Twarda jak stal Morna Hyland, cyborg Angus Thermopyle i ocaleni członkowie załogi statku kosmicznego Fanfara powracają w ostatnim tomie cyklu Stephena R. Donaldsona
„Skok w zagładę: Dziś zginą wszyscy bogowie”. Poprzednie tomy przeprowadziły nas w oszałamiającym tempie przez całą Galaktykę i ten nie jest wyjątkiem.
Morna, jej wyhodowany przez obcych syn Davies, genetyk oraz mechanik Vector Shaheed, kompetentna Mikka i jej młody brat Ciro czekają na pokładzie Fanfary. Angus leży
nieprzytomny, być może na zawsze pogrążony w stanie stazy. Ciro pragnie zniszczyć statek, doprowadzony do szaleństwa przez mutageny wstrzyknięte przez Sorus Chateleine.
Min Donner, lojalna dyrektor Wydziału Operacyjnego obserwuje sytuację z pokładu uszkodzonego w walce krążownika Pogromca. Czy Morna jej zaufa? Czy oprogramowanie Angusa wysłucha jej poleceń? Kto z załogi Fanfary przeżył ucieczkę z laboratorium i walki, jakie po niej nastąpiły?
Tymczasem w siedzibie zarządu Kompanii Górniczych niezwykły pojedynek między dyrektorem Wardenem Diosem a Smokiem zmierza ku rozstrzygnięciu, ku Ziemi zaś zbliża się okręt wojenny Amnionu…
Premiera (Polska)
13 grudnia 2013Polskie tłumaczenie
Grzegorz KamerskiLiczba stron
0Autor:
Stephen R. DonaldsonGatunek:
Sci-FiWydawca:
Polska: MAG
Najnowsza recenzja redakcji
Niełatwo streścić fabułę tej ogromnej epopei kosmicznej, która zaczęła się niewinnie, kończy zaś wydarzeniami, które na zawsze zmienią świat przedstawiony w sadze. Aminion gotowy jest na wojnę i uzależnienie od siebie ludzi; na ziemi wybucha prawdziwa gorączka związana z pojawieniem się na jej orbicie zjawisk, których wielu się obawia. Gorączka ta sprawia, że najważniejsi polityczni gracze rzucają się do ostatecznego konfliktu, odkrywając wszystkie karty. W tych niespokojnych czasach wszyscy chcą ugrać dla siebie jak najwięcej i nie cofają się przed niczym – niektórzy z bohaterów zdejmują swoje maski, a czytelnik może poznać ich prawdziwe twarze. Niektórzy z Was mogli się domyśleć takiego obrotu spraw (uważnie przypatrując się działaniom postaci, można dostrzec pobudki, którymi kierują się od samego początku), inni z kolei będą więcej niż zaskoczeni.
Zawiodą się nieco ci, którzy od pierwszych stron ostatniej części "Skoków" liczą na gnającą na złamanie karku akcję. Jeśli kogoś niespecjalnie interesują polityczne rozgrywki, może się nieco nudzić – dopiero w drugiej części powieści wydarzenia zaczynają przyspieszać, i tak już jest do samego końca. Końca, którego z pewnością nikt się nie spodziewał; końca, któremu daleko do oklepanych happy endów. Zresztą całe szczęście. Wielu autorów ugina się pod presją i na siłę uszczęśliwia stworzonych przez siebie bohaterów – a przecież zdarzenia, których byliśmy świadkami od początku cyklu, sprawiły, że nic nie może skończyć się idealnie. Wszak dzieła Wagnera, na którego twórczości po części wzorował się Donaldson, również nie kończą się różowym zachodem słońca nad parą zakochanych. Zaznaczyć trzeba, że pisarzowi udało się zamknąć niemal wszystkie rozpoczęte wątki (choć nie wszystkie skończyły się tak satysfakcjonująco, jak by mogły), co sprawia, że ostatnia część nie budzi niedosytu, a z pewnością nie sprawia zawodu.
Czasem bohaterom Skoku w zagładę brakuje głębi; czasem zdaje się, że są zbyt sztampowi, potem jednak autor – manipulując czytelnikiem – sprawia, że znów wydają się nieprzewidywalni. Skok w zagładę, choć diametralnie różni się od poprzednich części, nie zawiedzie żadnego fana serii. Mimo że Donaldson nie może zostać nazwany mistrzem suspensu, to z pewnością w konstruowaniu go jest co najmniej dobry i oferuje nam kilka naprawdę doskonałych zwrotów akcji. Niezależnie od tego, czy rzeczywiście będzie to ostatnia część, czy też autor powróci jeszcze do wykreowanego przez siebie świata, nie można zamknąć tej książki bez uczucia satysfakcji. Czytelnikom niezaznajomionym z poprzednimi częściami mocno jednak odradzam sięganie po tę pozycję – najpierw trzeba przebrnąć przez początek tej epickiej space opery.