dobrego klimatu lat 80., co może zadowolić prawdziwych fanatyków gier wideo z tamtego okresu. Fabuła opiera się na terrorze, jakiego dokonuje na swoich użytkownikach gra retro. „Curs>r”, zaprojektowana przez geniusza zbrodni, została wykonana docelowo do maltretowania osób rozpoczynających rozgrywki. Porywając graczy do surrealistycznego świata, rzuca wyrokami na ich środowisko. Główną bohaterką, która zdecydowała się ujarzmić demona, jest Kayla, młoda dziewczyna o trudnej przeszłości. Jej kompanem, a zarazem wielbicielem stał się Isaac - programista z wielkimi ambicjami, w którego rolę wcielił się znany z Sex Education Asa Butterfield. Wspólnie próbują rozgryźć, w jaki sposób została skonstruowana diabelska gra i co może powstrzymać jej naturę.
Pomysł siejącej spustoszenie rozrywki, która jest wszechogarniająca i z prawdziwą bezwzględnością włada losem zwykłych śmiertelników, był naprawdę dobry. Wyobrażając sobie niosącego zagładę ludzkości wirusa w postaci kasety wideo, możemy oczekiwać od produkcji Netflixa porządnej dawki grozy. Niestety, horror nie sprostał nawet najbardziej przyziemnym oczekiwaniom. Całość wypadła dość nijako i pomimo że twórcy starali się wzbudzić przerażenie u widza, uzyskali odwrotny efekt. Elementy mające przestraszyć momentami żenowały, a główny motyw niosącej terror klątwy, na którym powinien zostać zbudowany koszmar z lat 80., wraz z rozwojem akcji został zatracony. Demoniczna gra wideo z każdą kolejną minutą przestaje przerażać, gdyż występujące po sobie levele stają się nudne, wręcz przewidywalne. Można w ciemno zakładać, kto następny będzie ofiarą, a ostateczna walka z bossem, zamiast stanowić najbardziej mroczny i mocny punkt fabuły, jest mierna i nie porywa. Tryskająca krew, głośne krzyki i powracający ucisk na psychice młodej bohaterki - to nie wszystko, by zbudować porządny film grozy.
Zaczęło się bardzo ciekawie i tak naprawdę to wstęp stanowił najlepszą część Wybieraj albo umieraj. Twórcy filmu przenoszą widzów do okresu przed kulminacyjną rozgrywką Kayli, dając przedsmak możliwości przeklętej gry. Fan starych gier wideo z lat 80., rozpoczynając przygodę z „Curs>r”, skazuje swoją rodzinę na ogromne cierpienie. Na uwagę zasługuje tu imponujące tempo, a przy tym nagły skok napięcia. Nim jeszcze zdąży dotrzeć do odbiorcy fakt, że będzie to wstęp z przytupem, gra typuje już swoją pierwszą ofiarę. Tak skonstruowane otwarcie to znakomite zaproszenie do dalszego przeżywania historii, które w praktyce niestety zaoferowało większe emocje, aniżeli cały horror. Wielka szkoda, że po kapitalnym wejściu w fabułę szybko ugaszono ogień zachwytu, zmieniając kierunek opowieści i niszcząc zaprezentowany początkowy styl. Należy również wspomnieć o czołówce, gdyż jest ona tak samo mroczna i idealnie odpowiada pierwotnemu charakterowi filmu. Poza tym broni się jeszcze pierwszy etap gry - drastyczna scena samobójstwa w jednej z restauracji może wywołać dwojakie odczucia. Epizodyczna rola obsługującej lokal kobiety przypadnie do gustu zwolennikom silnie makabrycznych scen. Jednak osoby o słabszych nerwach powinny pominąć moment sprzątania roztrzaskanego na podłodze szkła, gdyż jest on brutalny. W następnych levelach twórcy uciekają się do rozwiązań abstrakcyjnych, które w połączeniu z równie wyimaginowaną przeklętą grą nie wypadają najlepiej. Stworzenie szczura giganta chcącego pożreć swoją ofiarą, zamiast wywołać domniemane przerażenie, daje poczucie, jakby dążono do uzyskania karykatury horroru.
