Gdzieś w rozległym nieładzie możliwych światów, istnieje jeden, gdzie, bardziej niż w jakimkolwiek innym miejscu, wszyscy są całkowicie przewrażliwieni na punkcie starości i jej tragicznych skutków, czyli śmierci. Ale czy jest możliwość jej uniknąć? Gdzie indziej być może nie, ale w tym świecie można o tym myśleć. Taka przynajmniej jest teoria profesora Aristide'a Breloquinte, który zajmuje się badaniem zmian czasu na pokładzie „Chwili”, swojego okrętu-laboratorium. Takiego samego zdania jest Manie Ganza, która zdaje się być przekonana, że czas to pieniądz, a wręcz żywa gotówka. „Urojenie!”, powiedzą jedni. „Nonsens”, powiedzą drudzy. A skoro jesteśmy przy nonsensie, zasygnalizujmy to dziwne zjawisko, które sprawiło, że od jakiś czas temu zniknął biegun północny. Być może nie ma to nic do rzeczy... A jednak, wszystko zostało postawione na głowie. W towarzystwie wielu fantastycznych postaci, których nie powstydziłby się sam Lewis Caroll, wyruszcie w baśniową podróż, która zabierze was w eteryczne sfery wyobraźni i w głąb ludzkich problemów egzystencjalnych. Azymut oszałamia barwami i stylistyką. To jedna z najlepszych i najoryginalniejszych serii komiksów, jakie powstały w ostatnich latach. Graficzny majstersztyk dla miłośników pięknych historii - w treści i ilustracji.
Premiera (Świat)
2 marca 2016Premiera (Polska)
17 lutego 2012Polskie tłumaczenie
Wojciech BirekLiczba stron
48Autor:
Jean-Baptiste Andreae, Wilfrid LupanoKraj produkcji:
PolskaGatunek:
Fantastyka, KomiksWydawca:
Polska: Wydawnictwo Komiksowe
Najnowsza recenzja redakcji
Otwierający serię Azymut komiks Azimut 1: Les Aventuriers du temps perdu świetnie pokazuje, że ludzka wyobraźnia nie ma ograniczeń. Rzecz jasna ten album nie stanowi czegoś przełomowego, ale dzięki bardzo udanej kreacji świata, kompozycji scenariusza oraz rysunków sprawia, że każda strona potrafi przynieść mniejsze lub większe zaskoczenie. Wejście w kreowany przez autorów świat zajmuje chwilę, ale gdy już się w nim rozgościmy, to wcale nie mamy ochoty go opuszczać.
Próba opisania fabuły czy realiów rządzących światem Azymutu nie należy do najprostszych. Już sama wyklejka oprawy zapowiada coś nietypowego - bo jak inaczej określić ryciny opisujące owady i ptaki potrafiące naruszyć strukturę czasu? A to dopiero początek, gdyż twórcy nie oferują niczego wprost, nie tłumaczą; wrzucają czytelnika na głęboką wodę i każą mu płynąć zgodnie z nurtem w nieznane.
Na początku poznajemy badającego zmieniające czas ptaki naukowca (i jego syna), kapitana wyprawy godnej samego Kolumba, prywatnego detektywa na tropie złodziejki i piękną narzeczoną króla. Dowiadujemy się, że zniknęła Północ i kompasy nie działają, w królestwach giną korony, a pewien malarz jednocześnie kocha i nienawidzi swojej muzy. To zaledwie zawiązania wątków, zresztą nie wszystkich, a ich rozwinięcie przynosi wiele zaskoczeń. Żeby było jasne - Poszukiwacze zaginionego czasu przynoszą znacznie więcej pytań, niż udzielają odpowiedzi.
O ile o scenariuszu Wilfrida Lupano można się wypowiadać z licznymi znakami zapytania, bo większość wątków nadal się rodzi (aczkolwiek należy podkreślić umiejętne wprowadzanie poszczególnych postaci i tworzenie relacji między nimi), to zdecydowanie można wydać opinię o stronie graficznej autorstwa Jean-Babtiste’a Andreadae’a. I będzie to laurka, gdyż ilustracje są zdecydowanie najsilniejszą stroną Poszukiwaczy zaginionego czasu. Nie jest łatwą rzeczą przeniesienie wszystkich tych nieprawdopodobnych, nierzadko surrealistycznych wizji na plansze komiksu. W tym przypadku udało się idealnie: przeważnie zanim przeczyta się tekst w dymku, najpierw ogląda się pełne detali, fantazyjne kadry. Popatrzcie na zamieszczoną powyżej okładkę - to zaledwie przedsmak tego, co oferuje ten album.
Świat Azymutu to bajeczny, barwny i bardzo plastyczny obraz łączący elementy z różnych konwencji fantastycznych, z fantasy oraz steampunkiem na czele. Przedziwne istoty (dziwoczki rodzące się z jaj biomechanicznych ptaków), niesamowite kreacje i fantastyczne miasta wypełniają kadry - często wręcz mimochodem, poza nurtem głównej opowieści. Właśnie dla takich albumów powstał komiks: pokazania złożonych wizji, których nie pociągnęłaby literatura, a sam obraz byłby niewystarczający.
Wielowątkowość, barwne i jeszcze nie do końca doprecyzowane postacie oraz wyśmienita strona graficzna sprawiają, że seria ma bardzo duży potencjał. Początek jest świetny i tylko rezerwa związana z wieloma niewiadomymi fabularnymi sprawia, że ocena nie jest wyższa. Jeśli autorzy w następnych albumach staną na wysokości zadania, to szykuje się jedna z najbardziej fantastycznych – dosłownie i w przenośni – serii na naszym rynku.