Końcówka czwartego sezonu Gotham przynosi widzom wiele zwrotów akcji i emocji, a najnowszy odcinek dołożył jeszcze zaskakujący cliffhanger.
Po kilku ostatnich odcinkach można odnieść wrażenie, że cała historia
Gotham kręci się wokół Valesków terroryzujących miasto, a nie Bruce’a Wayne’a, który ma stać się Mrocznym Rycerzem. Nie jest w tym nic złego, ponieważ Jeremiah to bardzo barwna i wyróżniająca się postać. Choć kompletnie różni się od brata, jest równie niebezpieczny i szalony. To mordercze opanowanie i zimnokrwistość, zaczyna fascynować, tak jak obłąkańczy śmiech Jerome’a. Z początku ta odmiana nie do końca przekonywała, ale teraz widać, że Cameron Monaghan ma pomysł na tego złoczyńcę. Po prostu prezentuje inny rodzaj szaleństwa. Mimo to Jeremiah wciąż przypomina swojego brata bliźniaka, nie tylko z wyglądu, ale również swoją bezwzględnością, jak choćby wtedy, gdy wysadził w powietrze żonglera, a potem spalił swoich ludzi. A prawdopodobnie jeszcze w pełni nie pokazał na co go stać, co ekscytuje jeszcze bardziej.
Z kolei wątek Bruce’a tętnił nawiązaniami do komiksu
Batman: Zabójczy żart. Nie tylko powtórzono słynne zdanie, że wystarczy jeden zły dzień, by ze zdrowego człowieka zrobić szaleńca, ale również obrazki torturowanego Alfreda na ścianach przypominały wydarzenia z tego wydawnictwa. Świetnie to sobie wymyślili twórcy, aby z tego legendarnego komiksu zaczerpnąć pomysł na próbę złamania głównego bohatera. Ale chyba jeszcze mocniejszym motywem było rozcięcie kącików ust przez lokaja na oczach Bruce’a, co wyglądało przerażająco i makabrycznie. Do tego pod wpływem tych krwawych widoków naprawdę można było się nabrać, że to prawdziwy Alfred. Aż ciarki przechodziły po plecach, gdy słychać było ten szalony śmiech.
Natomiast najbardziej szokowała w tym odcinku końcówka, w której Jeremiah postrzelił Selinę. W jednym momencie nasi młodzi bohaterowie przeżywali romantyczne chwile, a w drugim rozgrywał się dramat przy wyciszonych odgłosach, co potęgowało uczucie zaskoczenia. I aż trudno uwierzyć, że po raz kolejny Alfred nie dopilnował zabezpieczenia rezydencji Wayne’ów mimo, że kilka godzin wcześniej został z niej porwany, a następnie torturowany. Znając
Gotham raczej nie powinniśmy się martwić, że postać zginęła (na stałe), ale mimo wszystko sceny wywołały sporo emocji. Do tego jeszcze nieoczekiwany sojusz Jeremiah i Ra’s al Ghula był czymś niespodziewanym, ale wspólny cel najwyraźniej przyniesie nam w finałowym odcinku kolejne zwroty akcji.
Szkoda tylko, że znowu słabo prezentował się wątek Eda i Lee, do którego jeszcze wplątał się Gordon, który zgodnie z przypuszczeniami przeżył wybuch w bunkrze. Ten trójkąt miłosny nudzi okrutnie, ponieważ bez przerwy jest mowa o wątpliwościach i wykorzystywanych uczuciach. A najbardziej dziwi naiwność Człowieka-Zagadki, który podobno jest niezwykle inteligentny i potrafi rozszyfrować każdego. To już nawet Pingwin i Butch, którzy nie odgrywają w
Gotham już żadnej istotnej roli przynajmniej pomogli zabłysnąć Jeremiah w konfrontacji z Barbarą i Tabithą. A także Harvey dostarczył trochę humoru podczas rozbrajania generatora, co w tej napiętej sytuacji sprawdziło się znakomicie.
Mimo paru słabszych momentów
One Bad Day jest świetnym, pełnym akcji i szokującym odcinkiem. Cliffhanger rozpalił wielkie emocje i będzie trzymać widzów w niepewności do następnego epizodu. Miejmy nadzieję, że prawdziwe szaleństwo nastąpi w finale sezonu, który zapowiada się kapitalnie!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h