Vision jest syntezoidem, czyli androidem korzystającym z syntetycznych ludzkich narządów i krwi. Jego twórcą jest Ultron, który przy jego użyciu zamierzał zniszczyć Avengers. Vision zwrócił się jednak przeciw swojemu twórcy i od tamtej pory walczy w szeregach superbohaterskiej drużyny. Wraz z żoną i dwojgiem dzieci Vision postanowił osiąść na amerykańskiej prowincji i wieść zupełnie zwykłe, spokojne życie. Niespodziewany atak uruchomi lawinę zdarzeń, które szybko obrócą ten plan wniwecz… Dlaczego wszystko się posypało? Co do tego doprowadziło? Czy był to przypadek? A może fatum?
Premiera (Świat)
27 lutego 2019Premiera (Polska)
27 lutego 2019Polskie tłumaczenie
Marceli SzpakLiczba stron
272Autor:
Gabriel Hernandez Walta, Tom King (1) więcejKraj produkcji:
PolskaGatunek:
KomiksWydawca:
Polska: Egmont
Najnowsza recenzja redakcji
Scenarzysta Tom King wziął się tak jakby znikąd. Nie ma bogatego dorobku pisarskiego, w branży siedzi raptem od kilku lat, ale jest za to byłym pracownikiem CIA, co w zasadzie nijak się ma do jego nabierającego rozpędu talentu. W zeszłym roku coraz głośniej było słychać o jego Mister Miracle, uznawanym przez wielu czytelników za wielkie wydarzenie, my jednak w tym czasie mieliśmy jedynie do czynienia z Batman #01: Jestem Gotham z DC Odrodzenie, za którego Tom King wcale nie zbierał samych przychylnych ocen, a wręcz odwrotnie. Tymczasem, nie wiedząc do końca, jaka nas czeka lektura, sięgamy po Vision, otrzymując nieoczekiwane arcydzieło, podobne z ducha tym, którymi niegdyś obdarowywał nas Alan Moore.
Podobieństw między twórczością obu panów nie da się ukryć. Obaj obdarzają nas historiami, w których każdy detal, który z początku może być uznany jedynie za niewiele znaczące tło opowieści, w jej finale może wybrzmieć z zaskakującą siłą. King stawia na powolne i konsekwentne budowanie złożonej wizji. Wyłania się z niej metafora człowieczeństwa, odgrywana na przykładzie rodzinnych dramatów postaci, które wydawało by się wcale do takiego modelu nie pasują. Ale przecież dobrze pamiętamy, jak mądrze o takich sprawach opowiadał Blade Runner, w którym najważniejsze myśli o człowieczeństwie przekazywał nam bohater stworzony ludzką ręką. Vision być może tym jest właśnie dla współczesnego komiksu, czym Łowca androidów był dla kina. Opowieścią sięgającą głęboko w ludzką duszę i psychikę przy pomocy bohaterów, którzy teoretycznie zamiast prawdziwych uczuć, posiadają tylko ich symulacje. Jak ta sztuka udała się Kingowi?
Musiało zacząć się od zaskakującego punktu wyjścia. Oto Vision wraz ze swoją rodziną (spokojnie, wszystkiego się z czasem dowiemy, czyli skąd u superbohatera nagle rodzina), żoną, córką i synem wprowadzają się na spokojne przedmieście, pragnąc zakosztować normalnego, ludzkiego życia. Czy taki pomysł - i scenarzysty, i Visiona - może skończyć się dobrze? Niby podskórnie oczekujemy na komplikacje, ale to, co funduje nam King, to podszyty Szekspirem moralitet, w którym miejsce religii i Boga zajmują logiczne kalkulacje maszyn próbujących żyć jak ludzie. W zetknięciu z ludzką nieprzewidywalnością ów sposób życia oparty na logice i braku emocji rozsypuje się niczym domek z kart, prowadząc rodzinę Visionów na ścieżkę ku samozagładzie. Bo kiedy kalkulacje biorą w łeb, pozostają i ludziom i - jak się okazuje - maszynom uczynionym na ludzkie podobieństwo, czysto człowiecze emocje i odruchy.
Precyzja, z jaką King tka narrację swej opowieści, ubierając ją w wyważone słowa robotów, jest po prostu dojmująca. Pomaga w tym zaskakująca, statyczna kreska Gabriela Hernandeza Valty, pozostająca gdzieś w zawieszeniu między dosłownością współczesnej komputerowej (bezdusznej?) grafiki, a delikatnością konturów, którą zazwyczaj zapewniają plansze rysowane ołówkiem. Swoje robi też kolorystyka, uciekająca od typowej dla superbohaterszczyzny feerii jaskrawych kolorów. W Visionie wszystko jest stonowane, mało ekspresyjne, chyba że w historii pojawiają się nagle wspomnienia bohaterów, nadając opowieści nowego, dynamicznego tonu.
Mimo kameralności Visiona, zobaczymy tu zaskakująco wielu superbohaterów, bo historia, bądź co bądź, prowadzi do oczekiwanej eskalacji i konfrontacji. Konfrontacji przeróżnych jest tu zresztą mnóstwo, uwalniając w ten sposób owe określenie od typowo superbohaterskich konotacji. Konfrontacja wobec niewygodnej prawdy, konfrontacja poszczególnych wersji wydarzeń poszczególnych bohaterów, konfrontacja własnych przekonań z rzeczywistością - jak widać nie chodzi tu tylko o prostą konfrontację dobra ze złem, co tym samym wyprowadza Visiona na artystyczny szczyt komiksowych, superbohaterskich albumów.
A zatem Tom King dzięki Visionowi dzieli miejsce razem z Alan Moore i jego Watchmen i Miracleman, czy też z Daredevil, book 1 Brian Michael Bendis. Spójrzmy na wspólny mianownik ich opowieści. To po prostu smutne historie, które przełamują superbohaterski sztafaż dając nam opowieści o cierpieniu ludzi skazanych na bycie współczesnym herosem. King pogłębił tę wizję, pogłębił tematykę dzięki wprowadzeniu do tego panteonu bohatera, z którego zdawało by się, nie da się dużo wykrzesać. A jednak. Vision zasmuci i wstrząśnie niejednym czytelnikiem, ale jednocześnie zachwyci przedstawioną w nim, artystyczną wizją. Rzadko, bo rzadko, ale czasami w zalewie superbohaterskich opowieści, od których oczekujemy przede wszystkim dobrej, nieskrępowanej rozrywki, trafia się dzieło, które po prostu zachwyca i formą, i przede wszystkim swoją wymową.