Nowy zbiór opowiadań Andrzeja Pilipiuka.
Premiera (Świat)
28 czerwca 2017Premiera (Polska)
28 czerwca 2017Liczba stron
400Autor:
Andrzej PilipiukKraj produkcji:
PolskaGatunek:
FantasyWydawca:
Polska: Fabryka Słów
Najnowsza recenzja redakcji
Pilipiuk Wilcze leże powraca z dziewiątą książką opowiadań „niejakubowych”, a także dawką dobrej literatury pełnej tajemnic, zaskoczeń, mistycyzmu oraz wiedzy, jest też szczypta humoru. Swoją drogą opowiadań „jakubowych" wyszło osiem, toteż można zakładać, że kolejna książka będzie właśnie o wiejskim bimbrowniku-egzorcyście, choć Fabryka Słów zapowiada Andrzejową niespodziankę.
Opowiadania ze Światów Pilipiuka – bo tak, oficjalnie, nazywa się cykl książek, w których mamy zbiory krótkich form literackich powstałych spod pióra Wielkiego Grafomana (sam autor się tak nazwał, więc to nie obraza, a fakt) jak zwykle mają kilku stałych bohaterów.
Jest doktor Skórzewski - lekarz medycyny, który bada niezwykłe przypadki, leczy ludzi i przypadkowo non stop trafia na zjawiska nadprzyrodzone, często nawet o tym nie wiedząc. Jest Paweł Nowak - expolicjant z wydziału zabójstw, który (podobnie jak Skórzewski) trafia często na sprawy trudne, niewytłumaczalne, fascynujące z punktu widzenia czytelnika. Jest wreszcie Robert Storm (mój ulubieniec) - poszukiwacz tego, czego pozornie znaleźć się nie da, miłośnik historii, renowator mebli i domorosły introligator. Ale chyba najlepiej brzmi tu określenie - nadwiślański Indiana Jones.
Jest też stały bohater właściwie wszystkich książek Pilipiuka - fantastyka (czyt. tajemnica i to, czego nie ma.... a może jest, tylko o tym nie wiemy), bohater wymagający i wielowątkowy, ale subtelnie tylko wychylający nos spomiędzy kartek tej książki, by w pewnym momencie wyskoczyć z głośnym „Tadam!!!!”.
Zbiór czyta się błyskawicznie, gdyż historie (o nich za chwilę) mają tak wciągającą moc, że nie sposób przerwać opowiadanie w połowie. A jak już skończysz jedno, chcesz choćby zobaczyć, o czym jest kolejne, więc czytasz kilka następnych stron i znów nie możesz się oderwać. Zanim się obejrzysz, książka się kończy, a za oknem wstaje świt (tak było w moim wypadku, bo skończyłem około piątej rano, a do pracy miałem na dziewiątą). Wciąga ta książka tak jak biblioteka wciąga Storma, gdy ten szuka rozwiązania tajemnicy lub wyłuskuje ślady dawno zapomnianych książek czy przedmiotów.
Przez książkę ciągnie się też wątek miłosny i to z wywołanym Stormem w roli głównej, a ten, kto czytał już jakieś opowiadania o nim, wie, że Robert jest takim samym znawcą sztuki podrywu, co zając szarak znawcą fizyki kwantowej. Storm jest też bohaterem największej liczby opowiadań w tym zbiorze i to jest tylko na plus dla książki, gdyż ten nasz europejski Indiana Jones ma w sobie pasję do odkrywania tajemnic, nawet tych najtrudniejszych, a Ty czytelniku chcesz razem z nim te tajemnice rozwiązać. Spędza dni całe w bibliotekach, antykwariatach, spotykając się z ludźmi mogącymi wiedzieć cokolwiek w sprawach, którymi się zajmuje, a nie są to byle jakie sprawy. Ot choćby, szuka mini czołgu w stawie czy jeziorku, a znajduje malucha (dla młodszych czytelników - maluch to taki samochód produkcji polskiej, w czasach PRL bardzo popularny, taki komunistyczny odpowiednik fiata 500) z kierowcą w środku, rzecz jasna martwym. Szuka spokoju i ciszy w Alpach, gdzie odpoczywa i znajduje austriackiego żołnierza - zwiadowcę z czasów II wojny światowej. Idzie na warszawską Pragę i znajduje dosyć mistyczny sposób ucieczki przed ogonem, który go śledzi, a policja następnego dnia znajduje kilka trupów na owej Pradze. Generalnie Storm, skromny, genialny historyk o wiedzy tak ogromnej, że sam mógłby napisać całą Wikipedię, szuka zaginionych rzeczy a znajduje śmierć, toteż nie dziwne, że jego dobrym znajomym jest policjant z wydziału zabójstw, który chce go zeswatać z własną siostrą, czy skutecznie? .... przeczytaj i sprawdź sam.
A propos zabójstw, to jest tu opowiadanie o samo zmumifikowaniu (chyba właśnie wymyśliłem nowe słowo), świetnie napisana historia o tym, jak student chemii z zamiłowaniem do historii Egiptu potrafił zrobić mumię z ... siebie. To nie spoiler, wiadomo o tym właściwie od pierwszych zdań opowiadania a majstersztykiem jest to, jak Pilipiuk prowadzi Ciebie Czytelniku do pobudek, jakimi kierował się ów chłopak.
Skórzewski ma tu swoje dwa odpowiadania i jak zwykle ociera się o to, czego teoretycznie nie ma, a jednak.... fantastyka nagina prawa wszechświata. Czy Skórzewski dzięki aparatowi do rentgena odkryje wreszcie raz na zawsze wilkołaki? Czy pozna nowatorskie metody przywracania ludziom po amputacji dłoni sprawności w chwytaniu? Doktor poznaje młodego, genialnego chirurga, ale czy nie aż zbyt genialnego i doskonałego? Tajemnica, goni tajemnicę, a Skórzewski stara się tylko przeżyć.
Wreszcie jest też tytułowe, a zarazem najdłuższe opowiadanie. Świetny kawałek historii pokazujący to, co dzieje się w głowie młodej żydowskiej dziewczyny podczas wojny, gdy Niemcy... no cóż, historia ma też swoje krwawe pełne łez karty. Dziewczynie udaje się uciec do lasu, gdzie znajduje ją młody chłopak, który jest świetnie przygotowany do życia w lesie, ma tam ukryte swoje schronienie, wilcze leże. Pomaga on dziewczynie przetrwać, dzieli z nią emocje, mieszkanie i czas, chroni ją i dba, ale ostrzega ją, że ma mroczną tajemnicę.... bez spoilerów.
Ostatnie opowiadanie znam na pamięć, nie dlatego, że mam ją dobrą, ale dlatego iż opowiadanie liczy sobie wszystkiego dwadzieścia dwa słowa.
Zbiór oceniam wysoko, gdyż czyta się szybko, wręcz błyskawicznie - to literatura na jeden wieczór, mimo blisko czterystu stron. Wysoka ocena to również zasługa Roberta Stroma, który jest genialnym odkrywcą zapomnianego, a Andrzej Pilipiuk równie świetnym twórcą tegoż polskiego Indiany Jonesa. Tajemnice wciągają a puenty zaskakują. Zapraszam do lektury.