Chiny, rok 1526. Shao Jun, ostatnia Asasynka z chińskiego odłamu Bractwa wraca do swej ojczyzny, gnana żądzą zemsty. Niedawno szkolił ją legendarny Ezio Auditore, dlatego też Shao Jun chce zemścić się na wrogach i odbudować swe upadłe Bractwo.
Assassin's Creed Chronicles pozostaje grą w duchu Assassin's Creed. To przeniesienie tej wspaniałej marki w świat 2.5D. Uprawiaj parkour na Wielkim Murze, zabijaj, atakując z cienia i oddawaj Skoki Wiary w tętniącym życiem świecie, zaprojektowanym specjalnie dla tego cyfrowego tytułu.
[opis dystrybutora]
Najnowsza recenzja redakcji
Kiedy szefostwo francuskiej firmy ogłosiło przenosiny serii "Assassin’s Creed" do okresu XVI-wiecznych Chin fani oniemieli z zaskoczenia. W najskrytszych marzeniach chcieli ujrzeć serię właśnie tam lub w feudalnej Japonii. Zachwyt tak szybko zmalał, jak szybko rozgorzał, gdy okazało się, że "Assassin's Creed Chronicles: China" nie tylko nie będzie grą wysokobudżetową, ale nawet nie będzie pełnoprawną częścią cyklu, lecz jedynie spin-offem zrealizowanym w pastelowej grafice 2,5D. To źle? Rewelacyjnie z pewnością nie jest, ale w tej cenie gra powinna zadowolić wielu odbiorców.
[video-browser playlist="684913" suggest=""]
Spin-off głównego nurtu oddaje w ręce graczy postać - Shao Jun - którą mogliśmy poznać w animowanym krótkometrażowym filmie "Assassin’s Creed: Embers". Dziewczyna nie jest pierwszą lepszą asasynką z łapanki. Szkolił ją sam Ezio Auditore da Firenze, który zresztą jest dość istotny dla głównego wątku gry. Przed laty Shao musiała opuścić Państwo Środka, ale teraz wraca bogata o nowe umiejętności i chęć zemsty. I chociaż fabuła nowego "Asasyna" stanowi jej największą bolączkę, to inne elementy zasługują na wyróżnienie.
"Assassin's Creed Chronicles: China" mocno wzorowany jest na innych tytułach, niekoniecznie tych należących do Ubisoftu. Produkcja studia Climax, zewnętrznego developera, czerpie inspiracje z takich dzieł jak klasyczne odsłony "Prince of Persia" czy "Mark of the Ninja" od Klei Entertainment. Pojawiają się także motywy z ostatniej odsłony serii "Thief" oraz "Tom Clancy's Splinter Cell: Blacklist". Z każdego z tych tytułów "Assassin's Creed Chronicles: China" bierze coś dla siebie, coś czym gra może zainteresować odbiorcę, dzięki czemu odbierana jest całkiem przyjemnie.
[video-browser playlist="685557" suggest=""]
Rozgrywka w "Assassin's Creed Chronicles: China" prowadzona jest z perspektywy 2D, miejscami przeistaczając się w 2,5D. Gra od początku zachęca gracza do działania w ukryciu i takie zagrywki promuje najmocniej. Niczym we wspomnianym "Tom Clancy's Splinter Cell: Blacklist", każdą z 11 sekwencji możemy przejść na trzy sposoby zależne od poczynań gracza. Możemy poruszać się niczym duch nie zabijając przeciwników (Cień), możemy likwidować wrogów z ukrycia (Asasyn) lub prowadzić rozgrywkę w stylu "na Rambo". Przy czym najwięcej punktów za pokonanie sekwencji otrzymujemy przechodząc ją unikając jakiegokolwiek konfliktu. Ocena Cień jest niezwykle trudna do osiągnięcia, ale bardzo opłacalna, bo oprócz mnóstwa punktów doświadczenia, daje niesamowitą frajdę, kiedy uda nam się takową otrzymać. Z kolei punkty doświadczenia są niezwykle istotne, jeśli chodzi o ulepszenie postaci.
Także po ekwipunku bohaterki widzimy, że twórcy na siłę chcą nas zmusić do prowadzenia rozgrywki w trybie składankowym. Wszystkie gadżeciarskie przedmioty jakie znajdźmy w inwentażu służą jedynie ogłupianiu i wprowadzaniu w osłupienie przeciwników. Co z kolei może posłużyć jako dywersja do dalszej eksploracji świata. Kiedy jednak już się zdarzy, że mamy kogoś na sumieniu, ciało najlepiej schować w odizolowanymi miejscu.
To co w "Assassin's Creed Chronicles: China" pozytywnie wyróżnia się na tle innych elementów gry to znakomita oprawa graficzna, która utrzymana jest w pastelowych kolorach. Grafika jest charakterystyczna dla tych mniejszych i wydanych w ostatnich latach produkcji Ubisoftu. W podobnym tonie budowano klimat w "Child of Light" oraz "Valiant Hearts The Great War". Niby od niechcenia, machnięcia pędzlem idealnie kontrastują z kluczowymi dla kształtu lokacji przedmiotami, dzięki czemu gracz nie jest w stanie pogubić się w otaczającym bohaterkę świecie. Zabieg może nie do końca udany, ale rozumiem zamysł twórców. Ścieżka dźwiękowa produkcji studia Climax to jeszcze lepsze doznania, tym razem słuchowe. Wprawne ucho natychmiast wyłapie tony i skojarzy je ze ścieżką dźwiękową z "Assassin's Creed II", co zresztą ma uzasadnienie poprzez koneksję Shao Jun z Ezio. Muzyczne klimaty zmieniają się wraz z postępem w grze. Im bliżej końca rozgrywki, tym tony stają się głośniejsze i bardziej donośne, budujące atmosferę i zwiastujące rychłe nadejście końca w postaci wielkiego finału. Ale przyjemna oprawa i świetna muzyka to zdecydowanie za mało, żeby "Assassin's Creed Chronicles: China" zaliczyć do obowiązkowych pozycji nawet największego fana serii.
[video-browser playlist="685560" suggest=""]
Początek trylogii "Assassin’s Creed Chronicles" nie jest najlepszym startem dla nowego cyklu Ubisoftu. Gra jest stanowczo za krótka (chociaż jeśli porównamy stosunek ceny do długości gry, to nie ma czego żałować), a fabuła wygląda, jakby składana była na szybko, w dodatku bez składu i ładu. Rozgrywka również może, dla niektórych, okazać się przysłowiową kulą u nogi dla gry – seria "Assassin’s Creed" nauczyła nas, że od gracza nie wymaga się wiele, z kolei tutaj trzeba użyć pomyślunku (aczkolwiek trudno uznać to za wadę gry). Mam nadzieję, że Ubisoft wyciągnie wnioski z "Assassin's Creed Chronicles: China" i mające ukazać się w późniejszym okresie tego roku "Assassin's Creed Chronicles: India" oraz "Assassin’s Creed Chronicles: Russia" będą oferowały więcej, niż premierowa odsłona nowego cyklu.
PLUSY:
+ pastelowa oprawa wideo,
+ doskonała muzyka,
+ zróżnicowane podejście do rozgrywki,
+ ciekawie zaprojektowane lokacje.
MINUSY:
- kiepska fabuła i jej prowadzenie,
- długość rozgrywki,
- problematyczny system walki.