Międzygalaktyczny Turniej Sztuk Walki z odcinka na odcinek przybiera na intensywności. Vegeta w końcu ma okazję zademonstrować efekty swojego treningu pod okiem Whisa.
W dwóch recenzowanych odcinkach
Dragon Ball Super rolę pierwszych skrzypiec przejął Vegeta - jako następny w kolejności zawodnik Beerusa zastępuje na macie pokonanego Piccolo. Jako niepoprawna fanka tej postaci byłam z tego powodu bardzo szczęśliwa, a choć sam pojedynek z Frostem był dla mnie wielkim zawodem, to kolejna walka zrekompensowała emocjonalne straty.
Muszę przyznać, że kiedy Vegeta wyraził chęć podjęcia walki z Frostem, moja wyobraźnia wybiegła daleko poza scenariusz. Stało się dla mnie oczywiste, że byłby to idealny moment na osobistą zemstę księcia Saiyan. Nastawiałam się na zdecydowanie dłuższą i krwawszą potyczkę, jednak twórcy postanowili uderzyć w całkiem inne tony. Nie zrozumcie mnie źle – z punktu widzenia ewolucji charakteru Vegety obrana przez nich forma zemsty świetnie wkomponowuje się w plan, konsekwentnie realizowany względem tej postaci. Vegeta nie torturuje substytutu swojego nemezis, nie czerpie przyjemności z dręczenia Frosta, szybko kończąc pojedynek skutecznym i efektownym ciosem, który pozbawia przeciwnika jedynie przytomności. Jak sam zainteresowany oznajmia: „Nie zniżę się do jego poziomu”. Mimo to jednak poczułam lekki zawód nijakością owej zemsty, choć doceniam sam pomysł i jego realizację.
No url
Frosta na ringu zastępuje Metalowy Człowiek – Magetta. Najlepsza część tej walki rozgrywa się w 36. odcinku, staje się ona bowiem interesująca pod względem strategicznym. Wszak istotą Turniejów Sztuk Walki jest nieobliczalność każdego zawodnika. Nie wiadomo, jaką technikę zastosuje dany przeciwnik, przez co nigdy nie można być pewnym wygranej. Magetta jest – najprościej rzecz ujmując - dziwnym osobnikiem. Jego wygląd sugeruje, iż jest zwyczajnym robotem, jednak krótka konwersacja pomiędzy bogami 6. i 7. Wszechświata rozwiewa te wątpliwości. Niemniej jednak aparycja Magetty z całą pewnością działa na jego korzyść. Zostaje to udowodnione niejednokrotnie. Vegeta dwoi się i troi, aby odnaleźć jego najsłabszy punkt. Tym razem twórcy również korzystają z okazji i podkreślają niestabilność charakteru Kosmicznego Wojownika. To przede wszystkim urażona duma doprowadza do jego zwycięstwa. Agresja Vegety i jego buta przewyższają niezwykłą siłę Magetty, chociaż to głównie jego niesportowa uwaga względem postaci Metalowego Człowieka doprowadza do definitywnego zwycięstwa na rzecz Beerusa. W ostateczności więc to trudny charakter wojownika bierze górę nad rozsądkiem i spokojem.
Oba odcinki odzwierciedlają to, co najlepsze w Turniejach – niepozorna walka przekształca się w emocjonującą rozrywkę. Poboczne wątki dodatkowo podgrzewają atmosferę. Krótka sprzeczka pomiędzy Frostem a Hitem upewnia nas w przekonaniu, że płatny zabójca jest niebezpiecznym asem w rękawie Champy. Ponadto sytuacja wokół Monaki zaczyna się robić nieco niezręczna (przez co jeszcze bardziej zabawna). Nienaturalne zachowanie Beerusa względem swojego najgroźniejszego zawodnika sugeruje, iż różowoskóry kosmita może okazać się jedynie zasłoną dymną dla prawdziwych planów Boga Zniszczenia. Na rozwiązanie tej zagadki przyjdzie nam jednak jeszcze trochę poczekać.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h