Ludzkość już skolonizowała planety, ale podróże międzygwiezdne są jeszcze poza zasięgiem. System słoneczny stał się gęstą siecią kolonii. Niestety bogate w surowce zewnętrzne planety mają dość zależności od Ziemi i Marsa oraz polityczną i wojskową siłę przebicia, by władać w pasie asteroid i dalej. Jeden mały statek może zmienić losy Wszechświata…
Premiera (Świat)
29 maja 2013Premiera (Polska)
14 czerwca 2013Liczba stron
0Autor:
James S.A. CoreyGatunek:
Sci-Fi
Najnowsza recenzja redakcji
Chwyt marketingowy, jaki zastosowała Fabryka Słów, czyli wydanie pierwszego tomu trylogii "Ekspansja" w dwóch częściach, zaowocował tym, że ta pierwsza była swoistą przystawką. Bardzo smaczną i wiele obiecującą, ale mimo wszystko stanowiła tylko wstępniak z małą dawką akcji i dużą ilością podstawy potrzebnej do poruszania się po świecie Jamesa S. A. Coreya (czyli duetu pisarskiego w składzie: Ty Franck i Daniel Abraham). Dostaliśmy zarys uniwersum science-fiction tuż po kolonizacji sąsiednich planet, ale jeszcze przed podbojem innych galaktyk. Ludzkość nadal rywalizuje sama ze sobą, choć już nie w obrębie krajów, ale stref kolonizacyjnych: Ziemi, Marsa i Pasa asteroid. Stosunki między nimi są coraz bardziej napięte i szybko może dojść do eskalacji konfliktu, na którym komuś wyraźnie zależy.
Na początku drugiej części "Przebudzenia Lewiatana" odpowiednio przygotowany z podstawowej wiedzy o świecie czytelnik ląduje dokładnie w tym samym miejscu, w którym wydawca przerwał mu przygodę: w samym środku akcji. I nie wyrwie się stamtąd do ostatniej strony. Fabuła skonstruowana jest na tyle zgrabnie, że nie przeszkadza zastosowanie rozwiązań i wykorzystanie elementów, które "już gdzieś widzieliśmy", jak np. postać zmęczonego robotą detektywa Millera w swoim nieodłącznym kapeluszu. Space operowy kontekst, w jakim osadzają je autorzy, czyni z nich coś świeżego i naprawdę wciągającego.
We współczesnej fantastyce często brakuje bohaterów wielowarstwowych: dynamicznych, złożonych, a ideałem byłoby, gdyby jeszcze posiadali jakieś poczucie humoru i prowadzili między sobą w miarę sensowne dialogi. Dlatego urzeka uwaga, jaką autorzy poświęcają swoim bohaterom. Na pierwszy rzut oka Miller i Holden wydają się być odbici od bardzo banalnej kalki – ot, wypalony glina i żołnierz-idealista, który zawsze zwycięża, bo kieruje nim prawość i sprawiedliwość. Autorom zależy jednak, aby czytelnik nie zatrzymał się na etapie "pierwszego wrażenia", dlatego zadbali, aby dobrze poznał motywy, doświadczenia, charakter oraz wszystkie aspekty psychiki, które wpływają na ich reakcje. W drugiej części bohaterowie współpracują ze sobą, więc często będziemy mogli przeżyć tę samą sytuację patrząc na nią z dwóch różnych perspektyw, co czyni opowieść jeszcze ciekawszą.
W pierwszej części "Przebudzenie Lewiatana" zachwycało misterną konstrukcją wszechświata. Tym razem, już po pierwszym zachwycie nad ogółem, mamy szansę przyjrzeć się szczegółom. Jest chwila, aby docenić warsztat pisarski. Bardzo plastyczne opisy otoczenia, język wpływający na wyobraźnię i świetne dialogi czynią z "Przebudzenia Lewiatana" rozrywkę najwyższej jakości. W zestawieniu z wyżej wymienionymi elementami - dobrą fabułą, wielowymiarowymi bohaterami i dobrze zaprojektowanym uniwersum - książka pisarskiego tandemu pod banderą James S. A. Corey może trafić do czołówki współczesnego SF.
Jak głosi cytat z (TEGO) Martina widniejący na okładce "Przebudzenia Lewiatana" – "ta space opera skopała mi dupę". Można się z tego hasła reklamowego przekornie śmiać. Ale tylko do momentu, w którym samemu nie dostanie się porządnego kopniaka.