Saga Winlandzka, tom 3 – recenzja
Data premiery w Polsce: 6 kwietnia 2018Wszyscy miłośnicy mangi doczekali się wreszcie kontynuacji Sagi Winlandzkiej w postaci tomu trzeciego, będącego kolejnym zbiorem dwóch oryginalnych tomików – przepełnionych akcją, trzeba dodać.
Wszyscy miłośnicy mangi doczekali się wreszcie kontynuacji Sagi Winlandzkiej w postaci tomu trzeciego, będącego kolejnym zbiorem dwóch oryginalnych tomików – przepełnionych akcją, trzeba dodać.
Thorfinn wraz z Askeladdem grzęźnie w zasypanej angielskiej wiosce, a na ich plecach czuć już oddech ścigającego ich Thorkella, mającego chrapkę na księcia Kanuta. Rozpoczyna się dramatyczny wyścig z czasem i sprytnym przeciwnikiem… Krew leje się gęsto, a odrąbane kończyny są tu normą.
Trzeci tom Vinland Saga #03 to już zwarta historia z jedną małą retrospekcją, rzucającą światło na kolejny nieznany Thorfinnowi epizod z życia swojego ojca. Dowiadujemy się, że Thorkell także znał Thorsa, co więcej, uwielbiał go za jego siłę. Nie przeszłość jest jednak ważna, a teraźniejsze wydarzenia. Nieoczekiwanie ludzie Askeladda buntują się, co skutkuje niesamowitym pojedynkiem pomiędzy kipiącym od gniewu Thorfinnem a Thorkellem. Niezbadane są wyroki boskie, skoro stawką w tej o dziwo wyrównanej walce jest sam Askeladd. Cały trzeci tom jest właśnie przepełniony walką, a chwil na zaczerpnięcie oddechu nie ma zbyt wiele. Jedna z nich także zostaje brutalnie przerwana i czytelnicy nie mają innego wyjścia jak pożegnać dość szybko jednego, o ile nie jedynego naprawdę sympatycznego bohatera, Ragnara. Decyzja Askeladda o jego zabiciu nie wydaje się do końca sensowna i logiczna, trzeba jednak pogodzić się z losem, który zgotował mu autor mangi, Makoto Yukimura.
Śmierci jest zresztą w tym tomie mnóstwo – giną nawet postacie kompletnie drugoplanowe, ale bardzo wyraziste, jak człowiek obdarzony genialnym słuchem, Ucho. Zdecydowanie to przełomowy moment w całej historii i wyraźnie widać, że opowieść dopiero teraz zaczyna się rozkręcać za sprawą bohatera, na którego nie stawiał nikt. Książę Kanut był przeze mnie wcześniej oskarżony o kompletne nieogarnięcie. Cóż, okazało się, że ogarnął się znacznie wcześniej, niż można było się tego spodziewać. Jego relacja z Ragnarem jest przedstawiona naprawdę wzruszająco i tym bardziej szkoda, jak szybko się zakończyła. Można jednak zarzucić autorowi mangi, że moment przemiany księcia jest zbyt gwałtowny. To nie powolny proces, lecz efekt kilku zdarzeń i jednej rozmowy z dość niestandardowym księdzem, którego opinie coraz bardziej odbiegają od tego, czego spodziewa się usłyszeć od duchownego. Nagle książę staje się wręcz despotyczny – poza tym, że nabiera pewności siebie, wydaje się już zupełnie innym człowiekiem. Troszkę się to gryzie, choć ofiara losu, jaką był Kanut wcześniej mogło lekko drażnić. Co ciekawe, to on nadaje nowy kierunek całej historii i wszystkim bohaterom. Oto nowy pretendent do tronu Danii, który nie ma innego wyjścia, jak zgładzić własnego ojca, w innym wypadku to on pożegna się z życiem. Szkoda, że na razie inna postać, ukazana zresztą na okładce, Thorfiinn, miała czas wykazać się tylko w walce. Pewnie na utemperowanie jego charakteru trzeba będzie jeszcze trochę poczekać.
Pod względem graficznym nic się nie zmienia – to wciąż niesamowicie narysowany komiks, którego każdy kadr cieszy oczy. Sceny walki to wręcz majstersztyk, ponieważ dynamiczne linie nadają rysunkom takie wrażenie ruchu, iż ma się chwilami wrażenie, że to nie nieruchome kadry, a… anime. W każdym razie lepiej oddać akcji się już chyba nie da. Wydaniu także nie można niczego zarzucić – wydawca postanowił po raz kolejny dołączyć kilka kolorowych stron, a literówek nie stwierdzono. Teraz nie ma innego wyjścia, jak czekać na następny tom tej porywającej historii oraz serialową adaptację, niedawno przecież zapowiedzianą przez Wit Studio (Attack on Titan).
Źródło: zdjęcie główne: Hanami
Poznaj recenzenta
Karolina SzenderaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat