W brudnym, bezlitosnym Mieście Wyrzutków Jacques Peuplier, umięśniony i cichy prywatny detektyw, bada sprawę zniknięcia otyłej dziewczyny z przestępczego półświatka. Pomagają mu w tym przedmioty, których głos Jacques nie tylko słyszy, ale i może z nimi rozmawiać.
Premiera (Świat)
15 stycznia 2020Premiera (Polska)
15 stycznia 2020ISBN
978-83-8110-931-4Polskie tłumaczenie
Jakub SytyLiczba stron
96Autor:
Julien LambertGatunek:
KomiksWydawca:
Polska: Non Stop Comics
Najnowsza recenzja redakcji
Miasto Wyrzutków to wydana w dwóch tomach (Mężczyzna, który gromadził rupiecie i Chłopak, który zbierał stworzonka) frankofońska seria kryminalno-fantastyczna, którą napisał i narysował Julien Lambert. Komiks ten, choć nagradzany, przynosi jednak więcej rozczarowań niż satysfakcji z lektury.
Bohaterem Miasta Wyrzutków jest detektyw niemal rodem z powieści noir: samotny, ponury, niekoniecznie potrafiący znaleźć język z resztą społeczeństwa. Za to nie ma problemu z komunikacją z… przedmiotami. Tak, potrafi rozmawiać z nieożywioną materią, co bardzo przydaje się mu w pracy – wszak jest specjalistą od odnajdywania rzeczy zagubionych. Jego najnowsza sprawa dotyczy jednak ludzi, a konkretnie zaginięcia młodej dziewczyny. I tu zaczynają się schody. Na drodze stają mu przedziwni ludzie-pszczoły, szalony naukowiec, styka się ze światkiem przestępczym, natrafia na swego rodzaju młodzieżowy gang, a im bardziej zagłębia się w tajemnicę, tym bardziej staje się jasne, że panorama wydarzeń jest znacznie szersza.
Z powyższego opisu można wywnioskować, że Miasto Wyrzutków jest sprawnie skonstruowanym kryminałem, w którym wszystkie klasyczne elementy znajdują swoje miejsce. I faktycznie Lambert ogrywa wiele schematów fabularnych, czerpie z konwencji kryminału noir i osadza go w realiach łączących w sobie elementy cyberpunku, postapo i kilku jeszcze innych odłamów fantastyki. I chociaż w tej dwutomowej historii poszczególne elementu są nieźle przemyślane, to obraz całości jest rozczarowujący. Dla przykładu: świat początkowo wydaje się interesujący, ale z czasem okazuje się, że autor nie pozwala mu w pełni wybrzmieć, nie pogłębia go: to tylko makieta (choć udana, o czym później), w której toczą się wydarzenia. Podobnie jest z głównym bohaterem, który nie potrafi wzbudzić większych emocji, a jego losy stają się nam coraz bardziej obojętne wraz z rozwojem historii. Zresztą ta ostatnia też popada w schematy, których scenarzysta nie jest w stanie interesująco ograć.
W efekcie najmocniejszą stroną Miasta Wyrzutków jest klimat opowieści, uwypuklony za sprawą specyficznych, ale pasujących do autorskiej wizji rysunków. Mroczna metropolia stanowi udane tło dla tej historii, a pojawiające się tu i tam nawiązania do innych dzieł stanowią wartość dodaną. Aż chciałoby się, by towarzyszyła tej wizji bardziej interesująca, pogłębiająca świat opowieść.
Miasto Wyrzutków zapowiadało się interesująco, ale im bardziej zagłębiamy się w lekturę, tym wyraźniejsze stają się braki tej opowieści. Można przeczytać, kilka elementów zaintryguje, ale finalnie jednak pozostanie uczucie niedosytu.