"Stawka większa niż kłamstwo" to reporterskie śledztwo tropiące prawdziwe losy bohaterów "Stawki większej niż życie". Geibel, Lohse, Staedtke i von Vormann istnieli naprawdę, a Brunner był numerem 1 na liście najbardziej poszukiwanych zbrodniarzy hitlerowskich. Ile brawurowych życiorysów asów wywiadu złożyło się na sylwetkę kapitana Klossa? Serial wszech czasów, który zmienił oblicze polskiej telewizji. Kulisy powstania pierwszej polskiej superprodukcji, dla której wyludniały się ulice. Nieznane losy gwiazd serialu i skrywane tajemnice scenarzystów i realizatorów. Który z twórców filmu pisał donosy do komunistycznej bezpieki? Do czego Kloss był potrzebny PRL-owskiej propagandzie? Kogo miał wynieść do władzy, a kogo zohydzić? Dziennikarskie śledztwo wraca do roku 1966, kiedy powstawał scenariusz, sięga też po dokumenty odtajnione po roku 1989. Przedzierając się przez gąszcz przeinaczeń i dezinformacji, odsłania prawdziwe kulisy wydarzeń i wskazuje dla kogo, przy nagrywaniu serialu, stawka była „większa niż życie”.
Premiera (Świat)
3 września 2015Liczba stron
400Autor:
Maciej ReplewiczKraj produkcji:
PolskaWydawca:
Polska: Fronda
Najnowsza recenzja redakcji
Przyznaję - nie sądziłem, że kiedykolwiek sięgnę z ochotą po pozycję wydaną przez Frondę. Ale sięgnąłem. Wystarczyło, że opublikowali coś o kulturze popularnej i nie potrafiłem się powstrzymać. Wciąż niewiele u nas książek o naszym pop-dorobku. Co prawda była już jedna o „Stawce większej niż życie”, są też pojedyncze tytuły o „Czterech pancernych i psie” czy „07 zgłoś się”, ale przecież powinno ich być pięć, dziesięć razy tyle. Skoro więc Fronda się za to wzięła, no nic, poczytajmy i to – może będzie tam coś poza ideologią.
I owszem, jest, choć niewiele. Na tyle niewiele, że sam nie wiem, czy książkę "Stawka większa niż kłamstwo" polecać czytelnikom spoza branży. Na pewno poprzednia monografia „Stawka większa niż życie – serial wszech czasów” Bogdana Bernackiego jest lepsza i bardziej na temat serialu, ale praca Replewicza troszkę ją uzupełnia i dopisuje sporo tła historycznego. Podstawowym problemem jest jednak „gdybanie” autora. Głównym pomysłem na tę książkę jest szukanie inspiracji do każdego wydarzenia, postaci, wątku z serialu. Krok za krokiem autor sprawdza historię II wojny światowej (i okolic), szukając podobnych autentycznych wydarzeń, nazwisk, sytuacji, i o tych prawdziwych opowiada.
Niestety podstawową formułą tej książki jest „jeśli rzecz miała miejsce wcześniej niż kręcony serial, to jego scenarzyści jakoś się o tym dowiedzieli i mogli się inspirować”. Oczywiście cała II wojna światowa miała miejsce wcześniej, więc tu Replewicz sobie nie żałuje i łączy absolutnie wszystko ze wszystkim.
Ale już np. przy Bondach policzył, które filmy są sprzed kręcenia „Stawki większej niż życie”, i szuka nawiązań tylko w tych. Dość nieporadnie. Po pierwsze, praktycznie pomija powieści Fleminga, które były już w komplecie (wszak twórca Bonda zmarł w 1964 r.), a poza tym im głębiej sięga, tym większe popełnia błędy. Ot, np. pisze, że Ernst Stavro Blofeld (główny przeciwnik Bonda w pierwszych filmach) urodził się w Gdańsku, co według Replewicza może być nawiązaniem do tego, że Kolicki (prawdziwe nazwisko Klossa) przed wojną tam właśnie studiował. Pomijam już, jak abstrakcyjne jest zestawienie miejsca studiów pozytywnego bohatera serialu z miejscem urodzenia głównego czarnego charakteru zupełnie innej serii filmów, ale przede wszystkim to błąd merytoryczny, wynikający (żeby było zabawniej) z błędu samego Fleminga. Tenże bowiem napisał, że Blofeld urodził się w 1908 w Gdyni. Jak być może pamiętacie z lekcji historii, przed I wojną światową miasto Gdynia w ogóle nie istniało... Ale jednak co Gdańsk, to nie Gdynia. Skoro ja – który trochę orientuję się w kwestiach Bonda – bez trudu znalazłem ten i kilka innych drobnych błędów, to ile może ich znaleźć ktoś, kto zna się lepiej na historii zbrojnego oporu w Polsce?
"Stawka większa niż kłamstwo" to książka wymierzona w mit Armii Ludowej. I bardzo słusznie - to nie była przecież żadna armia, tylko garstka złych ludzi. Ale z pewnością można to było napisać ciekawiej, wiarygodniej, bez tych wszystkich naciągań i może nawet po prostu bez mieszania w to wszystko Klossa. Ja rozumiem, że dorastają w Polsce kolejne pokolenia odkłamywaczy, ale naprawdę, J-23? Czy nie dość mamy prawdziwej historii do odkłamania, by brać się za coś, co ewidentnie jest przygodową fikcją? Czy na Zachodzie wychodzą książki odkłamujące „Złoto dla zuchwałych”, „Parszywą dwunastkę”, „Tylko dla orłów"?
Ha, wyobraziłem sobie, że Tarantino w Polsce kręci „Bękarty wojny”, a potem Fronda wydaje książkę, która odkłamuje fabułę...