Normanowie, Danowie, Rusini…obecnie znani jako wikingowie. Niezłomni wojownicy, których bała się cała Europa. Jednym z nich jest Thorfinn, syn Thorsa. Mimo swojego młodego wieku, rzadko kto może z nim się równać w walce. Kim jest ten chłopak, w którego oczach nie ma strachu, ale płonie nienawiść? Czemu zawdzięcza swoje umiejętności? Skąd pochodzi? “Saga Winlandzka” to epopeja, w której nie brak intryg, pokazanych z rozmachem scen walk, berserków czy Jomswikingów - elitarnych wojowników (niektórzy badacze twierdzą, że stacjonowali oni na Wolinie!). To też barwne, nierzadko historyczne, postacie - Thorfinn, Askeladd, Floki czy Leif. Zapraszamy na niesamowitą sagę, która zdobyła szereg nagród i jest uznawana za jedną z najlepszych serii o wikingach, jaka kiedykolwiek powstała!
Premiera (Świat)
1 stycznia 2017Premiera (Polska)
1 stycznia 2017Polskie tłumaczenie
Radosław BolałekLiczba stron
452Autor:
Makoto YukimuraKraj produkcji:
PolskaGatunek:
MangaWydawca:
Polska: Hanami
Najnowsza recenzja redakcji
Dawno dawno temu, na początku XI wieku, przez Europę przetaczały się liczne wojny. Czasem domowe, czasem między zwaśnionymi narodami, a czasem między próbującymi coś dla siebie ugrać najemnikami – Anglikowie nie przepadali za Walijczykami (z wzajemnością), Francuzi mieli problemy sami ze sobą… W rozliczne konflikty wmieszał się jeszcze jeden lud, pochodzący z Północy, znany dzisiaj jako wikingowie. Byli szaleńczo wręcz odważni, podbijając każdy możliwy skrawek ziemi, nie stroniąc przy tym od grabieży, mordów i gwałtów. Oczywiście nie można jednak generalizować, ponieważ zdarzali się wojownicy wielcy, których siła opierała się nie tylko na mięśniach, lecz również charyzmie i intelekcie. Mały Thorfinn, żyjący spokojnie na Islandii przekonał się o tym najlepiej, kiedy na własne oczy zobaczył, kim tak naprawdę jest jego ojciec, Thors. Ale po kolei…
Nastoletni Thorfinn żyje jedynie żądzą zemsty. Wygląda to co najmniej dziwnie, ale pracuje dla mordercy swojego ojca o imieniu Askeladd. Banda jego najemników bez skrupułów wykorzystuje każdą okazję, aby zarobić i przy okazji co nieco zdemolować. Thorfinn w zamian za pracę żąda od Askeladda możliwości pojedynku, aby pomścić śmierć ojca. Wygląda jednakże na to, że nieprędko mu się to uda… Ale jak to się stało, że beztrosko żyjący dzieciak z Islandii, mający matkę, siostrę i ojca wylądował u wikinga bez skrupułów, dysząc pragnieniem zemsty? Cóż, aby się tego dowiedzieć, trzeba sięgnąć po Vinland Saga #01 Makoto Yukimury. Wydawnictwo Hanami zdecydowało się na wydanie tej słynnej mangi w wersji dwutomowej, co oznacza, że pomimo ukazania się w Polsce dopiero dwóch tomów, tak naprawdę mamy do czynienia z czterema, co sprawia, że oba tomy zasługują na miano opasłe tomiszcze (przeszło 400 stron). Jest to już teraz zatem lektura okazała, co tylko się chwali, ponieważ trudno od dzieła Yukimury się oderwać. Początkowo mamy do czynienia z lekkim zarysowaniem fabuły, przechodzącym płynnie w bardzo długą retropskecję. Wracamy do czasów dzieciństwa głównego bohatera, dowiadując się, jak to się stało, że jego życie wywróciło się do góry nogami. Po czym od tomu drugiego znów wracamy do nastoletniego Thorfinna i wydarzeń o ogromnej randze – król Danii Swen postanawia podbić ziemię Anglosasów, a po obu stronach barykady staje ten sam lud, wikingowie. Wplątuje się w to wszystko nastoletni książę Kanut, zupełne przeciwieństwo Thorfinna, będącego bez mała maszyną do zabijania. Jak potoczą się dalsze losy licznych bohaterów, ciężko orzec. Od wydania dwóch pierwszych tomów Sangi Winlandzkiej minęło już trochę czasu, czytelnicy mają więc prawo być zniecierpliwieni, ponieważ to po prostu świetny komiks.
