W drugiej części opowieści autorstwa Briana Azzarello jej bohater – John Constantine kontynuuje podróż po Stanach Zjednoczonych, nostalgicznie wspominając lata spędzone w Londynie, gdy z punkowym zespołem „Błona śluzowa” występował w barach i pubach. Kontestując rzeczywistość, nie przypuszczał wówczas, że w przyszłości będzie musiał stawić czoła demonom, zjawom i duchom, ale także ludziom – „patriotom” zdecydowanym wyeliminować każdego, kto nie spełnia kryteriów „prawdziwego Amerykanina”.
Premiera (Świat)
17 lipca 2019Premiera (Polska)
17 lipca 2019ISBN
9788328141438Polskie tłumaczenie
Paulina BraiterLiczba stron
336Autor:
Marcelo Frusin, Guy Davis (2) więcejGatunek:
KomiksWydawca:
Polska: Egmont
Najnowsza recenzja redakcji
Brian Azzarello w drugim tomie Hellblazera kontynuuje opowieść o Johnie Constantinie, brytyjskim magu, który przemierza Stany Zjednoczone, pragnąc wyjaśnić tajemnicę śmierci więźnia. I o ile sama tajemnica niespecjalnie nas obchodzi (a i dla samego bohatera je wydaje się jedynie powinnością), to już to, co napotyka na swojej drodze, jest znacznie bardziej interesujące.
Czas powstawania serii przypada na szczytowy okres twórczości Azzarello (mniej więcej równolegle powstawało 100 naboi), kiedy jego sposób prowadzenia narracji jeszcze nie spowszedniał. Mamy tu więc charakterystyczne dla tego scenarzysty, mroczne i brudne realia z nieśpieszną narracją nastawioną przede wszystkim na budowanie klimatu i poczucia niesamowitości. I trzeba przyznać, że wypada to bardzo dobrze. Po części dlatego, że nie próbuje sięgać po wielkie sprawy: a nawet jeśli, to opowiada o nich z perspektywy ludzi zwykłych. Choć rzecz jasna czasem też wysuwa bohatera i jego antyheroizm na pierwszy plan.
Azzarello idzie poniekąd szlakiem, który wyznaczył nieco starszy Kaznodzieja. Także pokazuje brudne, brzydkie oblicze Stanów Zjednoczonych, w których ostatnim sprawiedliwym jest postać, którą niekoniecznie określilibyśmy mianem moralnej – raczej jako chama, cynika i cwaniaka. Jednak na tle neonazistów czy pozbawionego moralności biznesmena jawi się jako postać pozytywna, postępująca słusznie. I taką też wymierza karę, niekoniecznie w sposób oczywisty.
U Azzarello niewiele jest magii, przynajmniej ten namacalnej. W historiach zamieszczonych w tym albumie owszem, pojawiają się mniejsze lub większe odwołania do niej, czasem faktycznie niektóre kwestie da się wytłumaczyć wyłącznie za sprawą działania sił nadprzyrodzonych, ale scenarzysta unika dosłowności, bezpośredniego pokazywania działań Constantine’a. W efekcie magia czy duchy to dodatkowy smaczek, a maga spowija dodatkowa, nieprzenikniona także dla czytelnika, tajemnica. A gdy siły nadnaturalne pojawiają się, robią jeszcze większe wrażenie. Ten zabieg działa, choć część fanów Hellblazera pewnie wolałaby, żeby niektóre kwestie były bardziej dosłowne czy spektakularne.
Hallbalazer Azzarello to opowieść mroczna, ale nie za sprawą magii, sił piekielnych czy mrocznych rytuałów. Scenarzysta pokazuje ciemne zakamarki ludzkiej duszy. Pokazuje, że nikt nie jest niewinny, ale mimo wszystko można znaleźć w tym wszystkim właściwą drogę.