Dla Tony’ego Chu, agenta federalnego i cybopaty, który odbiera mentalne uczucia ze wszystkiego, co zjada, nadchodzą lepsze dni. Ma dziewczynę i nowego partnera, któremu ufa. Powoli znajduje nić porozumienia ze swoim wrednym szefem. Jednak jego bezwzględny były partner wciąż działa i zamierza zrealizować swoje groźby wobec Tony’ego i jego bliskich. Jest tylko kwestią czasu, zanim śledztwa, którymi zajmują się obaj detektywi, zaczną się zazębiać – wtedy poleje się krew, a pewne części ciała zostaną zjedzone! Przedstawiamy DELICJE DESEROWE, trzeci tom z serii Chew , bestsellerowej, nagradzanej i – nie wiedzieć czemu – dobrze przyjętej serii o gliniarzach, przestępcach, kucharzach, kanibalach i jasnowidzach.
Premiera (Świat)
29 października 2015Premiera (Polska)
29 października 2015Polskie tłumaczenie
Robert LipskiLiczba stron
128Autor:
Rob Guillory, John LaymanKraj produkcji:
PolskaGatunek:
KomiksWydawca:
Polska: Mucha Comics
Najnowsza recenzja redakcji
W Delicjach deserowych Tony Chu wreszcie zapracował sobie na przychylność losu. Jego relacja z Amelią Mintz rozwija się nad wyraz dobrze i nawet patrzący na niego wilkiem szef nie potrafi mu tak zepsuć humoru jak kiedyś. W poprzednim tomie mieliśmy do czynienia z jedną historią dotyczącą śledztwa cybopaty na pewnej tajemniczej wyspie, zaś w najnowszym twórcy proponują nam kilka oddzielnych epizodów. Jak zwykle zaskakiwani jesteśmy humorem i pomysłowością scenarzysty Johna Lymana. Ot, choćby już na samym początku będziemy świadkiem niepokojącej sceny - Tony Chu stoi z pistoletem w ręku tuż obok elegancko ubranej Amelii. Co w tym zaskakującego? Otóż policjant jest jakby zawstydzony i zadaje retoryczne pytanie: "Niezbyt typowa pierwsza randka, no nie?". Rzeczywiście nietypowa, bowiem twarz, włosy i ramię jego wyraźnie wstrząśniętej partnerki pokryte są cieknącą krwią. Po czym na kolejnej planszy fabuła przenosi się... dwadzieścia tysięcy lat wstecz. Takich narracyjnych smaczków jest więcej. Opowieść, w której ponownie spotykamy pamiętnego z poprzedniego tomu, krwiożerczego czempiona kogucich walk o imieniu Poyo, rozpoczyna się według informacji w ramce od planszy numer osiemnaście, ponieważ twórcom pomieszała się kolejność stron. Pozytywne emocje mogą wzbudzić u czytelnika okładki trzeciej opowieści, które inspirowane są plakatami kultowych, dwóch pierwszych filmów Quentina Tarantino. To zresztą dobry trop, jeśli chcielibyśmy odnieść do konkretnego wzorca popkulturowego scenariusze Lymana. Jest przecież krwawo, wyraziście i zabawnie, ale największe podobieństwa tkwią właśnie w tworzeniu poszatkowanych fabularno-narracyjnych struktur.
Dzięki takim zabiegom mamy również możliwość wejrzenia w przeszłość głównego antagonisty Tony'ego Chu - kiedyś jego partnera w Departamencie Żywności i Leków, a obecnie ściganego przez prawo - Masona Savoya. Tak, ogarnięty obsesją wyjaśnienia okoliczności epidemii ptasiej grypy, która zafundowała światu małą apokalipsę, ten po staroświecku elegancki, ale i wyjątkowo niebezpieczny były agent, powraca. Scena, w której z namaszczeniem spożywa odcięte niegdyś Tony'emu ucho, potrafi przyprawić o dreszcze. Znowu mamy okazję wejrzenia w mózg cybopaty, który ze spożywanego "pokarmu" jest w stanie odczytać jego przeszłość. W Delicjach deserowych Tony Chu ponownie wchodzi w drogę Masonowi, a on najwyraźniej zamierza wystosować przeciw naszemu sympatycznemu bohaterowi ostateczne środki.
Perełką trzeciego tomu Chew jest niewątpliwie ostatni rozdział. Nie dość, że kończy się zadziwiającym cliffhangerem, to mamy w nim wyjątkową okazję do przyjrzenia się całej familii agenta. Znowu daje znać o sobie pomysłowość Laymana, który nie podąża utartą drogą samotnych policyjnych bohaterów. Jest Święto Dziękczynienia i Chu wpada w odwiedziny do rodzinnego domu, a co z tego wyniknie i jakie czekają nas niespodzianki, o tym już najlepiej przeczytać samemu. Niebawem do księgarń trafi kolejny tom przygód niezwykłego detektywa i wciąż jest to zakup z rodzaju must have. Dlaczego? Ponieważ seria Chew jest najlepszym przykładem inteligentnej zabawy popkulturowymi schematami. Poszczególne gatunkowe konwencje twórcy wykorzystują do tego, żeby wywrócić je na nice, z czego powstaje wypadkowa nieskrępowanej zabawy z przemyślaną w każdym szczególe historią. Layman i Guillory sprawnie poruszają się w obszarach komedii, horroru, fantastyki, a nawet obyczajowości, tworząc z tego wszystkiego groteskowy, zabawny, energetyczny konglomerat, a dodatkowo chadzają własnymi ścieżkami, wodzą czytelników za nos, odwlekają nieuniknione i zaskakują. Dlatego można wybaczyć im to, że tym razem, na stronach Delicji deserowych nie pojawił się enigmatyczny, znany z poprzednich tomów wampir. No cóż, choćby z tego właśnie powodu kolejnego albumu Chew wprost nie można się doczekać.