Najnowsza recenzja redakcji
Command and Conquer: Tiberian Dawn nie był pierwszym komputerowym RTS-em. Nie był nawet pierwszą strategią od Westwood Studios, gdyż kilka lat przed jego rynkowym debiutem wydano Dune 2: Battle of Arrakis. Ale to C&C jest jednym z tych przedstawicieli złotej ery RTS-ów, który przyciągały przed ekrany miliony graczy pragnących wcielić się w rolę wirtualnego generała. Niestety, choć na przestrzeni 25 lat istnienia seria doczekała się przeszło dwudziestu odsłon, ostatni pełnokrwisty C&C zadebiutował w 2010 roku. Od tego momentu na rynku brylowały jedynie mobilne bądź webowe produkcje.
Na szczęście w 2020 roku seria zaliczyła powrót do korzeni. I to dosłowny, gdyż na wirtualne półki sklepowe zawitał Command & Conquer Remastered. Pakiet, w którym znajdziemy odświeżone dwie pierwsze części serii.
Muszę przyznać, że na żadnego remastera nie czekałem tak bardzo jak na najnowsze dzieło od Petroglyph Games. To od C&C na dobre rozpoczęła się moja wspaniała przygoda z grami strategicznymi. Gdybym przed laty nie odpalił krótkiego dema z misją GDI i nie stanął w szranki z armią NOD, prawdopodobnie nie sięgnąłbym po Dungeon Keepera, Earth 2140, Populous: The Beginning, Homeworlda czy Age of Wonders II. A tego nie mógłbym sobie wybaczyć.
Owszem, w latach 90. gdzieś z tyłu głowy miałem świadomość, że znajomi zagrywają się w Warcrafta i Heroes of Might and Magic, jednak przez dłuższy czas nie ciągnęło mnie do tego gatunku. Dopiero to krótkie spotkanie z C&C poszerzyło moje horyzonty i skierowało wzrok w stronę strategii, zarówno turowych, jak i RTS-ów.
Niestety, gra nie przeszła próby czasu i po 25 latach od premiery trąci myszką. Oryginalna szata graficzna jest tak anachroniczna, że skutecznie odstrasza od tej produkcji. Jeśli młody gracz chciałby w 2020 roku sprawdzić, jak rodził się gatunek strategii czasu rzeczywistego, prawdopodobnie szybko zniechęciłby się do Command and Conquer: Tiberian Dawn. I tu na scenę wkracza remaster dwóch pierwszych części serii, który tchnął w nią nowe życie.
Odświeżanie takich klasyków to ryzykowne przedsięwzięcie, o czym najlepiej przekonał się Blizzard, wydając Warcraft III: Reforged. Powiedzieć, że gra spotkała się z chłodnym przyjęciem, to jakby stwierdzić, że Sephiroth zachował się nieuprzejmie względem Aeris. Obawiałem się, czy podobny los nie spotka i tego remastera. Na szczęście tak się nie stało i ekipa Petroglyph Games dokonała cudu. Wskrzesiła serię C&C, którą wielu spisało już na straty.
W skład kompilacji wchodzą gry Command & Conquer: Tiberian Dawn oraz Command & Conquer – Red Alert ze wszystkimi dodatkami. Obie produkcje poddano gruntownemu liftingowi. Modele jednostek i tła opracowano od zera, przystosowując je do rozdzielczości 4K, zremasterowano ścieżkę muzyczną, przerywniki filmowe przeskalowano i wygładzono, a interfejs graficzny usprawniono, aby lepiej wpisywał się w bieżące standardy i był wygodniejszy w użyciu.
Powyższe zmiany wdrożono z pełnym poszanowaniem oryginału, aby nie zatrzeć charakteru rozgrywki. I tak pierwsza misja wita nas pięknym pixelartem w stylu lat 90. Dopiero po chwili gra informuje nas, że wystarczy wcisnąć spację, aby przełączyć się na uwspółcześnioną szatę graficzną. Przełączanie się między trybem retro i klasycznym działa tak płynnie, że nawet na chwilę nie spowalnia rozgrywki.
Unowocześniona grafika zachowuje klimat oryginału, a dzięki możliwości przybliżenia widoku możemy z bliska obejrzeć poszczególne jednostki. Obie produkcje pod kątem graficznym prezentują się wyśmienicie i znacząco poprawiają klarowność otoczenia oraz jednostek - w końcu bez problemu odróżnimy od siebie poszczególne oddziały piechoty. Oko cieszy także dopracowana scenografia, która nabrała kolorytu i nie jest tak przytłaczająco monotonna jak w oryginale.
Ale choć zespół Petroglyph Games starał się zachować możliwie jak największą wierność oryginałowi, bez wdrożenia kilku istotnych zmian nie mogło się obyć. Firma zmodyfikowała wygląd paska bocznego w taki sposób, aby przypominał ten stosowany w późniejszych odsłonach serii. Rozdzielono menu budowli, jednostek piechoty, pojazdów oraz mocy wsparcia na oddzielne karty, aby przyspieszyć zlecanie budowy poszczególnych elementów. Ponadto dodano możliwość kolejkowania produkcji jednostek, dzięki czemu nie musimy nieustannie śledzić postępów w ich rekrutowaniu i panicznie klikać w ich ikony, aby zaplanować stworzenie armii o pożądanej sile.
Na pochwałę zasługuje także menu wyboru misji, w którym możemy prześledzić przebieg rozgrywki i w dowolnym momencie rozegrać każdą spośród kampanijnych map, w tym m.in. alternatywne ścieżki poszczególnych kampanii.
Warstwa audio w pełni gry zasługuje na oddzielny akapit. Nie dość, że twórcy wdrożyli szafę grającą umożliwiającą stworzenie własnej ścieżki dźwiękowej złożonej z dowolnych utworów z pierwszej i drugiej odsłony serii, to jeszcze udostępniono je w oryginalnej oraz zremasterowanej wersji stereofonicznej. W sumie do dyspozycji otrzymamy przeszło 11 godzin nagrań, w tym mocne kawałki o rockowym brzemieniu, które idealnie komponują się z nową szatą graficzną.
Warto odpalić poniższy materiał, aby zobaczyć, jak fenomenalną robotę wykonał Frank Klepacki odpowiedzialny za nową ścieżkę audio:
Jak wypada sam trzon rozgrywki? Na szczęście i w tej materii wszystko działa tak, jak powinno. Sztuczna inteligencja jest równie irytująca co przed laty, przez co musimy mieć baczenie na to, aby nasi żołnierze odpierali ataki wroga, a nie stali, bezczynnie czekając, aż ten ich rozstrzela. Nadal będziesz irytować się koniecznością ustawiania jednego budynku tuż obok drugiego w Command & Conquer: Tiberian Dawn i kląć na powolne zbieranie surowców.
Ale tak właśnie rodziła się ta kultowa seria, którą odtworzono w taki sposób, aby nie zachwiać klasycznym stylem rozgrywki. To te same RTS-y, które bawiły nas ćwierć wieku temu, z tymi samymi ułomnościami sprzed lat. Choć muszę przyznać, że zdziwiła mnie ogólna dynamika rozgrywki, zapamiętałem C&C jako tytuł znacznie mozolniejszy. Z tego powodu kilka pierwszych misji okazało się dla mnie miłym zaskoczeniem.
Po kilku długich sesjach wsiąkłem w świat GDI i NOD na dobre. Jednak zdaję sobie sprawę z tego, że nie jest to produkcja dla każdego. Mechanika obu remasterów zestarzała się i na tle współczesnych strategii wypada blado. Powtarzalne schematy rozwoju bazy i armii nie pozostawiają zbyt wiele pola na wdrożenie wyszukanych strategii, ale tak właśnie wyglądały RTS-y u początku gatunku. Jeśli ktoś świadomie podejdzie do tych ograniczeń, na pewno spędzi wiele miłych chwil przy tym tytule.
A na koniec zostawiłem rzecz najważniejszą, czyli edytor modów oraz warsztat społeczności. To gra współtworzona we współpracy ze społecznością, która ma uświetnić 25-lecie kultowej serii, dlatego zespół Petroglyph Games postanowił uwolnić jej pliki i oddać w nasze ręce edytor poziomów. Tym samym po wielokroć wydłużyć żywotność remastera.
Otwartość deweloperów na mody nie tylko pozwoli tworzyć i udostępniać autorskie mapy, społeczność może także modyfikować podstawowe zasady rozgrywki. Pojawiły się już dodatki zwiększające szybkość zdobywania funduszy, zmieniające zachowanie jednostek, poprawiające sztuczną inteligencję czy dodające nowe budowle. Z biegiem czasu tych modyfikacji będzie przybywać, a co za tym idzie – gra będzie stale ewoluować.
Command &Conquer: Remastered to dokładnie taka gra, jakiej oczekiwałem. Z jednej strony uwspółcześniająca klasyk sprzed lat, z drugiej zaś w pełni oddająca klimat oryginalnej produkcji. I owszem, można narzekać na przestarzałość części rozwiązań, powtarzalność czy irytującą sztuczną inteligencję. Część młodych odbiorców ten remaster może odrzucić już po kilku minutach, ale jeśli za młodu graliście w pierwsze części serii, prawdopodobnie spędzicie przy nim długie godziny.
Plusy:
+ dobre oddanie klimatu oryginalnej wersji;
+ przemyślane zmiany w interfejsie gracza;
+ piękna szata graficzna;
+ rewelacyjna ścieżka audio;
+ otwartość na scenę moderską.
Minusy:
- irytująca sztuczna inteligencja;
- ekonomia oparta na jednym surowcu;
- schematyczność rozgrywki;
- długo wczytujące się menu z modami;
- nieintuicyjna wyszukiwarka modów.