Początkowo miałam obawy, czy ciężki klimat nie przesłoni całkowicie wydarzeń, za sprawą licznej przemocy, krwi, odrąbywanych kończyn i tego typu innych atrakcji. To wszystko wcześniej wymienione owszem, występuje, jednak autor ma tę specyficzną umiejętność łączenia nawet najbardziej krwawej historii z dość pokręconym poczuciem humoru. Nie przeszkadzają też w odbiorze sami bohaterowie, o których zdanie nie tak łatwo sobie wyrobić. Część z nich to wręcz bardzo dziwne indywidua (walczący dla Anglii zdrajca Thorkell), dla których wojna jest zabawą i igraszką. Mamy też okazję bliżej przyjrzeć się osobie, która powinna być przecież głównym złym tej opowieści. Askeladd kryje za sobą jednak ciekawą historię, poza tym szkoda by było, gdyby Thorfinn szybko dokonał swojej zemsty, ponieważ jego wróg to chytrus pierwszej wody, czy po prosty cwany lis. Można narzekać w zasadzie jedynie co do samego Thorfinna – póki co nie przejawia on zbyt wiele ludzkich uczuć, a zemsta staje się zdecydowanie jego napędem motorowym, przez co to ten typ postaci, którą ma się ochotę potrząsnąć i wrzasnąć, że zabijanie to nie wszystko. Czytelnicy pewnie będą mieć również ambiwalentne uczucia w stosunku do pojawiającego się w tomie drugim księcia Kanuta, który nie ukrywam, bardzo intryguje swoim nieogarnięciem i nieśmiałością wręcz powalającego kalibru, co sprawia, że aż chce się wiedzieć, co będzie dalej (to znaczy, czy się w końcu ogarnie). Zwłaszcza, że historia przedstawiona w Sadze Winlandzkiej jest godna właśnie sagi – to pierwszorzędna lekcja historii o czasach i narodach, które na lekcjach historii występują na zasadzie no tak było.
Warto uprzedzić, że to manga tylko i wyłącznie dla dorosłych. Makoto Yukimura bez subtelności pokazuje świat ludzi, bez cienia wahania odbierającym innym życie i zdrowie, gwałcąc, rabując, paląc itd. Z tego powodu z jednej strony trudno polubić bohaterów w stu procentach, z drugiej jednak, wyraźnie widzimy, w jakich czasach przyszło im żyć. Jeżeli chce się obronić swoją rodzinę, ktoś inny musi umrzeć. Drugi człowiek, banda najemników, cała armia, wszystko jedno. Polityka miesza się z bitwami, a my śledzimy drogę bohaterów, próbujących utorować sobie drogę na wrogim terenie, aby przeżyć. No i zwyciężyć oraz przy okazji zarobić. Co do wojen – trzeba wspomnieć o stronie graficznej tej mangi, która wcale nie ustępuje fabule, o ile jej nie przewyższa. Warsztat autora jest pierwszorzędny i wszystko jedno, czy chodzi o krajobraz, pola bitwy, roślinki, zwierzęta, broń, odcinane kończyny, bohaterów, sceny akcji, sceny humorystyczne, wytrzeszczone czasem oczy postaci w jakiejś komicznej scenie… Saga Winlandzka to zdecydowanie jeden z najlepiej narysowanych komiksów, jakie kiedykolwiek ukazały się w Polsce. Polskie wydanie prezentuje się zresztą bardzo dobrze z racji dobrej jakości papieru i załączonych w obu tomach kilku kolorowych stron. Przyczepić się można jedynie sporadycznych literówek, niewymazanych japońskich onomatopei i przyciętych kadrów, jednak to rzadkie przypadki. Trzeba jeszcze wrócić do jednej kwestii, która pewnie nasuwa się niejednemu czytelnikowi, a mianowicie, czym właściwie jest ta Winlandia z tytułu mangi? Cóż, tego nie zdradzę… Aby się dowiedzieć, po mangę trzeba sięgnąć samemu, pomimo dość wysokiej ceny za tom (65 zł), jednak zapewniam, że warto (premiera tomu 3. już za pasem! Powstanie także adaptacja anime).