Studio Massive Monster postanowiło połączyć dwa diametralnie różne gatunki gier: symulator zarządzania społecznością oraz nastawioną na akcję grę roguelike. Efektem tego jest Cult of the Lamb, jedna z najciekawszych produkcji niezależnych tego roku.
Tytułowy baranek to sympatyczna puchata kulka. Mogłoby się wydawać, że nikt nie będzie chciał go skrzywdzić. Pozory mylą, bo na samym starcie widzimy go w wyjątkowo niesprzyjających okolicznościach: ma zostać złożony w ofierze. Z beznadziejnej sytuacji ratuje go nieznajomy, stawiając protagoniście pewien warunek: ma on stworzyć kult wielbiący tajemniczą postać. Cult of the Lamb już od samego początku daje graczowi mocno do zrozumienia, że to produkcja, w której urocza oprawa przeplata się z wyjątkowo mrocznymi treściami, choć oczywiście podanymi w specyficznej, pełnej humoru formie.
Fabularne wprowadzenie jest niezwykle krótkie, stanowi przede wszystkim przedstawienie najważniejszych założeń tego świata. Jednocześnie wskazuje na to, czym zajmiemy się przez kolejnych kilkanaście godzin: rozbudową kultu i walką z fałszywymi prorokami. Zaraz potem trafiamy w centrum rozgrywki, która również łączy ze sobą kilka diametralnie różnych gatunków i robi to w sposób naprawdę fantastyczny, bo gdy tylko zaczyna dopadać nas choćby minimalne znużenie, to nic nie stoi na przeszkodzie, by dla urozmaicenia zająć się czymś zupełnie innym.
Fabuła
7/10
Dwa główne elementy Cult of the Lamb to zarządzanie kultem oraz przemierzanie lochów. Pierwszy z nich najłatwiej przyrównać do mieszanki prostego city-buildera z Animal Crossing. Pozyskujemy materiały, a następnie przeznaczamy je na budowę kolejnych obiektów, które pełnią przeróżne funkcje. Wśród nich znajdziemy między innymi namioty i domy będące schronieniem dla naszych wyznawców, farmy zapewniające żywność, ale też... rytualne kręgi do przyzywania demonów czy nawet doły, które zmarłych nieszczęśników przerabiają na kompost. Do tego dochodzą prościutkie "opcje społecznościowe", bo dbanie o dobre relacje z członkami naszej społeczności popłaca. Dzięki temu awansują oni na kolejne poziomy doświadczenia, a także są mniej skłonni do buntowania się i głoszenia treści, które mogłyby podkopać autorytet baranka.
Wyznawcy to w ogóle bardzo interesująca część dzieła deweloperów z Massive Monster. Pozyskujemy ich na kilka sposobów, ale przede wszystkim w trakcie przemierzania lochów. Później musimy tylko poddać ich indoktrynacji (oraz opcjonalnie - zmienić ich wygląd, korzystając z prostego edytora) i już stają się członkiem naszego kultu. Początkowo wydaje się, że to jedynie siła robocza, którą wykorzystujemy do prostych prac, ale z czasem odkrywamy kolejne mechaniki. Mieszkańców naszej osady możemy poddawać rytuałom, wysyłać na specjalne misje, a nawet składać w ofierze. Co więcej, podczas swojego żywota muszą oni spać, jeść i wydalać. Tak jak my starzeją się, chorują i umierają. Sporo tego, ale poszczególne mechaniki wprowadzane są stopniowo, przez co mamy czas, by do nich przywyknąć i nie poczuć się przytłoczonymi.
Jednym z kluczowych "surowców" jest wiara wyznawców. Modły ku tajemniczemu nieznajomemu zapewniają "paliwo" pozwalające piąć się coraz wyżej w dwóch drzewkach: jednym, w którym odblokowujemy kolejne budowle, oraz drugim, zwiększającym bojowy potencjał odzianego w wełnę protagonisty. Wszystkie te systemy idealnie ze sobą współgrają. Dzięki temu udało się osiągnąć niezwykle satysfakcjonujący gameplay loop: napędzające siebie nawzajem elementy, które sprawiają, że od ekranu trudno jest się oderwać, na dodatek wzbogacone o dodatkowe zabawy w postaci gry w kości czy łowienia ryb. Mimo tego po kilku godzinach zaczyna wkradać się pewna powtarzalność (zwłaszcza przy zarządzaniu wyznawcami), która niektórych może nieco zmęczyć.