To, w jaki sposób film zostanie odebrany, zależy w dużej mierze od gry aktorskiej, która niestety w tym przypadku wypadła naprawdę słabo. Istnienie większości postaci nie ma głębszego sensu i gdyby nie typowanie ich na ofiary „Curs>r”, ich prezentacja byłaby bezcelowa. Główna postać odegrana przez Iole Evans nie zrobiła większego wrażenia, przez co zbudowana historia uzyskała mierny efekt. Również rola Asa Butterfielda nie porwała. Mimo starań aktora jego bohater z ambitnego programisty o wielkim umyśle został sprowadzony do uganiania się przez resztę swojego scenicznego czasu za dziewczyną. Tak sztucznej relacji, pozbawionej chemii, dawno nie widziałam. Ich drętwe kwestie wpłynęły bardzo negatywnie na postrzeganie zawartej między nimi więzi. Niektóre dialogi były absurdalnie nienaturalne, wręcz na poziomie niskich lotów produkcji dla młodzieży. Co ciekawe, w filmie wystąpił kultowy Robert Englund, którego nie zobaczyliśmy, a jedynie usłyszeliśmy. Rozstrzygające starcie z bossem było do tego stopnia przerysowane i sztuczne w odbiorze, że całkowicie przekreśliło szansę na podniesienie poziomu horroru. Jedyne ujęcie, które zostało bardzo ciekawe obmyślone i wykonane, to ostateczny cios w stronę ówczesnego bossa. Wypływająca woda z twarzy bohatera odrobinę poprawiła wydźwięk produkcji.
Na uznanie zasługuje sama koncepcja filmu, czyli to, w jaki sposób życie graczy zostało zdominowane przez diabelską grę. Proces tworzenia jej kodu jest naprawdę interesujący i wzbudza niemały podziw. Podporządkowanie własnego życia pod kolejne etapy rozgrywki to jeden z większych atutów fabuły. Wielka szkoda, że twórcy nie wykorzystali początkowego potencjału i koniec końców stworzyli dosyć tandetną produkcję, która ni to straszy, ni to bawi, po prostu wprawia w dyskomfort. Nacisk na brutalność nie dodał filmowi odpowiedniego klimatu, a drętwe dialogi tylko pogorszyły sytuację. Żałuję, że motyw śmierci braciszka nie został wykorzystany w bardziej mrocznym kontekście, gdyż można było stworzyć naprawdę silnie oddziałujący na psychikę horror z udziałem zbłąkanej duszy. Niestety, jego tragiczna śmierć mogłaby zostać pominięta, gdyż stanowi tylko zwykły wypełniacz dziury fabularnej. Tego typu „zapchajdziur” było sporo, przez co Wybieraj albo umieraj średnio zasługuje na uwagę.
Makabryczny horror Wybieraj albo umieraj, jak go opisuje Netflix, wywołuje skrajne emocje. Jest z jednej strony czymś nieoczywistym i zachwyca samym pomysłem na szerzenie terroru. Z drugiej zaś silnie rozczarowuje wykonaniem, które porównałabym raczej z próbą odbębnienia na ostatnią chwilę szkolnego projektu. Na pewno nijak się ma do porządnej dawki grozy. Nie polecam raczej wybrania tej propozycji na spędzenie upiornego wieczoru, chyba że z zamysłem przeglądania w trakcie seansu social mediów, bo do takiego bezmyślnego brzęczenia w tle może się nadać idealnie. Istotnie warto zwrócić uwagę na soundtrack, za który odpowiedzialny był Liam Howlett z The Prodigy, gdyż wypadł prześwietne i fajnie umilał dłużący się czas zwolnionej fabuły. Jednakże spędzenie prawie półtorej godziny ze średniej jakości filmem, który dodatkowo wprawia w zakłopotanie, a nie straszy, mija się totalnie z celem.
Pokaż pełną recenzję
Obsada
-
Asa Butterfield IsaacIsaac
-
Eddie Marsan HalHal
-
Ryan Gage LanceLance
-
Pete MacHale GabeGabe