Four Good Days z Milą Kunis i Glenn Close to opowieść o trudnej relacji między matką a uzależnioną od narkotyków córką. Jak wypada produkcja?
Cztery dobre dni to dramat z 2020 roku, w którym w rolach głównych grają
Glenn Close i
Mila Kunis. Aktorki wcielają się w duet matki i córki, które los postawił przed (kolejną już zresztą) poważną próbą walki z nałogiem narkotykowym. Gdy zrujnowana latami zażywania heroiny Molly po raz wtóry puka do drzwi domu rodzinnego, jej nauczona doświadczeniem matka początkowo ma duże opory, by ponownie jej zaufać. Rozpaczliwa determinacja dziewczyny rozbudza jednak w Deb iskierkę nadziei, w związku z czym kobieta decyduje się wesprzeć swoje dziecko w walce, która - co widać na pierwszy rzut oka - nie będzie należała do łatwych. Reżyserem produkcji jest
Rodrigo García, który ma w swoim dorobku kilka znanych dramatów (
Ocaleni,
Matka i dziecko).
Choć film porusza dość emocjonalne wątki, jest stosunkowo bezpieczny w przekazie. Poza niepokojącą (i naprawdę dobrą) charakteryzacją Mili Kunis trudno znaleźć tu elementy, które szczególnie by przerażały lub poruszały. Jest poprawnie, ale bez fajerwerków - produkcja w głównej mierze bazuje na grze aktorskiej i miło mi stwierdzić, że na tej płaszczyźnie obydwie aktorki naprawdę dają z siebie wszystko. Close w roli matki jest bardzo wiarygodna i potrafi samym spojrzeniem pokazać złamane serce swojej bohaterki. Kunis natomiast błyszczy przede wszystkim w scenach głodu narkotykowego, wylewając z siebie lawinę emocji - choć na uwagę zasługuje też "trzeźwy", bardzo trudny monolog w szkole.
Pomijając jednak sam fakt gry aktorskiej, z łatwością można tutaj zauważyć prostotę scenariusza - film skonstruowany jest bardzo przewidywalnie i w zasadzie nie oferuje żadnych zwrotów akcji czy zaskakujących momentów. Historia jest raczej statyczna i poza paroma wybuchami w konfrontacji matki z córką nie dzieje się tu nic szczególnego. Przez niewiele ponad półtorej godziny towarzyszymy bohaterkom w tytułowych czterech dniach detoksu, które polegają głównie na ich wzajemnych rozmowach - nieuniknione kryzysy postanowień są tutaj raczej nieszkodliwe i ograniczają się w zasadzie do paru przykrych słów wyrzuconych we wzajemnych kierunkach. Nie sposób nie dostrzec, że twórcy nieco wygładzili rzeczywistość, jaka towarzyszy osobom uzależnionym - jest bezpiecznie, dość sterylnie, zaskakująco łagodnie jak na tak mocny temat. Czuć tutaj trochę niewykorzystany potencjał - tego typu historie mają szansę przekazać bez porównania większy ładunek emocjonalny niż miało to miejsce tutaj. Na plus natomiast zapisać można ścieżkę dźwiękową - w zasadzie przez cały film w tle przewijają się bardzo przyjemne dźwięki muzyki filmowej autorstwa Edwarda Shearmura. Muzyka jest bardzo nostalgiczna - dobrze ilustruje i wpasowuje się w temat i przynajmniej ona budzi rzeczywiste smutne emocje.
Cztery dobre dni to film przeciętny - na pewno nie zły, jednak nie jest też rewelacyjny. Twórcy skupili się przede wszystkim na obyczajowym wątku rodzinnym, co niestety zrobili trochę kosztem samego tematu uzależnienia od narkotyków. Jak na historię opisującą dramatyczną walkę o życie jest to dość pobieżne; jak na portret relacji rodzinnych - trochę zbyt powolne, monotonne i wtórne. Reżyser, poświęcając fabułę wyłącznie relacji matki i córki, lekceważy poboczne wątki dzieci czy partnera Molly, a szkoda, bo przez to całość sprawia wrażenie napisanej trochę na szybko. To jeden z tych filmów, który dużo traci na włożeniu w ścisłe ramy 90-paru minut ekranowych. Close i Kunis dźwigają ciężar historii na swoich barkach, jednak poza ich grą aktorską jest tu raczej typowo, oszczędnie i niestety zbyt pospiesznie, by można było temu dać większą wiarę.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h