Drugim z filarów, na których opiera się Cult of the Lamb, są krucjaty będące źródłem materiałów, nowych wyznawców oraz sposobem na posuwanie do przodu "wątku fabularnego". W największym skrócie jest to przemierzanie lochów utrzymane w formule roguelike. Lokacje są losowo generowane, przez co każde podejście wygląda nieco inaczej. Różnią się rozmieszczeniem "pokoi", a także rodzajami broni, wyposażeniem i kartami tarota, które oferują przeróżne wzmocnienia. Na końcu każdej ekspedycji czeka nas starcie z minibossem lub jednym ze wspomnianych wcześniej fałszywych proroków. I to właśnie ci ostatni stanowią główne wyzwanie i potrafią napsuć sporo krwi. Cała reszta jest dość przystępna na domyślnym, normalnym poziomie trudności, ale najpotężniejsi z wrogów wymagają skupienia, zręczności i odpowiedniego reagowania na ich ruchy. Na szczęście porażka nie jest zbyt dotkliwa: wypady trwają maksymalnie kilkanaście minut, a po zgonie po prostu wracamy do naszej bazy i tracimy tylko 25% przedmiotów pozyskanych w trakcie ekspedycji. Nie ma więc mowy o frustrowaniu się czy chęci rzucenia kontrolerem w ścianę. Ot, po prostu machamy ręką i podejmujemy kolejną próbę.
Rozgrywka
9/10
Jakiś czas temu twórcy podzielili się filmikiem, który pokazuje, jak Cult of the Lamb ewoluowało od prototypu do obecnej wersji. Eksperymenty ze stylem graficznym popłaciły, bo autorom gry udało się stworzyć coś naprawdę miłego dla oka i wyróżniającego się na tle konkurencji, wśród której dominuje przede wszystkim pikselart. Tu zaś dostajemy kreskówkową oprawę, która przez projekty postaci, wyraźną kreskę i poruszaną tematykę nasuwa mi skojarzenia z Happy Tree Friends i innymi animacjami przeznaczonymi dla dorosłych widzów. W połączeniu z zabawnymi animacjami działa to świetnie, podkręcając zarówno humor, jak i te "mroczniejsze" sceny.
Sporym zaskoczeniem okazała się muzyka - spodziewałem się nijakiego "plumkania", a dostałem coś znacznie lepszego. Ścieżka dźwiękowa, za którą odpowiada artysta skrywający się pod pseudonimem River Boy, jest naprawdę wyjątkowo klimatyczna i świetnie łączy nastrojowe kompozycje ze współczesnymi brzmieniami. Ciekawym zabiegiem było również danie bohaterom "głosu" - postacie w świecie gry nie porozumiewają się jednak w żadnym ludzkim języku, a komunikują się przy pomocy dźwięków przypominających te wydawane przez bohaterów Animal Crossing. To prosta i niewielka rzecz, ale idealnie pasuje do przyjętej stylistyki.
Oprawa
9/10
Oprawa
9/10
Fabuła
7/10
Rozgrywka
9/10
Oprawa
9/10
Już po zapoznaniu się z przedpremierowym wycinkiem Cult of the Lambpisałem, że jest to gra z potencjałem na zostanie jedną z największych niespodzianek tego roku. Po spędzeniu około 20 godzin z pełną wersją gry podtrzymuje to zdanie. To świetna produkcja, która opiera się na solidnych i sprawdzonych fundamentach rozgrywki, ale łączy je ze sobą z takim wyczuciem, że całość staje się doświadczeniem nie tylko przyjemnym i satysfakcjonującym, ale również zaskakująco świeżym.
Plusy:
+ wciągająca rozgrywka;
+ świetnie łączy cechy kilku gatunków;
+ spora dawka humoru;
+ klimatyczna oprawa.
Minusy:
- powtarzalność niektórych elementów nie każdemu przypadnie do gustu.