K’un-Lun jest majestatycznym miastem nieziemskich mistrzów kung-fu, duchowym domem Iron Fista oraz skarbnicą wielowiekowej mądrości. Niewiele osób wie, że w ukrytym wymiarze istnieje Ósme Miasto, które przez wiele stuleci wykorzystywane było przez przywódców K’un-Lun jako swego rodzaju śmietnisko. Ponieważ do miasta prowadzi tylko jedna droga, przez którą nie można przedostać się z powrotem, wysyłano tam wszelkiego rodzaju morderców, potwory i demony. Trafiali tam również więźniowie polityczni – a na to w obecnych czasach nie można się zgodzić. Danny Rand oraz drużyna nieśmiertelnych wojowników zostaje wysłana, by uwolnić represjonowanych za poglądy (pośród nich może znajdować się nawet pierwszy Iron Fist, jaki w ogóle istniał). Może się jednak okazać, że to misja w jedną stronę.
Premiera (Świat)
31 maja 2019Premiera (Polska)
31 maja 2019ISBN
978-83-65938-41-1Polskie tłumaczenie
Marek StarostaLiczba stron
228Autor:
Travel Foreman, Duane SwierczynskiGatunek:
KomiksWydawca:
Polska: Mucha Comics
Najnowsza recenzja redakcji
Już w trakcie recenzji poprzednich trzech tomów przekonywałem Was, że Nieśmiertelny Iron Fist jest jedną z najlepszych, jeśli nie najlepszą serią, która obecnie ukazuje się na rodzimym rynku komiksowym. W jej poprzednich odsłonach Ed Brubaker i Matt Fraction zabrali nas do uniwersum Danny'ego Randa, jakiego polscy czytelnicy mogli jeszcze nie znać, snując przy tym opowieść o mitologii postaci Żelaznej Pięści. Wielowymiarowe podejście do aspektu legendy herosa działało tym lepiej, że autorzy nadali mu wciągający bez reszty rys historyczny. Wszystkie wątki musiały jednak znaleźć swoje dopełnienie, nawet jeśli po drodze pojawiły się problemy z procesem twórczym - serię po Brubakerze i Fractionie po nastaniu Marvel NOW! 2.0 przejął stary wyjadacz świata powieści kryminalnych, Duane Swierczynski. To właśnie w ten sposób rodził się komiks Nieśmiertelny Iron Fist #04: Ucieczka z ósmego miasta, który z historii tytułowego superbohatera wydobywa to, co w niej najlepsze - uliczne starcia, orientalną stylistykę, głęboką warstwę symboliczną i podejmowanie tematu heroicznej spuścizny.
Swierczynski siłą rzeczy musiał podjąć wątki pozostawione przez poprzednich twórców serii; nie chce on jednak z nich tylko korzystać, ale z pełną swobodą i wielką gracją wprowadza w nie zupełnie inne perspektywy odbioru. Symboliczna w poprzednich tomach liczba 33, oznaczająca wiek, w którym posiadacze tytułu Żelaznej Pięści tracili życie, zostaje więc odczytana na nowo - scenarzysta stara się wytłumaczyć zagadkowe śmierci herosów w odmienny sposób. Już w pierwszym zeszycie odczujemy świeżość w podejściu autora, zwłaszcza wtedy, gdy bawi się on konwencją, zderzając świat Iron Fista z westernową kliszą. Dalej jest tylko lepiej, skoro Swierczynski zabiera nas w tajemnicze i pozornie mniej istotne rejony K'un-Lun, przedstawiając Ósme Miasto jako miejsce aż do bólu posępne. Pełno tu zbrodniarzy, jeszcze więcej sekretów. Do tego wszystkiego dochodzi również poprowadzona dwutorowo i nieustannie ze sobą korespondująca na zasadzie kontrastu warstwa fabularna, która raz usadowi nas w Nowym Jorku (pojawią się tu dobrze Wam znani Luke Cage i Misty Knight), by w innym miejscu przenieść czytelnika do podszytej nienazwaną Tajemnicą rzeczywistości Dalekiego Wschodu.
W trakcie lektury zdamy sobie sprawę, że Swierczynski doskonale czuje, w którym kierunku powinna rozwijać się akcja - kocha on świat Iron Fista tak mocno, że sięga po sporą i najbardziej reprezentatywną gromadkę postaci drugoplanowych, by potem razem z Randem rzucić ją w wir ulicznych rozrób. Tak, czasami takie podejście wyda się nam aż nazbyt przewidywalne, jakby całymi garściami czerpało z superbohaterskiego podręcznika, jednak scenarzysta wcale nie zamierza zamieniać historii w jeden wielki banał. Gdy trzeba, widać tu orientalne ornamenty, gdy wymaga tego obrót spraw, potencjalną fabularną mieliznę przełamuje dalekowschodnia mistyka. Nie liczcie jednak na niekończącą się lekcję z alegorii czy duchowości; bohaterowie piorą tu przeciwników na kwaśne jabłko, okraszając bijatykę takimi hasłami jak "skopany tyłek", a pomiędzy kolejnymi łubu-dubu napotkamy na napoje wyskokowe tudzież kosy i sierpy, którymi chcemy przetrącić wroga w ramach alkoholowego uniesienia. Ucieczka z Ósmego Miasta to koniec końców starannie wyważona mieszanka refleksji nad życiową powinnością i rozrywki w najczystszej postaci.
Ci z Was, których serca swoimi rysunkami w poprzednich odsłonach serii skradł David Aja, mogą się poczuć odrobinę zawiedzeni - Travel Foreman nie posiada aż tak charakterystycznej kreski, by ta utkwiła nam w pamięci na dłużej. Zwłaszcza w nowojorskich kadrach postacie wydają się odrobinę niedopracowane, jakby trafiły na karty tej historii z nieco innej komiksowej epoki. Dlatego też warstwa wizualna najmocniej przypadnie do gustu tym, którzy szukają w powieściach graficznych wydawałoby się przestarzałych rozwiązań ilustracyjnych. Jeśli więc Foremana bronić, to głównie poprzez odwołanie do sposobu, w jaki zmienia on perspektywę ukazywanych wydarzeń; zbliżenia na twarz, szerokie panoramy, wejście w środek walki - to tylko niektóre z całego spektrum zabiegów na tym polu. Nieco lepiej radzi sobie odpowiedzialny za historię o Misty Knight Jason Latour, przy czym ten tom od pozostałych odróżnia głównie fabuła, nie zaś wizja samego rysownika.
Na okładce polskiego wydania tomu natrafimy na informację, że Ucieczka z Ósmego Miasta to nic innego jak "Ucieczka z Piekła" - tak ponure K'un-Lun nie było jeszcze nigdy. Aż roi się tu od potworów i demonów, choć nie tylko z kronikarskiego obowiązku muszę dodać, że spotkamy tu także represjonowanych za poglądy polityczne. Wątek, w którym na odsiecz rusza im Danny Rand z trupą nieśmiertelnych wojowników, czytałem z wypiekami na twarzy. Zostaję z nimi również po zapoznaniu się z całą serią, która w moich oczach już na zawsze odmieni postać Żelaznej Pięści. Żaden to drugoligowy heros; podróżowanie z nim po jego świecie to niezapomniana wędrówka, do której na pewno jeszcze wrócę. Nawet jeśli w tym celu będę musiał udać się do Piekła.