W drugim zbiorczym tomie opowieści o dzieciństwie w Polsce Marzi wspomina pamiętne lato i jesień 1989 roku, kiedy w Polsce i Europie Wschodniej skończył się komunizm. Dla bohaterki nastał ważny okres pożegnania z dzieciństwem oraz pierwszych nastoletnich problemów i wyborów. Na końcu komiksu zameszczony jest dziennik podróży Marzeny Sowy z Polski do Francji, w którym znajdziemy wiele zdjęć bohaterów i miejsc, stanowiących inspirację do napisania tej historii. Pełne humoru i refleksji opowiadanie znakomicie zilustrował Sylvain Savoia. Przygody Marzi ukazały się w Belgii, Hiszpanii, we Francji i Włoszech, a także w Stanach Zjednoczonych, Chinach i Korei Południowej. Z przedmowy: „Postać bohaterki pozwoliła nam pokazać różne emocje i przeżycia młodej dziewczyny, które stały się zrozumiałe i ciekawe dla odbiorców w różnym wieku we Francji, w Polsce i innych krajach. Okazało się, że nie jest ważne, w jakim kontekście politycznym, społecznym czy ekonomicznym się żyje, bo dzieciństwo to stan uniwersalny. Teraz oddajemy w ręce czytelników kolejne przygody Marzi. Mam nadzieję, że i tym razem skok w młodość w polskich realiach obudzi drzemiące w Was dziecko i dostarczy niezapomnianych wrażeń!”. Sylvain Savoia
Premiera (Świat)
24 kwietnia 2019Premiera (Polska)
24 kwietnia 2019ISBN
9788328142404Polskie tłumaczenie
Marzena SowaLiczba stron
208Autor:
Marzena Sowa, Sylvain SavoiaGatunek:
KomiksWydawca:
Polska: Egmont
Najnowsza recenzja redakcji
Narrację rozpoczyna część Nie ma wolności bez solidarności, poświęcona ostatnim protestom robotniczym z lata 1988 roku, pokazanych przez pryzmat strajków w Hucie Stalowa Wola. Obserwujemy zamartwienie się matki (wyrażone przygotowywaniem aprowizacji) i uniesienie strajkującego ojca bohaterki. Dalsze opowieści wypełniają obserwacje nastoletniej Marzi, oglądającej debatę telewizyjną Lecha Wałęsy z Alfredem Miodowiczem, wygraną przez przewodniczącego NSZZ „Solidarność”. Dziewczynka dziwi się ojcu zapatrzonemu w prezentowane w telewizji rozmowy Okrągłego Stołu. W czerwcu przychodzą pierwsze częściowo wolne wybory kontraktowe, a pierwszą część kończy upadek muru berlińskiego – tak właśnie wyglądała sekwencja upadku komunizmu. Zawdzięczamy komiksowi zaprezentowanie odmiennej wizji zakończenia opresyjnego systemu – inaczej niż w promowanych zdjęciach rozentuzjazmowanych berlińczyków, mających być ikoną końca komunizmu, który rozegrał się gdzie indziej – 550 km (a nawet 700 km w przypadku Stalowej Woli) na wschód od Szprewy. Dla uporządkowania latem 1988 roku.
Część środkowa Nie ma tego złego… koncentruje się na wydarzeniach ważnych dla nastolatki, którą była wówczas scenarzystka, przy czym wsparcie pamięciowe rodziców oraz rodziny bliższej i dalszej było nieodzowne przy rekonstruowaniu wydarzeń sprzed 20 lat. Wielkiej polityki jest w tej część wyraźnie mniej, sprowadza się do wygranych wyborów prezydenckich przez Lecha Wałęsę.
Dorastająca dziewczynka obserwuje swymi ogromnymi niebieskimi oczyma zmiany w edukacji szkolnej i nawiązuje relacje z koleżankami. Jednocześnie dochodzi do przeobrażenia społeczeństwa pod wpływem gospodarki wolnorynkowej, która zapełnia sklepowe półki. Najlepszym komentarzem tego było odkrycie przez sąsiadów skarbów PRL-owskiej aprowizacji w wersalce zmarłej staruszki z wioski babci Marzi. Wszystkie erzace z czasów późnego Ślepowrona zostały wyrzucone z odrazą, przy wyborze nowych zachodnich odpowiedników chemii gospodarczej i żywności. Nowa rzeczywistość nie sprzyja wszystkim, czego dowodem jest opuszczony (przyczyna niewyjaśniona) depresyjny sąsiad, który truje się gazem w kuchni.
Dziewczynka zmienia zainteresowania, przestając psocić na klatce wieżowca, w którym mieszkała. Razem z koleżanką przeżywa fascynacje pierwszą emisją serialu Miasteczko Twin Peaks Davida Lyncha i powszechniejszą dostępnością kaset VHS – ich doznania poszerzają się o m. in. Teksańską masakrę piłą łańcuchową oraz Kapuśniaczek. Razem oglądają z wypiekami na twarzy program telewizyjny 997 (przeznaczony dla starszych widzów). Inną perspektywę obserwacji Marzi zyskuje przez traumę śmierci ukochanej babci, poprzedzającą potężniejący protest dziewczynki wobec jedzenia mięsa, spowodowany kolejnym świniobiciem.
Ostatnia część tomu Nowe życie widzimy już zdecydowanie bardziej beztroskie, dojrzewające nastolatki. Dziewczynka wysłana na kolonie przez rodziców trafia nad wybrzeże bałtyckie, zakochując się w kąpielach morskich. Tam poznaje nowych przyjaciół i przeżywa pierwsze nastoletnie uniesienia. Polityka znika z pola widzenia dziewczynki, napawającej się nadmorskim wypoczynkiem, do czasu wycieczki do Gdańska, a w tym i słynnej stoczni. W tej części doszło do zmiany stylu narracji z opisów w górze kadru na rzecz częstszych dymków z dialogami.
Wolumin został zakończony bogato ilustrowanym artbookiem, zawierającym zdjęcia, szkice i rysunki, dotyczące z wyjazdu Marzeny Sowy do Francji, gdy stawała się wytęsknioną „obywatelką świata”. Dodatek objął bowiem impresje o przywiezionej ze sobą francuskiej ekipie filmowej dokumentującej całość Stalowej Woli, włącznie z kuchnią mamy Marzi.
Marzi zachwyciła jako seria komiksowa z powodu rezolutności i bystrości bohaterki. Jej opowieść o życiu w PRL to reminiscencje obserwacji z wysokości 120-140 cm, gdy jeszcze nie rozumiała wszystkich emocji czy wydarzeń (obecnie historycznych). Sylvain Savoia posługuje się klasyczną kreską, znajdując równowagę pomiędzy realizmem i komiksowym uproszczeniem. Grube, wyraziste kontury kreskówkowej stylistyki zostały przejrzyście skadrowane. Rysownik wczuł atmosferę końca ustroju komunistycznego i początku kapitalizmu, co przełożyć na język ilustracji komiksowej. Savoia znakomicie ilustrował nostalgiczne wspomnienia Sowy, przywołując czas słabo zapamiętany czy może wyparty ze świadomości – z powodu ciągłych upokorzeń spowodowanych chociażby kolejkami. Stąd tak ważne okazują słowa-wytrychy, zapamiętane przez Marzenę: „rzucili”, „upolować” i „wystać”. Wielu czytelników przypomni sobie początek szalonych lat dziewięćdziesiątych, które przyniosły zachłyśnięcie się wolnością. Taka reakcja spragnionych zwykłego konsumeryzmu Polaków (choćby co do dostatecznej ilości gumy do żucia) musiały być egzotyczną lekturą dla francuskich czytelników, jak i dla współczesnych nastolatków w Polsce, niewiedzących co to dżinsy Odra, magnetofony kasetowe Kasprzak czy gumy do żucia Turbo (a Donaldzie można było pomarzyć).
Na koniec należy zaznaczyć, że Marzi, w oryginale napisana po francusku, została do dziś przetłumaczona na sześć języków, w tym w ocenzurowanej (!) wersji chińskiej.