
Jak wiele można poświęcić w imię pożądania? Początek lat siedemdziesiątych, Pittsburgh. Paul, wrażliwy artysta z robotniczej rodziny, spotyka Juliana, charyzmatycznego, bogatego studenta. Ich intensywna relacja szybko przeradza się w obsesję, w której fascynacja miesza się z manipulacją i przemocą. Izolowani od świata, pogrążają się w destrukcyjnej więzi, która prowadzi do aktu nieodwracalnej przemocy. Bohaterowie powieści Nemerevera, podobnie jak najsłynniejsi kochankowie ze sztuki Szekspira, do której w tytule nawiązuje autor, doświadczają konsekwencji destrukcyjnej relacji i niekontrolowanych namiętności. Brutalne rozkosze to wybitna, porównywana do Tajemnej historii Donny Tartt, pełna napięcia powieść, ukazująca mroczne strony ludzkiej natury. Poruszająca historia szczerej miłości, w której najgłębsze wady i zalety bohaterów wzajemnie się napędzają, prowadząc do destrukcyjnych konsekwencji.
Premiera (Świat)
26 marca 2025Premiera (Polska)
26 marca 2025Polskie tłumaczenie
Jolanta KozakLiczba stron
448Autor:
Micah NemereverGatunek:
ThrillerWydawca:
Świat: Mova
Najnowsza recenzja redakcji
W swojej debiutanckiej powieści Micah Nemerever opowiada historię relacji dwóch nastolatków. Utalentowany Paul Fleischer mieszka z matką i dwiema siostrami. Rodzina jest pogrążona w żałobie po śmierci ojca Paula, policjanta. Okoliczności jego odejścia były tragiczne i nikt o nich nie rozmawia, dlatego trochę minie, nim się dowiemy, co się wydarzyło. Paul jest wycofany, wyalienowany i nieśmiały, choć już od samego początku daje się poznać jako wybuchowy: w szkole uderzył innego chłopaka w twarz drzwiami od szafki.
Na drugim biegunie tej relacji jest Julian Fromme, młodzieniec z bogatej rodziny, emanujący charyzmą i magnetyczną pewnością siebie. Między mężczyznami rodzi się więź, która szybko przeradza się z przyjaźni w coś znacznie bardziej intensywnego, ale też i destrukcyjnego. Ich relacja jest z jednej strony pełna pasji i intelektualnej symbiozy, z drugiej zaś naznaczona brutalnością i agresją.
Książka zaczyna się bowiem od sugestywnego prologu, w którym bohaterowie znają się już bardzo dobrze. Oferują pewnemu mężczyźnie podwózkę i ciepłą zupę. Szybko okazuje się, że zupa była z wkładką – mężczyźnie drętwieje ciało, a Julian wiąże mu nadgarstki. Gdybyśmy tego nie wiedzieli, pierwszą część książki czytałoby się właściwie jak romans i opowieść o życiu studentów w Pittsburghu lat 70. Jasne, dialogi między bohaterami bywają niepokojące, więc czytelnik i tak czułby, że coś tu nie gra, ale przez ten zabieg nie tylko czuje, a wie, do czego są zdolni Paul i Julian. Dlatego już od początku powieści każdą wymianę zdań, każde słowo przesiewamy przez sito uśpionej agresji czającej się w bohaterach. Zresztą w przypadku Paula, nie jest ona taka uśpiona, co Julian wykorzystuje, prowokując go do agresywnych zachowań.

Te brutalne rozkosze zgłębiają mnogość motywów, które pulsują w tle opowieści. Na czele są oczywiście queerowa tożsamość, ale także studium samotności i alienacji. Paul czuje się niezrozumiany i inny, niepasujący do świata, który ceni konformizm. Z kolei Julian jest uwikłany w rodzinne schematy i oczekiwania. Jego rodzice mają ułożony dla niego konkretny plan i pragną kontrolować jego życie, przez co chłopak czuje się w domu jak w więzieniu.
Książka mówi też o brutalności nastolatków, co jest tematem zawsze na czasie. Ostatnio rekordy popularności bije chociażby serial Dojrzewanie. Bohater netflixowej produkcji jest co prawda młodszy. Wydaje się, że źródło jego agresji tkwi w czym innym, ale czy na pewno? Można powiedzieć, że też czuł się wyobcowany, tylko w jego przypadku to uczucie wtrąciło go nie w ramiona wyniszczającej, obsesyjnej miłości, a internetowej manosfery. Na pewnym podstawowym poziomie źródło agresji było więc podobne: samotność i poczucie krzywdy.
Micah Nemerever zaserwował ucztę, która stymuluje umysł, prowokuje i zachęca do snucia interpretacji i filozoficznych dywagacji. Dlaczego planowanie zbrodni, które Paul i Julian rozpoczęli jako intelektualną rozrywkę, rodzaj gry, przerodziło się w autentyczny akt przemocy? O tej książce można tworzyć eseje; jestem pewien, że niejeden taki powstanie.
Na koniec musi się wylać kilka gorzkich słów o tłumaczeniu. Moją uwagę przykuło np. stwierdzenie „wiążemy luźne końce”, które w tym kontekście było dosłownym tłumaczeniem „tie up loose ends”. Taki idiom jednak w j. polskim nie istnieje, a szybkie googlowanie sugeruje „dopięcie na ostatni guzik” czy po prostu „zamknięcie wszystkich spraw”. To jednak drobnostka, błędów jest znacznie więcej, w tym całe brakujące zdania. Jest to niestety skaza na tej bardzo dobrej książce.
Pokaż pełną recenzję

