Gotham rozpoczęło od mocnego uderzenia, przedstawiając ciekawy i intrygujący świat. Może momentami przesadzony, ale nadal na pograniczu realizmu Nolana i groteski oraz gotycyzmu Burtona. Po kilku odcinkach widać, że serialowi bliżej do tego drugiego, szczególnie zważając na zachowania postaci, które mocno odbiegają od normalności oraz pewnej dozy "nierealizmu" - wskażcie mi drugie takie miasto, gdzie policja jest na pokaz, skorumpowana i wszyscy doskonale o tym wiedzą. 

Najnormalniejszy w tym wszystkim wydaje się Gordon, który - jak już jednak moi poprzednicy wypunktowali - jest na razie niezwykle miałki, a w niektórych scenach, jak chociażby tej z Maronim, wręcz płaczliwy. Co prawda nieco się rozkręca, ale nadal brak jego motywacji. Jest po prostu przesadnie uczciwym, czasami nawet naiwnym człowiekiem. 

Zawodzi sprawa tygodnia. I to na całej linii. Właściwie jest ona chyba tylko po to, by wprowadzić nowy element układanki i mrugnąć okiem do fanów. Mowa o specyfiku zwanym Viper, którego druga, ulepszona wersja nosi już jakże znane miano - Venom. Fani komiksów czy Batmana w ogóle doskonale będą wiedzieć, o co chodzi. W przyszłości może to zwiastować pojawienie się Bane'a. Specyfik pokazano w ciekawy sposób, chociaż osoby, które go zażywają, nie przybierają na masie, a jedynie zyskują niesamowitą siłę. 

I znowuż w całą sprawę zamieszane jest Wayne Enterprises. Żadna w tym nowość, już u Nolana pokazano, że firma trawiona była od środka błędnymi (często specjalnie) decyzjami. U Bruno Hellera nabiera to jednak zupełnie nowego znaczenia. Jak zauważa sam Bruce, wychodzi na to, że jego rodzice nie mieli pojęcia, co się dzieje w ich własnej firmie. Najbliższa współpracownica Thomasa wyrasta zresztą na czarny charakter. 

[video-browser playlist="630755" suggest=""]

U Falcone i Maroniego po staremu. Każdy spiskuje przeciw każdemu, a Fish Mooney kończy trening swojej "tajnej broni" przeciw Don Falcone. Nadal mam jednak wobec niej ambiwalentne uczucia. Aż nadto widać, że chce zagarnąć wpływy dla siebie i aż dziw bierze, że nie zarobiła kulki. 

Najlepiej wypada jak zwykle Oswald oraz Harvey. Obaj aktorzy doskonale bawią się swoimi postaciami i są tak wspaniale oraz barwnie przerysowani, że aż zachwycają. Do nich dołączyć można Edwarda Nygmę, choć jak już słusznie zauważyli moi poprzednicy, bardziej nadaje się on do zakładu psychiatrycznego niż pracy w policji. 

To, co najbardziej denerwuje, to ten brak realizmu. Wszyscy są tutaj przerysowani, a korupcja, przestępczość i zło aż wyzierają z ekranu. Wręcz do przesady. Gotham jawi się jako miasto, gdzie absolutnie nikt nie chciałby mieszkać, wszyscy są źli, a bandyci bezkarnie biegają po ulicach, nie przejmując się nikim ani niczym. Nie wiem, czy ten przesadyzm jest potrzebny. Złą decyzją twórców jest także wprowadzenie sporej liczby postaci. Niemal w każdym odcinku pojawia się chociaż na sekundę Cat, Oswald czy cała reszta plejady przyszłych antagonistów. Widz dobrze wie, że serial opowiada o Gotham, i naprawdę nie musi co odcinek być uderzany w łeb kolejnym nawiązaniem do komiksów. Jest to o tyle ryzykowne, że jeżeli serial zostanie anulowany, to pozostaniemy z sezonem pełnym nawiązań, rozpoczętych wątków i niczym więcej. 

Kto dobrze zna Bruno Hellera, ten wie, że potrafi on w nieskończoność rozwijać główny wątek, a potem kontynuować serial także bez niego. Mentalista jest tutaj najlepszym przykładem. Gotham może mieć ten sam problem - zostało stworzone z myślą niezwykle ambitną, wręcz karkołomną, by pokazać wszystko: od słynnego morderstwa rodziców Bruce'a po przywdzianie przez niego peleryny i maski. Tymczasem z takim tempem rozwoju fabuły i pokazywania coraz to większej liczby postaci drugoplanowych już w 3. sezonie zabraknie dla Batmana przeciwników. Spadający poziom produkcji może jednak nie dawać nadziei na aż tyle odcinków.

Czytaj również: Jaden Smith jako superbohater w "Static Shock"?

5. odcinek Gotham był o... właściwie to był o niczym. Pojawił się specyfik dobrze znany fanom komiksów, o milimetr posunęła się kwestia wojny o wpływy, a Bruce kontynuuje swoje prywatne śledztwo. Przyznaję bez bicia, że nie jest to moja ulubiona ekranizacja komiksu. Ma ogromny potencjał, ale nie wiem, czy jest odpowiednio prowadzona. Warto jednak - ze względu na specyficzny, brudny i mroczny klimat - dać jej szansę. 

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj